Mirek, fakt jest taki, że ryb jest mało i wciąż ubywa. Wędkarze żądają coraz większych praw (jedna składka), byle tylko móc łowić na większej ilości wód, tam gdzie jeszcze ryby są. Przeraża podstawowy brak myślenia o jutrze, o tym co będzie za rok, dwa, trzy. Posiadając komórki i dzięki temu system informacji, także wsparty tym, że wielu zabierających ryby to emeryci, daną wodę można przetrzebić w przeciągu kilku tygodni. Jeden wędkarz połowi, daje cynk drugiemu i nad wodą trwa odławianie (zajmowanie miejsca jeden drugiemu) - potem leci się na kolejną wodę. Oczywiście wszędzie narzekając na PZW, kontrole, małe zarybienia i takie tam. PZW sobie z tym nie radzi i problemu nie zauważa, RZGW podobnie, na papierze mają wielkie ilości ryb, nieadekwatne do stanu nawet sprzed 10 lat. Mieliśmy dwa lata niżówek na rzekach, nie zrobiono z tym nic, masa ryb poszła na 'patelnię', łatwiejsze były do złowienia, gdyż skoncentrowały się w kilku miejscach. Te same limity pozostały, co z tego, że zabraknie dwóch roczników... To są fakty niestety.
Wędkarsko w Polsce, piłowanie gałęzi na której się siedzi jest już normą. Zadziwiające jest, że piłuje się z czasem coraz szybciej. Mamy 2017 rok i żadnych konkretnych zmian. Przepisy te same, ludzie odchodzą z PZW, wody ubożeją. Zbiórka podpisów pod petycją o zniesienie statusu no kill z łowiska na Kanale Burzowym we Wrocławiu pokazuje stan umysłu niektórych wędkarzy bardzo dobrze. To też fakty