Nie myślcie, ze to przeciwko komuś kto zabiera. Chciałbym po prostu pokazać, jak to działa. Pamiętam jak rok temu Sylwek pisał o rybach z jego wody, pisał też, że zabierał je (karpie kilka kilo, leszcze). Teraz łowi, leszcze do 35 cm. Chyba widać bardzo dobrze związek bezpośredni pomiędzy zabieraniem, a wynikami. Bo umiejętności Sylwkowi odmówić nie można.
To wcale nie jest tak, że samo zabieranie jest złe. Zgodzę się z Arkiem, że skoro regulamin na to pozwala, to nie dziwmy się, że ludzie biorą. Ale gdzie są zarybienia? Gdzie widełki wymiarowe, co za pała w ogóle ustala te limity?
To, czego najbardziej nie rozumiem, to dlaczego ktoś udaje, że ryby są. Przecież widać wszędzie, że jest tak cienko, że to woła o pomstę do nieba. Co robi PZW? To tak, jakby zatrudnić kierowcę, co ma nas zawieźć z Krakowa do Gdańska, ale zakała jedzie po jakiś manowcach, zamiast bliżej, to się oddalamy. Co to za cyrk? Oni udają, że coś robią, a my udajemy, że to działa...
Ryb nie ma i tyle. Tu trzeba mieć jakiś plan. Z jednej strony trzeba się opamiętać z zabieraniem, z drugiej ludzie z wierchuszki powinni się zabrać do roboty, a zacząć można od tego nieżyciowego regulaminu. Bo jeżeli mamy respektować to co ustala RAPR, to zarybiać trzeba kilka razy więcej, i to podrośnietymi rybami.