Mieszkam na śląsku w okolicy polderu Buków. Łowię na mało uczęszczanej wodzie PZW, można ładnie się pobawić bo ryby są i w zasadzie nie łowi tam nikt.
Szok przeżyłem w sierpniu, kiedy przyjeżdżając nad wodę w południe z zamiarem 2-3 dniowej zasiadki we wcześniej zanęconym miejscu, okazało się, że jest zarybiony staw - według działaczy koła, miało to być "ciche" zarybienie karpiem, wpuszczono je rano ok. 6. Do 7 rano staw był pełen ludzi, ciężko było znaleźć miejsce - ok. 60 ludzi w środku tygodnia. Kiedy zapytałem znajomego o "efekty" to powiedział, że co chwilę kłótnia, bo ryby chodziły po powierzchni i ludzie się przerzucali - wystarczy, że ktoś coś złowił a 10 okolicznych wędek leciało w jego stronę. Parodia wędkarstwa.
Po 4 dniach na stawie znów nikogo - wystarczyło, że zarybili inny staw. Szara rzeczywistość wszystkich wód w mojej okolicy.