500zł nikogo w zasadzie nie zaboli, na pewno nie na tyle by w betonie jakakolwiek refleksja zaświtała.
Ten case z UK może mieć tez podłoże takie, że facet był bogaty i robił to mając w nosie przepisy, więc ta kasa również może być mało bolesna, choć w naszych warunkach robi duże wrażenie z zestawieniem z naszymi karami.
Ta sprawa jest niesamowicie ciekawa pod kątem prawnym, socjologicznym, czy też nawet psychologicznym. Choć doszło do zawarcia ugody, a przy ugodzie zawsze trzeba z czegoś zrezygnować po każdej ze stron, to osobiście - co mi się jako pierwsze rzuca w oczy, to ... iloraz inteligencji tego Anglika. Przenieśmy bowiem ten stan faktyczny na grunt Polski. Trudno mi sobie wyobrazić Polaka - lokalnego, niewielkiego przedsiębiorcę, który twierdziłby, że on to może u kogoś bez opłat wędkować, bo robi to z łodzi, a nie z brzegu, więc z tego tytułu może on za darmo tam wędkować

. Dodatkowo jeszcze wynajmuje swoją łódź innym, aby robili to samo, bo on twierdzi, że tak można. No jaki "mózg". Geniusz logiki. Nowe wcielenie Jeremiego Benthama. Nie zmienia to faktu, że szkoda musiała zostać udowodniona, bo nie wierzę, że te 85 tysięcy funtów z ugody plus koszty zastępstwa procesowego, zostały wzięte przez tego gościa ot tak "na klatę", bez dalszego procesu.
Natomiast w Polsce mamy olbrzymi problem z wyceną szkód, szczególnie właśnie szkód w środowisku wodnym. Ryby w wodzie w obwodzie rybackim, a to jest zdecydowana większość wód śródlądowych w Polsce - dzięki moim zdaniem głupiemu poglądowi jednego profesora od prawa rybackiego, który utrwalił się także w orzecznictwie polskich sądów - stanowią własność Skarbu Państwa, a nie rzeczywistego użytkownika tychże wód (nawet jak dokonuje on zarybień tych wód). Już to więc powoduje całą kaskadę problemów prawnych dla użytkowników polskich wód. Na przykładzie tego Anglika można dostrzec, jak ważna jest prawidłowa wycena szkód, bo ta kwota nie wzięła się znikąd. A w Polsce trudno jest udowodnić realne szkody w sprawie cywilnej lub karnej, jeżeli chodzi o ryby. Szczególnie, gdy jest bystry pełnomocnik/obrońca, to nie trudno jest podważyć taką wycenę

. Osobiście dobrze wiem, jak to powinno wyglądać w praktyce, ale wiązałoby się to z koniecznością pisania skargi konstytucyjnej do Trybunału Konstytucyjnego, celem wprowadzenia zmian w tym niekonstytucyjnym gniocie legislacyjnym, jakim jest ustawa z dnia 18 kwietnia 1985 r. o rybactwie śródlądowym. No, ale skoro wszystkim pasuje obecny stan prawny, to po co coś zmieniać.