Najlepiej udowodnić, że źle nią gospodaruje i nie wywiązuje się z operatu wodno prawnego. Gdyby w PZW były mądre głowy i było to stowarzyszenie rozsądnie zarządzane to sami pozbyli by się części wód, głównie stawideł, które są jedynie przechowalnią dla zarybieniowego karpia, który i tak zostaje wyłowiony za chwilę przez mięsiarzy. Nie mam nic przeciwko stawom, ale po co ich tyle w takiej ilości. Wiem, że kiedyś było modne, że przy każdej kopalni, każdym wiekszym zakładzie pracy, w każdym miasteczku były stawy i zakładano lokalne koła wędkarskie. Bo samochód miał co 5 człowiek, reszta jeździła na ryby motorowerem albo rowerem. Teraz w większości jeździmy na ryby wiele kilometrów, mimo, że mamy tak wiele łowisk PZW wokół siebie. Dlaczego tak jest? Bo to są bezrybia. Lepiej to zostawić, wyłuskać tylko te atrakcyjne, stawy, jeziora, rzeki, kanały - dla urozmaicenia - i w nie inwestować.
Przy tych samych środkach z opłat, mniejszej ilości wód o około 80% możemy tak doinwestować te wody, które pozostaną, że ryby będą jeść wędkarzom z ręki. Nie trzeba będzie opłacać pasibrzuchów na stołkach ani pseudo ekspertów, bo będą pieniądze, by zlecić ekspertyzę, wykonanie operatu czy jakichkolwiek spraw firmie zewnętrznej. Można będzie kontrolować codziennie łowiska, a zwiększając na to fundusze robić to nawet kilka razy dziennie na jednym łowisku. W teorii zmniejszy się ilość łowisk jednak poprawi się zdecydwanie ich jakość. Mnie takie rozwiązanie odpowiada.