Panowie, a jak ktoś lubi rąbać drzewa i palić nimi w kominku? Jeść dziczyznę? RObić na swojej posesji co mu się żywnie podoba?
Jest pewna granica pomiędzy wolnością jednostki, a dobrem ogółu. Jeżeli ryb byłoby sporo, to wtedy zabieranie jest OK. Jeżeli jednak wybija się ją tak, że później tarło naturalne jest bardzo słabe, bazować trzeba na zarybieniach, których albo nie ma lub są zbyt małe, to w efekcie mamy do czynienia z wyjaławianiem wód. Dlatego pewne działania są szkodliwe z punktu widzenia zbiornika, dobra innych wędkarzy, też korzystających z tej wody.
Czy można rąbać sobie drzewo w lesie jak się chce? Nie można. Tak samo powinno być z rybami. Można na to zezwolić tym co płacą za utrzymanie wód. Ryb jest coraz mniej, nie rozumiem dlaczego ktoś ma mieć prawo do walenia w leb wszystkiego, tylko w imię tego, że lubi 'jeść rybę'. Nie jesteś sam! Inni tez chcą skorzystać! To nasze wspólne dobro, zarządzajmy więc nim tak,m aby ryby były cały czas!
Jak to zrobić - a chociażby poprzez większe zarybienia i konkretne limity, poprzez kontrolę. Ale na to potrzebne sa pieniądze... No właśnie! Gdyby pozwolić Polakom na rąbanie drzew i wykorzystywanie ich, to byśmy lasów już nie mieli. Byłoby dokładnie to samo co z rybami, kombinowanie, branie wszystkiego na potęgę. Lasów ktoś pilnuje, i dlatego są, prawo jest tutaj jasne i oczywiste. W przypadku ryb już tak nie jest. Najgorsze jest to, że Polacy nie rozumieją, że, na początku lat 90tych, w większości wód był dobry i słuszny rybostan. Ryby same się 'odradzały', nie trzeba było wiele zarybiać wcale. Rozgrabiono to, ryby wybito. Teraz tarło naturalne jest słabe, brakuje pewnych roczników, ciężko o okazy. A największe ryby powinny być właśnie najcenniejsze. I teraz, wielu domaga się aby można było tyle brać co dawniej. Ale z czego? W wodzie pływa ułamek tego co dawniej. Walniesz w łeb? Będzie to jeszcze mniejszy ułamek.
Dlatego trzeba zrozumieć, że należy zachować umiar. Trzeba widzieć, że limity są zbyt duże teraz, że brak kontroli nad wodą sprawia, że bierze się jeszcze więcej niż limity te pozwalają... Tu nie chodzi tylko o to co się komu należy, jakie ktoś ma prawo. Tu chodzi o zdrowy rozsądek. Czy będzie ktoś rąbał drzewa w sadzie na opał? Nie - bo to są drzewa owocowe, mają rodzić owoce. Duże ryby jednak nie są tak traktowane. Tutaj ludzie udają, że 'nie wiedzą'. Efekt? Mamy najsłabsze wody w Europie. Mamy ilość jezior po prostu olbrzymią, a w nich pustki, mamy sporo rzek, w nich tez szału nie ma. Wszystko dlatego, że ludzie udają, że nie ma związku pomiędzy zabieraniem a fatalną sytuacją nad wodą.
Ja nie jestem przeciwnikiem zabierania, mam jednak awersję do brania bez umiaru, bez pomyślunku. Mam dość tej chciwości, pazerności, obłudy, gdzie ktoś się tłumaczy, że 'synek lub tato uwielbiają jeść ryby', i dlatego walą wszystko w łeb jak leci. To proste - nie zasiejesz - nie będzie plonów. W dziwny sposób w Polsce ludzią mają pretensje, że nie ma plonó, jakby sami nie chcieli zauważyć, że się przecież nie sieje... Dużo w tym winy PZW, bo po wyjściu z komuny był czas aby ludzi wyedukować. Niestety, komunizm w wielu wędkarzach pozostał...
Ostap, to nie do Ciebie jakby coś. Tak po prostu piszę o zabieraniu
Mi się podoba model czeski. Ludzie płacą i mają ryby. Nie trzeba walić w zamrażarę 5 szczupaków, bo można złowić jednego na kolację i wystarczy. Ryba jest, dba się o nią, zarybia regularnie. Tam jest inaczej. U nas natomiast wielu gloryfikuje wody PZW, nazywając je dzikimi... Ludzie - dzika to jest Puszcza Białowieska, pełna zwierząt. Wody pozbawione drapieżnika, z masą drobnicy, małą ilością większej ryby, co się uchowała - to nie jest nic dzikiego ani naturalnego. To splądrowane, rozgrabione wody, przykry obraz pokazujący dobrze polską rzeczywistość, gdzie trzeba zabrać, bo jak się nie weźmie samemu, to inni wezmą, gdzie trzeba coś zeżreć, bo się nie może zmarnować. Trzeba zabrać, dać sąsiadce, komuś z rodziny, bo nie wolno broń Boże wypuścić. Stworzono nawet do tego ideologię, od 'ryby nie przeżywają holu' poprzez 'wypuszczanie to sadyzm' aż po 'po to są ryby aby je jeść'. Szkoda, ze ci ludzie nie widzą związku przyczynowo-skutkowego. Ale to chyba w kraju nad Wisłą normalne