Ja żałuję, że polscy ichtiolodzy nie badają wędkarskich wód i nie wiedzą jaki wpływ ma sum na populacje różnych zbiorników. Wody dzielą się na różne rodzaje, i nie każdy gatunek rozwija się dobrze w danej (wody szczupakowo-linowe, sielawowe etc.), więc dobrze byłoby wiedzieć co się dzieje gdy na przykład zarybia się sumem intensywnie. W Polsce takie zarybienia miały miejsce (intensywne), i na pewno większe populacje suma są niepożądane, trzeba też uwzględniać zmiany w rybostanie powodowane gospodarką wędkarską a'la PZW.
Ja uważam, że właśnie u nas nie ma jasno sprecyzowanej polityki odnośnie kilku rzeczy. Bo jak to jest, że można kupić tołpygę? Ten gatunek powinien być zakazany, podobnie jak kilka innych. Powinniśmy mieć kilkanaście razy więcej ichtiologów, rozsianych po całej Polsce, pracujących albo dla RZGW albo dla PZW. Wody powinny być przebadane bardzo dokładnie i na ich podstawie powinno się zalecić odpowiednie zmiany w operacie rybackim.
Mnie zaskakuje, że forumowi ichtiolodzy używali argumentu, że 'ryba jest'. Na podstawie jakiś tam badań wysnuwali daleko idący wniosek, sprzeczny całkowicie z wędkarskimi obserwacjami i odniosłem wrażenie, że uważali, iż w większość wód podciągali pod to. Jak dla mnie był to dowód, że absolutnie nie mają odpowiednich 'narzędzi' do badań, lub też postawiono diagnozę złą, ewentualnie taką, która odnosiła się tylko do tamtej wody, nie do większości w Polsce. Bo ogólnie możemy stwierdzić z całą pewnością, że na większości wód PZW ryby 'nie ma'.
W UK jest tak, że są pewne ustalenia i nie ma 'że boli'. Sum to gatunek inwazyjny, sandacz również. Ichtiolodzy go usuwają, monitorują dane wody i nie ma zlituj się, nie ma patrzenia na to co chcą wędkarze. Oczywiście model brytyjski jest inny - ale przepisy są przejrzyste. Wędkarze też są na tyle świadomi, że nie chcą suma. Rok temu na rzece Loddon, której odcinek dzirżawiło RDAA, złowiono suma około 15 kg. W tym samym roku brzan i kleni stwierdzono bardzo mało, z eldorado zrobiło się jałowo. Nie twierdzę, że sum zeżarł te brzany i klenie - ale na pewno nie powinien się tam znajdować (te prawdopodobni umknęły w bezpieczne miejsca jak to mają we zwyczaju, ale tarło mogło zostać skutecznie zakłócone). Na rzece Severn na nocnej zasiadce wędkarz polujący na brzany stoczył walkę życia i złowił suma 30 kg. I znowu konsternacja, co takie bydlę tam robiło?
Wędkarskie środowisko w Polsce podzieliło się mocno jeżeli chodzi o sumy. Ci co je łowią, uważają, że ryby te nie wyrządzają szkód, ci co łowią ryby którymi się żywi sum, uważają coś odwrotnego często. Na pewno 'prawda' leży gdzieś pośrodku. Szkoda, że nie ma w tym wszystkim właśnie naukowego odniesienia się do problemu. Bo daną wodę można zbadać jeżeli się obserwuje niepokojące zmiany i odpowiednio zadziałać. Ale kto ma to zrobić, kto ma zapłacić? Każdy żałuje pieniędzy, a później efektem są i tak jałowe wody.
Moim zdaniem brak świadomości to nie tylko coś co cechuje wędkarzy. PZW (władze), RZGW, IRŚ, politycy - oni również nie wiedzą co się dzieje. To zresztą sami widzimy, po stanie naszych wód. Dla mnie o tyle jest to dziwne, ze przypomina mi to sytuację, gdzie rodzice, nauczyciele i lekarz uważają, że dziecko nie jest chore, ale tak naprawdę żadne nie przyjrzało się uważniej czy coś mu dolega. Dzieciak skarży się coraz bardziej, ale wszyscy uważają, że jest OK. To chore - takie rzeczy tylko w Polsce. Dlaczego nikt nie wyciąga wniosków ze słabnącej popularności Mazur. Kto zarybia sumem Wisłę, Solinę? Dlaczego nie można usunąć ochrony suma jeżeli ten wyrządza szkody i jest niepożądany (idiotyzm - okres ochronny i wymiary nie powinny wtedy obowiązywać). Dlaczego zarybia się japońcem i nie broni rodzimych gatunków? Takich pytań jest mnóstwo niestety.