Ja na ich miejscu bałbym się tego wirusa. Zawsze może zmutować i zaatakuje rodzime gatunki i będzie problem, może lepiej by było zrobić odłowy sieciowe, ale to bardziej pracochłonne.
Moim zdaniem najlepsze by było postawić wzdłuż rzeki co 1 km kuchnie polową, kilka palet słoików i w gratisie zorganizować tygodniową wycieczkę z Polski. Problem rozwiązany.

Drastyczne czy nie,karp stał się problemem i postanowiono problem rozwiązać. Czy są lepsze sposoby? Ciężko stwierdzić. Pocieszające jest to,że ktoś myśli i planuje.U nas wygląda to nieco inaczej

Fakt faktem,wirus może stać się większym problemem niż rzeczony karp,ale... ekspertem nie jestem.
W zbiornikach,które znam karp to też "problem". Gdzie się nie obejrzeć to karp i karp. Taka mięsiarska bardzo ryba i chyba o to głownie chodzi.
W Polsce chyba mało kto się nad tym zastanawia.Poza tym u nas karp nie zdąży stać się problemem,bo ląduje w siatce tak szybko jak tylko zostaje wpuszczony do wody.
Znam niejeden staw czy jeziorko,które wspominam z dzieciństwa,jako siedlisko karasia,lina,okonia,różanek, słonecznic, raków... Aktualnie zbiorniki wyglądają tak: zarybiamy karpiem,wyławiamy go w max. 2 tygodnie ,a potem martwa woda.
Linek czy inny okoń to święty gral aktualnie.
Zresztą to nie jedyne przypadki.
Amury wpuszczane do małych stawów by wytępić roślinność. Potem pływa kilka "torped",roślinności brak,innych gatunków niemal też brak..
Sumy w przykładowo 1-hektarowych jeziorkach.
Leszcze w stawie 50x100m i głębokości max 1,8m .
Pewnie każdy z Was zna takie przypadki...