Ale może to i jest dobrze pomyślane:
1. koło PZW zadowala swoich członków (karta się zwraca)
2. dobrze dla zbiorników, że mało karpi w takich zbiornikach dorasta do okazowych rozmiarów,
3. pozostałe kilka szt dużych czeka na swojego łowce okazów
i wszyscy szczęśliwi.
Rzeczywiście, coś w tym jest. Podobnie mówią prezesi znanych mi kół wędkarskich. A skoro oni tak mówią i do tego dążą, to i okręg stara się wyjść ich oczekiwaniom na przeciw.
Niebawem będziemy łowić głównie karpie (karpiki). O linie czy karasiu złocistym będzie można zapomnieć.
Woda i natura zawsze się wybroni, tylko człowiek jest jej największym przeciwnikiem. Zaczynając cokolwiek lub próbując cokolwiek zmienić zaczynam od siebie. Zacznijmy sami działać dając przykład innym a może ktoś będzie chciał iść z nami w parzę i w ten sposób zadbamy o przyszłość i jakość ryb i wód w Polsce. Dlatego nie wydaje mi się aby "oszołomy" bez odpowiedniego wcześniejszego przygotowania wpuściły tak sobie Albinosa do Wisły.
Ja już od 1999 roku zmieniłem siebie, próbuję zmieniać innych i nieustannie czekam na poprawę. Póki co takowej nie odczułem.
Po raz kolejny zacytuję sam siebie, podając suche fakty (bez ich analizy):
Zobaczmy co stało się na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat:
- zwiększono wymiary ochronne wielu gatunków ryb,
- znacząco zaostrzono limity dobowe wielu gatunków,
- wprowadzono nowe okresy ochronne dla niektórych ryb (m.in dla węgorza),
- wprowadzono górne wymiary ochronne (m.in. dla karpia, szczupaka, sandacza, okonia),
- wprowadzono obowiązek szczegółowego rejestrowania połowów,
- w niektórych okręgach wprowadzono nawet limity roczne (np. 35 szczupaków, karpi, linów czy pstrągów na rok),
- składki i opłaty PZW mają tendencję wzrostową,
- podział na okręgi spowodował, że chcąc łowić w więcej niż jednym okręgu, wpłacamy do PZW ogromne kwoty,
- liczba wędkarzy stosujących zasadę C&R stale rośnie. Jednak mimo wszystkich powyższych punktów
rybostan naszych wód wciąż ubożeje.
Analizę może każdy przeprowadzić samemu.
Niewątpliwie zabierane przez wędkarzy przez lata spore ilości ryb również przyczyniają się do tego, że coraz ciężej jest złowić ładne okazy wielu gatunków.
Ja sam - podobnie jak Grendziu - zabierałem kiedyś ryby w niemałych ilościach. Zacząłem je uwalniać w 1999 i przez kolejne lata wypuszczałem wszystko, bez wyjątku, z powrotem do wody. Od 2012 zacząłem sporadycznie coś zabierać (czasem płocie, czasem karpiki ze stawu sekcyjnego).
Nie wydaje mi się jednak, żeby postawa z tamtych lat była jedyną przyczyną pogorszenia się rybostanu w wielu wodach. Widać to jasno z wypunktowanych przeze mnie powyżej faktów.
Zauważmy jedną rzecz. Karpia nie brakuje. Wręcz łowi się coraz większe sztuki, które często są większe niż nawet te łowione w UK.
Dlaczego zatem karpia nie brakuje, mimo że jest on najbardziej pożądanym gatunkiem i chyba najczęściej zabieranym? Bo zarybienia są duże. Każdy z nas w tym roku miał nieraz serię wielu brań. Karp dominuje w naszym wątku o połowach. Łowiący na spławik i na feedera dostają te mniejsze. Karpiarze na kulki łowią większe.
Jest tak mimo faktu, że wielu wędkarzy upycha bagażniki zarybieniowym karpikiem, więc zabierane są duże ilości.
Dlaczego tak samo nie może być z linem, karasiem złocistym, dużym leszczem, sandaczem, czy brzaną? Bo niby po co zajmować się tyloma różnymi gatunkami, badać je, badać warunki, wydawać dodatkowe pieniądze? Najlepiej wpuścić karpika i temat załatwiony.
Jest tak dlatego, że właśnie - jak napisał Loktok - firma PZW znalazła w tym gatunku receptę na zadowolenie "wędkarzy", a przy tym zadowolenie siebie.
Nie oszukujmy się. To są wszystko interesy. Mam wielu znajomych biznesmenów, którzy mówią mi jak w Polsce robi się interesy. Ostatnio przerabiałem temat Lasów Państwowych. Tam to dopiero są możliwości. Nikt dokładnie nie oszacuje ile drzew wycięto, ile z zasadzonych wyrośnie. Zaś papier przyjmie wszystko. Można sprzedać inną ilość, a jeszcze coś innego wpisać na fakturę.
Ryby to jeszcze lepszy interes. Tych nie widać w ogóle. Wędkarze nie są pewni ile tak naprawdę ich kryje się pod wodą. Często jestem świadkiem, jak starzy wędkarze, mimo iż od lat nie łowią praktycznie nic w danym zbiorniku, opowiadają sobie, że tam pod wodą kryją się wielkie ryby, tylko po prostu przestały brać, bo klimat się zmienił. Badacze mają też inne rzeczy do roboty, a nie tylko szacowanie ilości ryb w każdym z 7000 jezior, jeziorek i stawów. Bada się to, na co są pieniądze. Tutaj nikomu specjalnie nie zależy na jakichś wędkarzach. Bo niby po co miałoby zależeć.
Mam nadzieję, że w jednym z kolejnych numerów magazynu SiG ukaże się wywiad z ichtiologiem, który przez bodaj 7 lat pracował dla jednego z okręgów PZW i opowiada on jak to wygląda od kuchni. Myślę, że wielu z Was złapie się za głowę, a źrenice mocno się rozszerzą.
Tak więc: tego, co pod wodą nie widać, szczegółowych badań brak, wiarygodność rejestrów słaba - idealne warunki do prowadzenia złotych interesów!
Nie ma się co łudzić. Może i pewne rzeczy się zmieniają, ale wciąż bliżej nam do Wschodu niż Zachodu. Zapewne nie jest tak tragicznie, jak w Białorusi czy na Ukrainie, ale jednak korupcja i układy są bardzo zakorzenione.
Z raportów wynika, że w Polsce do 24% przetargów może być przedmiotem zmowy, podczas gdy w innych krajach UE wskaźnik ten wynosi 1-3%.
Ja tam jakoś nie daję już wiary, że za mojego życia będzie lepiej. Będzie lepiej, jak niektórzy z nas założą stowarzyszenia, wydzierżawią część wód i stworzą własne łowiska, do czego sam zmierzam. Mam nadzieję, że na jutrzejszej imprezie urodzinowej postawimy kolejne kroki w tej kwestii, bo będą tam wszyscy zainteresowani. Póki co przedstawiciele Lasów, z którymi rozmawiamy są bardzo chętni do tego typu interesów. Kwestia pieniędzy.