Moje trzy grosze o skuteczności methody na wodach PZW, moje doświadczenie nie jest zbyt duże, ale kilka wypadów na łowisko 11ha, parę razy na dwa mniejsze o powierzchni ok 3ha.
Zawsze starałem się łowić na klasyczny koszyk jedna wędka, druga methoda. I tutaj metoda była bezkonkurencyjna we wszystkich przypadkach, dwa karpie powyżej 50, 3 karasie powyżej 40, nawet leszcze częściej wybierały pellety i kulki. Ale żeby nie było tak kolorowe, jeśli chodzi o większe łowisko, uważam że wyniki były lepsze m.in z większego zasięgu methody, już 10m dalej zarzucony podajnik dawał różnice w braniach, wpływ na wyniki też miało miejscówka, wiedziałem że jeśli moje były zajęte to sobie dziś nie połowię.
Jeden raz na mniejszym stawie, postawiłem na dwie metody, branie były właściwie z opadu, ale to raczej nie zasługa metoda o czym później.
Nie kombinowałem z zanętami i pelletami, zanęta MMM, do tego pellety Bloodworm z Sonu, Coppens lub Lorpio Feeder, lub też ich mieszankę. Pikanta oczywiście dałą najwięcej ryb, ale tą największą skusiłem na dwie kukurydzy.
Fakt, w koszyku nie stosowałem wymyślnych zanęt, to mogło mieć wpływ na wyniki. A moje wnioski?:
Miejsce, miejsce miejsce, wiem banał ale ta stara prawda się nie zmienia, methoda mi pasuje bo szukam ryby i mam naprawdę atrakcyjny towar dla niej, widzę obtarcie aktywność to skupiam się na tym miejscu, podobnie robię z koszykiem, ale jakoś mi nie daje lepszych wyników.
W jedynym przypadku gdy łowiłem na dwie methody na mniejszym stawie, zobaczyłem spławy karpików, sruuu... podajnik w tamto miejsce i przez parędziesiąt minut podajnik dobrze do dna nie docierał a kroczek się uwieszał, po chwili stadko się przesunęło i po braniach. Za to wędkarz obok przechodził to samo co ja.
Ale....
Ostatniej niedzieli wypad na nieduży 3ha stawik wykopany w torfowym podłożu, nic się nie dzieje, przyjechał jeden wędkarz, pogadaliśmy, on dwie metody, ja metoda i koszyk (klip, parę koszyków na zanęcenie) , nic się nie dzieje, gadamy, słonko świeci, jest idealnie. Przyjeżdża Pan w średnim wieku, z wąsem, z telekarpiówkami, łądnie się przywitał, typ gadułu bardzo miłego, ponarzekaliśmy, pogadaliśmy na co łowimy (Pan obrał taktykę rurka i koszyk, na tych karpiówkach), ładnie się zapytał gdzie rzucam (siedział po mojej lewej stronie), mówię że bardziej na prawo, więc spokojnie na pewno mnie nie przerzuci. Rzucił nie daleko od brzegu jakieś 10-15m i to prawie na wprost mojego stanowiska, ale się zapytał czy przerzuciłem, mówię że nie, niech leży, w końcu się i tak nic nie dzieje. No i rzeczywiście się nic nie działo. Ja sobie myśle, no to ja wam pokaże, drogie zanęty, fajny mix pelletów, ostatnio działało to i dziś będę kosił, no i pierwsze branie jest karasek 15cm, branie na feederze z koszykiem i na czerwonego ot dziwne. Kompanów po kiju informuje na co bierze.
Chłopak od methody mówi, że on zostaje przy kulkach, ja dalej zarzucam jedna na koszyk drugą na metodę. Natomiast Pan, poinformował nas że zmienia taktykę, i ją nam opisał, postanowił dodać ziemi do zanęty i wkroić czerwone robaki, jak powiedział tak zrobił, pokazał jeszcze mi ciekawy sposób zakładania czerwonego (prawie cały robak na haku i przyponie) znowu zarzucił blisko mnie, ale wiedział że tam nie łowię. No i dalej czekamy, nagle u Pana odjazd, widać po wędce że karpik 40 parę cm, podbiegam z podbierakiem, bo nie miał rozłożonego i pomagam mu. No i pewnie się spodziewacie, że przechytrzony karpik dostał w łeb? Ano nie, Pan ładnie się zapytał czy chcę rybkę na obiad, ja mówię że nie i niech wypuści, no i wypuścił. W międzyczasie sobie pogadaliśmy, no i nasza trójka podobne wnioski, ryby to głównie zabawa, człowiek chce się pobawić a tu taka nędza. Pomiędzy tymi pogawędkami zarzucił znowu gdzieś niedaleko mnie i niedługo potem delikatne tym razem branie i jeszcze większego karpia pomagam podbierać. Pan mówi czy chcę rybkę dla żony, znowu odmawiam, buziaczek rybce i wypuszcza. I mi tłumaczy, że ten stawik to w torfowisku wykopany i ma czarne dno i najlepiej się tu sprawdzają ciemne zanęty, karp szuka kawałków robaków, ponadto jego technika nabicia czerwonego sprawia że nie ma szans na ściągnięcie go z haka. Mega pozytywne doświadczenie i fajna lekcja. Choć poza tym karasiem już nic nie złowiłem. Aha trzeci wędkarz złapał suma na metodę więc aż stratni nie byliśmy, choć sum pomiędzy 40-50cm.
Podsumowując, jeśli ktoś zna łowisko to nie potrzebuje methody i drogich zanęt, da sobie radę i nie ma co oceniać ludzi po pozorach.