Wczorajsza sesja na rz. Odra zakończona sukcesem. Było mnóstwo pięknych rybek, w zasadzie wszystkie ryby były duże, z drobnicy złowiłem kilka okoni i jednego małego, około 15 cm leszczyka. Reszta to były już piękne rybki, które świetnie walczyły i dostarczyły mi mnóstwo emocji przed urlopowym wyjazdem. Założenie było takie, by nałowić się na dwa tygodnie, bo za granicą ryby sobie odpuszczam. Plan zrealizowany w 100% a nawet więcej, bo nie spodziewałem się, że w łowisku będzie tyle dużych ryb, które pojawiły się w zasadzie błyskawicznie po zanęceniu.
Szybko po pracy pojechałem nad Odrę. Błyskawiczne rozkładanie tyczki, gruntowanie, rozłożenie kosza. Później pora na zanętę, którą wstępnie nawilżyłem już w domu. Nie było jej dużo, jakieś 0,5 kg - tyle na szybką sesję wystarczy. Było jakieś 6 kg gliny, jedna wiążąca ciężka, druga argille i jedna ziemia bełchatowska - wziąłem co było pootwierane albo leżało pod ręką. Wszystkie gliny wymieszałem, do tego jakieś 0,2 litra pinki, garść jockersa, kilka garści gotowanych konopii. Wszystko robione zupełnie na szybko choć według wcześniejszego założenia. Dwie garści zanęty powędrowały do 5 litrów gliny natomiast jej reszta została osobno na donęcanie. Do 1 kg gliny poszło jakieś 0,25 litra jockersa i 0,5 litra pinki - i to służyło do ulepienia treściwych kulek, podanych z kubka. Niczego nie sklejałem, uciąg był na tyle mały (2-4 gr), że zdecydowałem, że niczego nie będę sklejał a jedynie popracuję odpowiednio wodą, by dokleić mieszankę. Nie było to jednak za bardzo konieczne, ponieważ na krótką sesję i szybki wypad mocno sklejone kule mogły by zacząć pracować zbyt późno. Wszystko więc miało pracować i wabić natychmiast po wrzuceniu do wody. Na dnie miał leżeć dywan z gliny i śladowe ilości robactwa a na środku stało kilka mniejszych i większych kulek podanych punktowo, które też miały się szybko wymywać - uznałem, że będę towar dostarczał poprzez miarowe i często donęcanie.
Pierwsze branie nastąpiło w zasadzie zaraz po wstawieniu zestawu. Szybka wtopa pod wodę i jest ryba. Okoń! Kurde, już miałem koszmar przed oczyma, bo wiele razy na Odrze zdarza się łowić tylko okonie, które całkowicie potrafią opanować stanowisko. Rybka wypuszczona, kolejny wyjazd ja 5-6 ochotek. Minutka oczekiwania, wtopa pod wodę, zacięcie i... zaczep? Nie, brzana! Dosłownie kilka minut od zanęcenia, druga ryba i już brzana! Guma wyciągnięta ale jest wyraźny zapas, kilka odjazdów i rybka idzie do brzegu. Spina się przy podbieraku. Przypon z haczykiem 18 od razu zrywam i zmieniam na większy, chyba 14,tkę. Dwa kubki gliny z robactwem do wody i zaczynam dalej łowienie. W sumie eldorado, ponieważ łowię na przemian klenie, płocie, leszcze, okonie i...brzany. Tych tego dnia były 4 sztuki, z czego niestety jedną wyciągnąłem. Dwie (pierwsza i druga spięły się pod brzegiem), trzecią złowiłem a czwarta musiała być potężna, bo nie byłem w stanie zatrzymać jej na tym zestawie, na który łowiłem. Miał on umożliwić złowienie brzany (w sumie 3 sztuki pod brzegiem były bez problemu) ale też nie wykluczyć łowienia innych ryb, które mogą być już wyczulone na wyjątkowo przegrubiony zestaw. Tak więc łowiłem główną 0,16 z 0,14 na przyponie i chyba 14 haczykiem. Spławik 3,5 grama. Ryby brały typowo ze stopa, wszystkie w kulach. Najskuteczniejszą przynętą były 3 różowe/pomarańczowe pinki plus 3-4 ochotki. Bez ochotek było zdecydowanie mniej brań natomiast na same ochotki, pomijając pierwszą brzanę również ryby reagowały słabiej (może tutaj znów robotę robił kolor pinek).
Wypad udany. Wszystkie ryby wróciły do wody.
Niestety, nie robiłem zdjęć przez całą sesję ani też od początku, mimo to jakieś tam pamiątki są.
Zdjęcie z brzaną celowo obcięte bo było widać charakterystyczne punkty.