Dzięki Panowie.
Płoć chyba moja rekordowa. Nie pamiętam, żebym kiedyś większą złowił. Była wyjątkowo wysoka i grubawa.
Jeśli chodzi o łowienie to planowałem wykorzystać jeszcze ostatni dzień urlopu. Liczyłem po cichutku na brzany i/lub leszcze, jednak tych nie było. Ku mojemu zadowoleniu nie było też okoni, które potrafią tam uprzykrzyć życie.
Nad wodą byłem około godziny 10:00. Przygotowałem stanowisko, wygruntowałem łowisko, rozłożyłem sprzęt. Przygotowałem 4 kilogramy gliny wiążącej ciężkiej, 2 kilogramy argille ciemnej i jeden kilogram ziemii do przyciemnienia mieszanki. Rozrobiłem też około 0,5 kg zanęty, której około połowę dodałem do kul a resztę zostawiłem na conęcanie.
Prawie trzy tygodnie nieobecności nad Odrą i inny klimat, który panował w Grecji nieco uśpiły moje myślenie i nie przewidziałem, że po opadach woda będzie szybciej płynąć. W czasie mojej ostatniej sesji nad Odrą woda płynęła raptem na 1-3 gramy, teraz było to około 10-12, stąd też moja glina okazała się nieco za "lekka" na taki uciąg. Kule musiałem więc skleić bentonitem.
Tak wyglądały kule, które przygotowałem na wstępne nęcenie. Jockers, odrobina pinek. Glina z niewielką ilością zanęty.
Tak wyglądały kule, które zamierzałem podać prezycyjnie z kubka w miejsce łowienia. Sama glina, bez zanęty i robactwo. Jak widać, było tam dużo jockersa i pinek. Trochę białego robaka.
W zależności od tego co będzie się działo w łowisku zamierzałem donęcać gliną z odpowiednią ilością robaków lub samą zanętą, którą wcześniej sobie odsypałem do osobnego pojemnika. Na Odrze ryby bardzo często dobrze reagują na kule samej zanęty z robakami przy donęcaniu.
Wyniki na początku były stosunkowo słabe. Dla porównania, na poprzedniej sesji ryby zameldowały się natychmiast po donęcaniu a pierwsza duża ryba - brzana - była drugą w kolejności w zasadzie kilka minut od zanęcenia. Tym razem, na ryby musiałem poczekać nieco dłużej. Nie umiałem się też wpasować w uciąg, który okazał się dość spory. Zmieniłem zestawy na cięższe i zacząłem łowić na 12 gram. Korekty gruntu, rozmieszczenia śrucin... W końcu pojawiło się branie i pierwsza płoć wylądowała w podbieraku. Na początku było to typowe rzeźbienie, każdą rybę trzeba było wypracować. Kiedy już w końcu brania zaczęły się w miarę regularne, praktycznie przez moje łowisko przepłynęła z dużą prędkością motorówka. Fale były tak duże a woda tak zmącona, że od razu złapałem się za głowę wybrażając co pozostało na dnie z mojej zanęty. Ciśnienie opadło, wykrzyczałem kilka epitetów i wyjechałem kilkoma kubkami towaru żeby odbudować swoją miejscówkę. Minęło dobre pół godziny zanim ryby ponownie się pojawiły. Zacząłem łowić klenie. A łowiło się trudno, bo zestaw ciężki a brania praktycznie niezauważalne. Zacząłem więc zacinać natychmiast po jakimkolwiek podejrzanym ruchu spławika. Okazało się, że taktyka się sprawdza. Zacząłem łowić w tempo rybę za rybą, donęcałem też co kilka ryb po dwie kulki gliny z mięskiem. W sumie złowiłem około 10 płoci (ciężko wypracowanych na początku), ale dość sporych i około 40 kleni (przy 30 przestałem już liczyć). Nie udało mi się dobrać do leszczy i tak bardzo oczekiwanych brzan, jednak uważam sesję za bardzo udaną, głównie ze względu na klenie, które są już rybkami sporymi a na dodatek tak rzadko przeze mnie łowionymi.
Nie wiem czy widać, ale w pyszczku każdego z kleni było mnóstwo zanęty i robaków. To był też dla mnie sygnał, że ryby są i jedzą, że towar jest na dnie.