Masz rację, trzeba by tę dyskusję wydzielić albo przenieść do tej o sieciach.
A problem jest w tym, Kotwic, że Ty dalej nie widzisz problemu. Tu nie chodzi o to, że łowisz sobie batem, tylko o to, co tym batem łowisz i uważasz, że to normalne, bo łowisz batem. Obejrzyj sobie filmy Górka z zawodów w Czechach. On tam też batem i tyczką łowi, tylko łowi zupełnie inne ryby niż w Polsce. Z czego to wynika? Z różnicy w klimacie czy w przepisach?
Z dyskusji o tym, że rybacy w swoich sprawozdaniach kłamią, wycofałeś się raczkiem. Sam wiesz, że wędkarski rejestr połowów to fikcja, a mimo to opierasz się na tych dwóch dokumentach i tworzysz jakieś operaty na 10(!) lat. Ryb nie ma, stan wód jest coraz gorszy, a Ty chcesz (albo nie, a raczej uważasz, że wszystko gra) ratować sytuację metodami, które do takiego obrotu sprawy doprowadziły. Wszelkie przykłady z życia wzięte traktujesz z uśmiechem politowania, bo przecież to tylko "moczykije" mają wymagania, a w jeziorze nie ma ryb, bo tak być powinno, albo są, ale oni nie potrafią ich łowić.
Poczytaj sobie wątek "Wyniki nad wodą". Przynajmniej połowa prezentowanych tam ryb pochodzi z wód PZW, nie komercji, i zapewne 99% z nich złowiono na wodach, gdzie nie prowadzi się odłowów sieciowych, bo na takich po prostu by się nie uchowały.
Ja łowię na zbiorniku 14,5 hektara. Mam tam ogromne karpie, amury, tołpygi i leszcze. Są sandacze, szczupaki i sumy. A presja wędkarska jest taka, że codziennie jest tam kilkunastu wędkarzy, niezależnie od pogody (a w weekend zawsze jest kilkudziesięciu), czasem nie ma gdzie stanąć, a ryby mimo wszystko są. Wpuść tam ekipę rybaków, a w ciągu jednego dnia wszystko tam zniknie, bo taki prostokąt wyczyścić sieciami to żadna filozofia.
Rozmawiasz tu z ludźmi, którzy żyją wędkarstwem i nad wodą spędzają każdą wolną chwilę. Mimo to z uśmiechem politowania traktujesz ich zdanie, bo ważniejsze dla Ciebie są cyferki, które ktoś wpisał w tabelki.
Na wielu mazurskich jeziorach presja wędkarska jest tak znikoma, a zbiorniki są tak duże, że fizyczną niemożliwością było przetrzebienie ich wędkami. A jedna te ogromne wody zamieniły się w pustynie (oczywiście są też zbiorniki, które to wędkarze przetrzebili, a przede wszystkim kłusole, bo jak widać na przykładzie mojego zalewu, zmasakrowanie rybostanu wędkami jest arcytrudnym przedsięwzięciem).
I tak będziemy dalej dywagować, by Ty teraz wysuniesz po raz setny argument, że to wędkarze są winni i zwalają wszystko na rybaków. I tak w kółko.
Winne są przepisy, które do tego stanu rzeczy doprowadziły. Przepisy, które Ty uważasz za dobre, słuszne i zbawienne. A rzeczywistość dobrze pokazuje, jak wspaniale one działają (chyba że się patrzy na rzeczywistość na papierze, to wtedy wszystko gra, prawda?). No ale przecież o co chodzi, skoro zarzucasz bata i są płoteczki i krąpiki...