JA napisze po raz kolejny, że są komercje i komercje... Są łatwe łowiska i trudne. Poza tym, nie jest sztuką złowić rybę na komercji, ale mieć stałe, dobre wyniki. Bo karpia lub dwa to można złowić na teleskopa i samego robaka, ale miec stałe brania i ryby, to co innego.
Co do wód PZW. Po raz kolejny napiszę, że są to takie dzikie wody, jak baran na łące. Ryby są wybrane, nie ma drapieżnika, jest masa drobnicy. Często złowienie ryby to nie kunszt ale czysty fuks. Bo jak się trafi na rybę w danej części łowiska, to będzie branie. Ale czy jesteśmy pewni, że to nasza taktyka? Czy to jeden z 'nielicznych' ocalałych? Często komercje są bardziej podobne do dzikich wód, niż wody związkowe. Dochodzi wręcz do sytuacji, gdzie wędkarze wychwalają takie wody i ich wyższość nad wodami rybnymi. To jakiś rodzaj sadomasochizmu. Jeździć nad wodę i łowić same kurduple... Oglądać zniszczoną wodę z bliska i uważać, że jest lepsza od komercji. Nienormalność stała się normalnością u nas w Polsce.
Rebirth, rozumiem o co ci chodzi, myślę jednak, że nie widziałeś wielu komercji. Zapewniam Cię, że możesz sobie wybrać takie, które są trudne i wymagające. Dla mnie to były Kacze Doły, 'jedynka' w Biestrzynniku. Takich wód jest więcej.
No i zawsze możesz wybrać się na zawody, takie jak Matrix & Baitbox Cup. Możesz zobaczyć innych wędkarzy w akcji i się porównać z nimi. Myślę, że wtedy miałbyś inne spojrzenie. Ja na przykład łowię na różnych wodach, na rybniejszych i bardzo trudnych. Każda ma swój urok. Sam sobie wyznaczam poziom poprzeczki i wiem mniej więcej jaki wynik jest 'dobry'. Bo lin na wodzie PZW to dobry wynik, taki może być pięć karpi na komercji. Jeżęli łowisz więcej niż sąsiedzi, to jest dobrze...

A co do alarmów. Zależy jak używamy ich i do czego. Ja łowię na wiele sposobów, i alarm to dla mnie nie jest wcale pójście na łatwiznę. To normalna sprawa, tak jak mycie się pod prysznicem jest lepsze niż misce. Na nocce wolę mieć możliwość wiązać torebki PVA, przespać się, pogadać z kimś, niż byc 'wielkim' łowcą gapiącym się w świetliki i dostającym oczopląsu. Poza tym alarmy pozwalają łowić wędkami skierowanymi na wprost. Jak dla mnie to taki sam wynalazek, jak miękka szczytówka.
Ale tez jest druga strona medalu. Chodzenie na łatwiznę, wyręczanie się elektroniką. Na wielu wodach widzę gości łowiących z alarmami, na przykład na Milton Lake, liny i karasie. Przeraża mnie to, bo to strasznie nieefektywny sposób łowienia ich. Ktoś zamiast łowić skutecznie, mączy przestrzeń 'pikawkami'. To samo z młodzieżą w UK. Goście łowią głównie karpie, z alarmami oczywiście. Zanika stara szkoła, powoli ludzie zamieniają się w zależne od baterii urządzenia, bez których się nie da rady złowić ryby. Przestają je rozumieć, idą na łatwiznę. Ot - sypnąć kulek, założyć taka na włos i heja. A już sami karpiarze to często łowienie na pokaz, chwalenie się kijami za setki funtów, kołowrotkami wartymi równowartość telewizora 4K...
Miejmy nadzieję, ze nie będzie tak źle...
