Na początku napiszę, że nie jestem zwolennikiem C&R. Samo C&R jest inicjatywą bardzo pożyteczną, dopóki nie stanie się ideologią na kształt niektórych ruchów lewacko-ekologicznych. I jedynie w tej pożytecznej stronie staram się uczestniczyć(ale nie chcę tego tematu rozwijać). Zastanawiam się jednak, o jaką najczystszą formę sadyzmu chodzi? Sadyzm w potocznym rozumieniu polega chyba na znęcaniu się nad kimś/czymś dla własnej przyjemności. No więc przyjemność może być bezpośrednia lub pośrednia w tym wypadku. Bezpośrednia, polegałaby na uczuciu przyjemności, satysfakcji, czy jakby to nazwać inaczej, ze złapania ryby. Pośrednia polegałaby natomiast na uczuciu przyjemności, satysfakcji etc. ze zjedzonej ryby. Więc w obydwu wypadkach jesteśmy sadystami, bo łowimy dla jakiejś przyjemności. Podkreślam, że należy chyba termin „sadyzm” rozumieć w potocznym znaczeniu, a nie w sensie właściwym (nie chodziło chyba autorowi o czerpanie satysfakcji seksualnej z poławiania ryb). Chodziło mu najwyraźniej tylko o to, że zwolennicy C&R są czystymi sadystami z naciskiem na „czystymi”, bo nie czerpią innej korzyści ze złowienia ryby, jak tylko tą, że ją złowili (w domyśle: pokaleczyli, poranili bezcelowo – ponieważ celem jest zjedzenie ryby).
Mnie w tym wszystkim martwi co innego. Brak miarodajnych badań dotyczących przeżywalności ryb wypuszczonych po złowieniu. Jeśli jakoś by można oznaczać ryby, mniej więcej byłoby wiadomo. Tego się jednak chyba nie robi, przynajmniej jeśli chodzi o ryby słodkowodne i o niewielkich gabarytach (co innego taki rekin, czy płaszczka jakaś). Jestem sceptyczny, co do antropomorfizowania sposobu odczuwania bólu przez ryby. Czytałem gdzieś kiedyś artykuł o układzie nerwowym ryb. Wyczytałem, że ryby posiadają odruchy obronne, ale bólu nie odczuwają. To tak jak z człowiekiem, któremu frezarka palce obcięła (przypadek prawdziwy mojego kolegi), który nie czuł w ogóle bólu, ale miał odruch polegający na „ucieczce” – gwałtownym wycofaniu ręki. Inne ośrodki w mózgu odpowiadają za odruchy bezwarunkowe, a inne za odczuwanie bólu. Ryby po prostu ośrodków odpowiadających za odczuwanie bólu nie mają, ale posiadają odruchy dzięki którym mogą unikać niebezpieczeństw. Tak czytałem. Być może się mylę, ale potwierdza to wiele z moich obserwacji. Na przykład, złowiłem małego szczupaka (20cm) na wobler. Szarpał się straszliwie, tak, że nabił się na drugą kotwicę podstawą płetwy ogonowej. Ponieważ się szamotał, mocno się poharatał. Wypuściłem go. Po 5. minutach złowiłem go na wahadłówkę.
Z przeżywalnością chyba też nie jest tak źle. Najważniejsze, żeby obchodzić się z nimi delikatnie. Jakoś w hodowlach wyciskają ikrę z ryb itp. zabiegi im robią. i ryby mają się raczej dobrze.
Najogólniej mówiąc, nie można traktować ryb jak ludzi, ani jak karaluchy. Bo ani ryby nie myślą i nie odczuwają jak ludzie, ani nie są tak wstrętne i niepożyteczne jak karaluchy, które zabija się tylko dlatego, że znajdują się obok człowieka.