Dobór towarzystwa, w którym przyjdzie nam spędzić czas nad wodą jest chyba najważniejszym elementem aby ten czas był przyjemny. Niczym są bowiem super brania super ryb gdy nad uchem skowyt a jad zazdrości tryska zatruwając atmosferę. Oczywiście mówię o sytuacji gdy dane nam jest takiego doboru dokonać. A co z sytuacjami od nas niezależnymi. Gdy np łowimy w błogiej ciszy a tu nagle zjawia się na sąsiednim stanowisku osoba, która o dziwo chce się nagle zaprzyjaźnić, rozmawiać o rzeczach mało w danej chwili dla nas istotnych, która wchodzi nam z butami nie tylko w łowisko ale i życie. Co Panowie robicie wtedy, mówicie gościowi aby się gonił, grzecznie prosicie o danie spokoju czy może zwijacie "majdan". Niestety coraz mniej miejsc odosobnionych, coraz więcej wczasowiczów, gapowiczów, spacerowiczów itp, itd. Ja nie potrafię sobie niestety poradzić i zapanować nad emocjami (taka już konstrukcja psychofizyczna). Najpierw grzecznie proszę a gdy nie działa, działam. Zapewne na forum wielu jak ja doświadcza w czasie swych eskapad wędkarskich fałszywych gratulacji i rzekomych ekscytacji naszymi osiągami. Niestety nadal mało ludzi poważnie traktuje wędkarstwo a przez to łowią mniej lub wcale a tych co robią to dobrze postrzega się jako intruzów. A jak do tego wypuszcza się zdobycz to aż czuć w powietrzu jad zawiści. A może się mylę, może mi tylko dane jest spotykać takie sytuacje nad wodą. W ubiegłym roku zaniechałem dalszego obcowania z karpiówkami przez takich właśnie ludzi. Ludzi, którzy za nic mają trud zanęcenia miejsca, ilość poniesionych z tym kosztów. Wolałem zrezygnować z własnego pomostu, na którym cyklicznie łowiłem piękne liny, karasie złociste gdyż moje argumenty słowne nie działały a alternatywą było danie parę klapsów co w konsekwencji byłoby irracjonalne gdyż odniesiona z tego korzyść raczej była by niewspółmierna do ewentualnych strat.
Długi ten mój wywód ale może macie jakieś cenne rady na takich podbieraczy cudzych pomysłów, pasożytów żerujących na wędkarskiej uczciwości.