Kiedy przeczytałem Twój wpis Lucjanie z tymi słowami, których nie cierpię jak „kontrola”, „bat”, „patrol”… nasunęła mi się taka oto reflekcja, ale od początku:
„Ostatnio mój klub popadł w tarapaty z jednym odcinkiem jeziora, gdyż karpiarze 'srali po krzakach' - i pies właściciela jednego z domów przy rzece wytarzał się w tym i poroznosił po domu, to przepełniło czarę goryczy (odchody kłuły spacerowiczów w oczy od dawna). Teraz prawdopodobnie nie będzie już umowy i kawał brzegu nie będzie mógł być wykorzystywany wędkarsko.
W Polsce czegoś takiego nie ma, a szkoda”
Bardzo dobrze, że w Polsce takich numerów nie ma, bo Anglia – jak wynika z Twojej relacji – jest wiele lat za murzynami.
1. To, że pies wytarzał się w gównie, to wina właściciela psa, a nie wędkarzy.
2. Jeśli gówno przeszkadzało spacerowiczom, to gdzie srają spacerowicze? Wędkarze – choćby jak ja – zawsze mam w bagażniku saperkę…
3. Kupując działkę, zawsze analizujesz późniejsze ewentualne problemy, sprawdzasz jakich będziesz mieć sąsiadów i dopiero kupujesz. Woda jest dobrem ogólnym więc właściciele/dzierżawcy/opiekunowie wody mają większe prawa niż właściciele działek, którzy działki mogli mieć, ale nie musieli. To tak, jakby ktoś powiedział, że nie płacę opłaty za drogę, to nie będę z niej korzystać. Będę.
„Bo jeżeli właściciele działek, skarżyli by się na coś, to gmina lub RZGW mogłoby cofnąć umowę dzierżawną, lub też wyłączyć dany odcinek brzegu z wędkowania”.
Nie, nie mogą i całe szczęście.
Piszesz: „W regulaminie jest zawsze zapis, że za nieprzestrzeganie go można w trybie natychmiastowym utracić członkostwo - bailiff zabierze po prostu pozwolenie i skieruje sprawę do sądu klubowego. Tak więc nie ma dyskutowania - albo przestrzega się regulaminu albo traci członkostwo...”.
Będąc w klubie czyli płacąc składki ( w Polsce oczywiście składki PZW), a podpisując członkostwo, daję zezwolenie na to, by być rządzonym, być człowiekiem obserwowanym, kierowanym, regulowanym, sprawdzanym, upomnianym, ukaranym przez stworzenia, które nie mają ani prawa, ani mądrości aby to robić.
A kiedy ktoś okazuje najmniejszą oznakę sprzeciwu jest represjonowany, prześladowany, nakładane są na niego kary, na koniec jest on też wyśmiany i wyszydzony.
Jakie jest wyjście z sytuacji, kiedy nie chcę doświadczać tego wszystkiego, co wymieniłem? Nie płacić składek członkowskich, wędkować korzystając z prawa naturalnego, które jest najwyższym prawem każdego człowieka, bo opieka czy dzierżawa wody, to nie własność.
A jeśli ktoś wymusza na mnie rezygnację z moich praw siłą, to siłą też to prawo przywracać.