Ostatnio rozmawiałem z Mateo, który opowiadał swojej sesji podlodowej na jednym ze zbiorników na Śląsku...
Otóż wyniki słabe, ryby jakby nie było, nikt nie połowił... Co ciekawe, z ryba kiepsko, ten rok jak mówił Mateusz jeszcze gorszy był na tej wodzie. A ma ona 33 hektary o ile dobrze pamiętam. Śląsk, czyli wiadomo - wody przełowione, duża presja.
I teraz szok - zgadnijcie ile ryby tam wprowadzono z zarybień? 50 kilo... PIećdziesiąt kilogramów! Przecież to jakaś szopka!
Zastanówmy się! Wiele zbiorników, jeżeli się przyjrzymy planom zarybień, dostaje takie szczątkowe ilości ryb. Pytam się więc, skąd mają się wziąć rybne łowiska w Polsce? Czy ktoś liczy tam na jakiś cud? Na to, że liny, płocie, leszcze, szczupaki, okonie pojawią się same z siebie? Przecież wędkarze zabierają, jeżeli nie ma wyników zabierać będą wszystko! Nawet to co mało już się nadaje na zabranie... Lodówki już chyba nawet nie pękają w szwach...
Może PZW Wrocław ma ludzi zorientowanych w temacie i będących na czasie - ale wytłumaczcie mi co się robi z taką wodą z opowieści Mateo? Przecież to jest zabijanie wody, polowanie na coraz rzadsze tam ryby!
Jak w Polsce ma być lepiej? Przeciez to proste - w Czechach, do takiego zbirnika trafiłaby tona ryb różnych gatunków, wędkarze mieliby co łowić - stałe zarybienia plus wymiary powodowałyby, że ryby było by sporo, częste kontrole jeszcze by w tym dopomogy. Naturalne tarło też byłoby mocne, co roku! Można więc zarybiać rybami starszymi, takim linem 3 latkiem na przykład, karpiem pół kilo... A tutaj? 50 kilo? Tyle można wpuścić do małej sadzawki!
Zastanówmy się więc kto tu kogo oszukuje. Państwo oszukuje się, że wszystko jest OK z ta wodą, PZW - jego włodarze udają, że robią coś, wędkarze nie wiedzą zaś o co chodzi i oszukują się, że jest sens płacić składki. Ale to jest najnormalniejsza w świecie degradacja zbiornika. Wybijanie jego rybostanu korzystając z dzierżawy. Teraz już nikt nie jest tam chyba zadowolony!
Ile takich wód jest w Polsce?
I jeszcze jedna sprawa. Śląsk to wielka presja wędkarska, olbrzymia ilość wędkarzy wynikająca z ilości ludzi zamieszkującej ten rejon Polski. Według mnie PZW ich oszukuje! Bo zarybiając w takiej ilości, zabija zbiornik, zwiększa jednocześnie presję na innych zbiornikach, grabionych z ryb wg limitów RAPR, nieadekwatnych do sytuacji. O ile myślałem, że wybijanie zarybieniowego karpia to chciwość wędkarzy, to teraz widzę, że jest to spowodowane złą gospodarką! Ci ludzie nie mają kontaktu z rybą przez długi czas, tłuką więc wszystko co się da. Bo 50 kilo ryb na 33 hektary to półtorej kilograma na hektar wody. Czyli kpina, w przypadku dzierżawy PZW kropla w morzu potrzeb!
Macie też takie zbiorniki u siebie? Co powoduje takie zachowania? Prawo, operat źłe zrobiony? Aloe kto to ma zmienić? James Bond, Ironman, agent Tomek? Dlaczego samo PZW strzela sobie w stopę?