Muszę wtrącić swoje pięć groszy
Dyskusją zeszła w wątku już na całą obecną kinematografię. Nie jest ona taka zła jak ją przedstawiacie.
1. Spójrzmy na datę premiery ww. Tarzana. 1 lipca 2016 r. Jest to typowy blockbuster wakacyjny. Film mający zapewnić rozrywkę bez zbędnego myślenia, zgłębiania fabuły, zakamarków ludzkiej psychiki itp. Typowa papka dla ludu. Wybierając go już powinniśmy wiedzieć czego się spodziewać.
2. Oglądałem go w kinie, niedługo po premierze i z tego co pamiętam sceny w filmie stoją na bardzo dobrym poziomie. Afryka jest tam ukazana z bardzo dobrej perspektywy. CGI też stoi na wysokim poziomie. To jest wielki plus - zdjęcia.
3. Historia przedstawiona to już typowa przygodo-romans. On Tarzan Ona Jane i Afryka. Nie wiem czy wszyscy to kupią przy takim natłoku zielonych, blaszanych bogów strzelających sieciami. Fabuła prosta, niewymagająca.
4. Gra aktorska. Walz gra już od paru filmów to samo ale tutaj się akurat to sprawdza. Margot Robbie jako Jane jest świetnie wpasowana do roli. Samuel jak zawsze na plus. Oni wszyscy trochę przyćmiewają postać Tarzana granego przez Alexander Skarsgård.
5.
Zdolności jakie ma sam bohater, są tak fantastyczne, że Batman i Superman to przy nim cienkie bolki. Posłać do szarży kilkutysięczne stado antylop gnu z pomocą lwów (oczywiście znajomych lwic) i znajomych goryli, to małe piwko. Pływać w wodzie pełnej wielkich krokodyli, co człowieka wcinają w okamgnieniu, to też luzik. Latać na lianach z szybkością helikoptera? Jak kichnąć. Bruce Lee mógłby się uczyć od niego sztuki walki, jakby Tarzana dać do Wejścia Smoka, to wszystkich by rozwalił, zanim Bruce zszedł ze statku. Wątek miłosny jest tak nieprawdopodobnie naciągany, że szkoda gadać... Tarzan to amant pierwszej klasy. Acha, jest też nie byle kim, bo członkiem Izby Lordów.
Począwszy od lian, które są tak długie, że można z wysokości 20 metrów lecieć kilka sekund nad jadącym pociągiem z prędkością 60 km (to ile metrów ma samo drzewo - dwieście?), po historię z czarnoskórym Amerykaninem, wysłannikiem prezydenta Howarda (Samuel Lee Jackson), murzynami mówiącymi płynnie po angielsku a skończywszy na szturmie miasta przez Tarzana, kilku pomocników i stado zwierząt - film sprawił, ze poczułęm się psychicznie zgwałcony, bardzo brutalnie.
A ja wręcz odwrotnie. Tarzan nadczłowiek i członek Izby Lordów w ogóle mi to nie przeszkadzało. Taką obrali koncepcję na ten film i jego postać. Wątek miłosny, chyba każdy wie, że jak jest Tarzan to i jest Jane. Scena z lianami bardzo dobrze nakręcona (czułem lekki powiew CGI nie natrętny). Zawsze musi być jakiś bohater-śmieszek najczęsciej czarnoskóry i tutaj SLJ.
6. Teraz patrzę na Filmwebie i dałem The Legend of Tarzan 6/10. Nie jest to film wybitny ani gniot. Po prostu lipcowy block buster, wakacyjna rozrywka.