Ilość ryb w rzece nie ma nic do rzeczy, bo sytuacja w której ryb jest tak dużo że muszą sobie na łeb wchodzić by wyrwać kawałek jedzenia, i obojętnie dla niej jakiego, występuje w akwarium a nie w dzikiej rzece.
Trend ze zbiorników stojących będzie stopniowo przechodzić na wody płynące ale będzie procesem dużo dłuższym bo ryba migruje, jest dzika, i na pewnych odcinkach jest przez wiele lat futrowana przez miejscowych ziarnami (wiadomo, ekonomia)
Nie zgodzę się z tym

Po pierwsze to nie wiesz nawet ile powinno być ryb w rzece. Zerknij ile łowią na Renie, we Francji lub we Włoszech. Tam jest często opór ryby. Polskie rzeki to własnie takie 'akwarium', bo wędkarze po prostu zdziesiątkowali ryby, niszczone są tarliska, nie pomagają susze. Jeżeli mieszkałbyś przy granicy polsko- czeskiej, to zorientowałbyś się, że Odra czeska i Odra polska to dwie różne rzeki pod względem rybostanu. U Czechów ryby sobie 'wchodzą na łeb', po polskiej stronie zaś już jest 'porządek'

Dlatego mówienie, że polskie rzeki są dzikie, to przegięcie. Dzikich rzek nie traktuje się jak stawy hodowlane, a tak jest w Polsce właśnie. W takim UK takiego Trentu się praktycznie nie zarybia w ogóle, a jak jest w Polsce?
Ile jest szczupaka w wodzie polskiej 'dzikiej'? Jego ilość jest tak niska, że trudno mówić o dzikości. To jest właśnie nienaturalne, to jest ingerencja człowieka w ichtiofaunę, bardzo mocna.Kolejna sprawa to zarybienia. Nie wiem dlaczego nie zwracasz uwagi na to, że polskie rzeki się regularnie zarybia. Narybek nie jest karmiony pszenicą ale specjalną karmą, która jest waśnie pelletem. Czyli wiele ryb ma już coś niby 'zakodowane'. Czy wg ciebie ryby o tym zapominają?
Następna rzecz to naturalność przynęt. My łowimy zazwyczaj na coś, co nie jest dla ryby naturalne, bo pszenica to zboże, rosnące na polach a nie nad rzekami. Gdyby polscy wędkarze sypali jakieś olbrzymie ilości np. grochu, to bym mógł coś zrozumieć, ale ile tego tak naprawdę trafia do wody? Do tego ile ryb złowionych wraca do zbiorników? Zwłaszcza szczupaków? Jego brak powoduje poważne zakłócenia, jest zatrzęsienie drobnicy, więc wiele przynęt będzie działać inaczej niż na wodzie normalnej.
Następna rzecz to pellet halibutowy, który w pewnym momencie zaczął być wykorzystywany przez wędkarzy w UK. To podobno była masakra, takie ilości łowiono na niego brzan czy kleni. Teraz ryba właśnie chce go mniej, dawniej po prostu szalała na tym punkcie. Pytanie dlaczego? Bo to UK? Czy można sądzić, że polski kleń i brzana zachowałyby się całkiem inaczej? Oczywiście, ze nie...
Teraz zadajmy sobie kolejne pytanie. Czy karp w UK jest inny od tego w Polsce. O dziwo różnic nie ma żadnych. Polski wcina kulki i pellety aż mu się skrzela trzęsą 
Więc jak to jest?
Gdzie tkwi problem? Według mnie w ilości ryb, to podstawa. W UK o wiele łatwiej sprawdzić co smakuje rybom, bo jest ich więcej. Jest na czym testować. W Polsce ryb jest dużo mniej, więc już to stanowi znaczący faktor. Bo jak się łowi jedną brzanę, to trudno powiedzieć czy coś się nam dobrze sprawdza. Bo to jak znaleźć jednego prawdziwka w lesie i mówić o tym, że jest sporo grzybów. Być może jest ich sporo, a może mieliśmy szczęście?
Kolejna rzecz to sposób łowienia. Skoro mało kto łowi brzany jak Angole, skupiając się na łowieniu z użyciem cienkich żyłek i przyponów, z małymi przynętami, to czy można mówić o tym, ze dokonano tu porównania skuteczności czegoś? Oczywiście, że nie. Ja nie widze praktycznie nikogo, kto łowi w Polsce jak w UK, więc jak można mówić, ze coś się sprawdza lub nie? Poza tym jak pisałem, tutaj mało kto nastawia się na mniejsze ryby, wchodząc w kulki i pellety. Te są dla większych ryb... Do tego kulki i pellety sprawdzają się w nocy głównie. Na Trencie za dnia na kulki można złapać zapalenie płuc, zwłaszcza zimą. Taka jest prawda. Więc już mamy tu spore rozróżnienie, bo taka brzana wykazuje zadziwiające zmiany apetytu, co innego woli za dnia a co innego w nocy.
Kolejna rzecz to zanęty na mączkach. Tu twoja teoria wali się w gruzy, gdyż te zanęty cieszą się teraz wielką popularnością. Dlaczego? Bo się sprawdzają, między innymi pisze o tym Czesiek właśnie. Ale znów, do Metody i tego typu łowienia, czyli większych ryb. To nie są zanęty na krąpia czy płoć, choć też się je łowi.
Kolejna sprawa to różnica pomiędzy wodą zimną i ciepłą. Latem ryba ma ochotę na wiele rzeczy, te roślinne się dobrze sprawdzają, zreszta ma spory apetyt i pałaszuje wszystko. Ale zima już jest spora różnica, bo pellety i kulki, ciasta ustępują pola przynętom zwierzęcym. Ryba zdecydowanie je woli, może dlatego , ze są lekkostrawne? Więc tu wielu może wyciągać złe wnioski. Ja już w październiku przechodzę na rzece na białe, bo ryba bierze na nie o wiele chętniej niż na pellety lub kulki, i robię to do końca sezonu na rzekach, a więc do 14 marca. To praktycznie pół roku. I mam skalę porównawczą, bo wiem jak łowią znajomi, czego używają. Ci co polegają na kulkach zazwyczaj blankują.
Według mnie ryby mogą wykazywać pewne przyzwyczajenia, jednak nie aż tak duże jak piszesz.
Bardzo często po prostu porównuje się rzeczy nieprawidłowo. W Polsce łowi się głównie ryby drobne, mało kto nastawia się na coś większego, jest to bonus. W UK jest zazwyczaj na odwrót. O ile nie ma zawodów, to ludzie nastawiają się na ryby duże. Więc podejście jest tu bardzo istotne. Taktyka łowienia płoci, krąpi i leszczy jest odmienna od taktyki używanej do łowienia leszczy (ale łopat), brzan i kleni, łowi się zarówno innym sprzętem, jak i z użyciem innych przynęt, zanęt, nęci sie inaczej. Nie ma to jednak wiele wspólnego z tym co lubią ryby.