Tak odnośnie tego, jakie ryby można kupować, zobaczcie, co jest w ofercie:
http://www.pankarprybacy.pl/forumrybacy2011/phpBB3/viewforum.php?f=3&sid=7b0bf5789f65838fdb8057c36330c4feTakie ryby jak lin, leszcz, karaś - to jest rzadkość, jeśli chodzi o hodowców. Jeśli już faktycznie ktoś to oferuje, to zazwyczaj z drugiego końca kraju.
Przy leszczu to już 100% ryzyko, że do wody wpuści się zdechłe ryby. A raczej wyleje razem z wodą.
To, jak mało osób hoduje takie ryby to kolejny sygnał, by o te ryby maksymalnie dbać. Bo kiedyś może się okazać, że karasia pospolitego czy lina będziemy oglądać tylko w książkach albo na zdjęciach w internecie. Stąd też, zupełnie nie rozumiem, tych 3 głosów w ankiecie o limicie lina, który miał by wynosić "powyżej 4 sztuk" na dobę. Istny kosmos. Może ktoś się przyzna do swojego głosu i uzasadni, dlaczego chce brać na dobę więcej niż 4 sztuki tak pięknych ryb, które w tej chwili są już rzadkością.
Od lat widzimy, jak PZW zarybia nasze łowiska w większości karpiem. Inne ryby to niezwykła rzadkość. Karpie te są wyłapywane w większości po zarybieniu, nie rozmnażają się. Przyłowy w pozostałych okresach stanowią właśnie ryby rodzime typu leszcz, karaś pospolity, lin. Czyli uszczupla się rybostan a w ogóle się go nie uzupełnia. To nic więcej jak rabunkowa gospodarka. PZW, w spółce z mięsiarzami - pseudowędkarzami okrada polskie łowiska i doprowadza do zaburzeń, których skutki już widać a będą ciągnęły się przez lata.
PZW nie ma zupełnie pomysłu na ryby, wody i na wędkowanie. Nie można pewnych aspektów pogodzić. Moim zdaniem powinny być tworzone osobne łowiska, które były by dedykowane pod daną metodę połowu. Z wydzielonymi stanowiskami, dużymi karpiami dla karpiarzy, dla spinningistów i łowców drapieżnika z dużą populacją tych ryb, z większymi rybami łowiska no kill - na wzór łowisk komercyjnych oraz zbiorniki z rybami mieszanymi, głównie zarybianymi rodzimymi gatunkami. To, że natura sama w naturalny sposób to reguluje widać doskonale po samych łowiskach w chwili obecnej. Jedne są rajem dla łowców drapieżnika, inne dla łowców wielkich łopat leszczy, jeszcze inne to bagna z pięknymi linami czy karasiami pospolitymi. Czy te ryby, czy te łowiska zdobyły swoje cechy dzięki cudownym zarybieniom PZW? Absolutnie! No więc trzeba ruszyć trochę głową i pomóc naturze we właściwy sposób. Tam, gdzie trzeba - bo wiadomo, że to pogłowie jest zmniejszane przez wędkarzy dorybić sandacza, szczupaka, okonia, tam gdzie to konieczne zarybić linem czy karasiem, tam, gdzie chcemy łowić duże ryby - dbać o wielkie karpie a tam, gdzie chcemy tworzyć doskonałe karpodromy, łowiska na zawody czy no kill - wpuszczać tego handlowego karpika. A tak, wszędzie ląduje karp ewentualnie po kilka sztuk (nieraz dosłownie) innej ryby i co z tego mamy? Dalej wyjałowione i puste zbiorniki.
Jakby mnie ktoś nie zrozumiał. Nie chodzi o to, by w jednej wodzie pływały tylko szczupaki i sandacze albo w innej same liny z karasiami. Chodzi o to, by zarybiać konkretne wody odpowiednimi gatunkami, które się tam dobrze czują. A to widać gołym okiem. Na jednym łowisku dominuje leszcz, na innym lin, na innym sandacz. Są łowiska, które słyną z połowu pięknych sztuk danego gatunku. Słyną z tego, a więc łowi się je tam i niestety co za tym idzie - zmiejsza się ich pogłowie. Zarybienia czy "dorybienia" karpiem uważam więc za zupełne nieporozumienie.
Kolejna sprawa - PZW mogło by się najzwyczajniej zrzec części łowisk. Nachapali się tyle ile mogli, zagarnęli w zasadzie większość ogólnodostępnych wód, jeśli mają możliwość to biorą jeszcze więcej. W związku z tym, kasa na zarybienia idzie na multum łowisk (które są oczywiście zarybiane karpiem). Co za tym idzie? Zarybia się 300,500, czasem 1000 kg karpia.
Wiecie ile wpuszczają koledzy z Czech, kraju, którego liczba mieszkańców jest prawie 75% mniejsza od liczby mieszkańców Polski? Wpuszczają 5,10,15,20 a nawet 30 ton rocznie ryb!
To, że tam są ryby i wędkarze łowią to nie tylko efekt "no kill" czy cudownego klimatu. Ci ludzie po prostu dobrze gospodarzą swoimi wodami i je konkretnie zarybiają.
Wolał bym w swojej okolicy 1-2 łowiska z konkretnym rybostanem, pilnowane i nadzorowane aniżeli 20-30, które są jałowe, na których kłusują i kradną albo PZW wpuszcza dla mięsiarzy rok rocznie pół tony albo tonę mięsa.
Mniejsza ilośc zbiorników to również większe pieniądze do podziału i zainwestowania. Można więc sobie pozwolić na zarybienie droższym linem, trudniejszym w przewozie leszczem czy właśnie karasiem pospolitym. Można się pokusić o węgorza, można zarybiać szczupakiem czy sandaczem. Obecnie ciągle się mówi, że nie ma pieniędzy. To ja się pytam, a pieniądze na dzierżawę (tak tak, wiem, często PZW nie płaci nic albo grosze - ale to już zostawmy), utrzymanie wielu łowisk, zarybianie ich i tak niczego nie wnoszącym karpiem... na to pieniądze są? Jaki sens ma wpuszczanie do wanien nazywanych stawami (tak, bo to są wanny na wzór tych z hipermarketów, tylko nieco większe) po kilkaset kilogramów, czasem tony karpia, który i tak zostanie wyłapany?
To do cholery, ograniczcie łowiska o połowę. Tam, gdzie ma być woda karpiowa wpuśccie nie tonę a 10 ton karpia. Tam, gdzie dobrze czuje się lin wpuśccie 2 tony tej drogiej i pięknej ryby, tam gdzie potrzeba drapieżnika zarybcie jego większą ilością. I będą na to pieniądze!
To, co pazery z PZW zostawią po sobie, czyli rozkradzione i bezrybne łowiska, przejmą sobie stowrzyszenia, kluby, prywatne osoby - i zrobią z nich dobre, porządne i rybne wody. Skutek będzie więc pozytywny nie tylko jeśli chodzi o PZW ale też inni będą mogli wreszcie stworzyć dobre łowiska, bo niestety obecnie trudno o takie "bezpańskie".