Coś mało podsumowań minionego sezonu.
Napiszę swoje podsumowanie. Dotyczy ono wód stojących PZW.
Na wstępie zamieszczę wprowadzenie, którym zawsze rozpoczynam swoje podsumowania

Myślę, że nasza ocena sezonu w dużej mierze zależy od oczekiwań.
Jeśli ktoś miał nadzieję, że na naszych wodach ogólnodostępnych uda mu się złowić np. 20 linów >50 cm na spławik oraz 10 sandaczy >70 cm na spinning, to spore jest prawdopodobieństwo, że jego plany mogły nie zostać zrealizowane.
Ktoś inny odczuwa radość z tego, że udało mu się przechytrzyć 30 karpi >2 kg na wodzie komercyjnej.
Inni mogą się cieszyć z tego, że w obecnej sytuacji życiowej udało im się w ogóle BYĆ nad wodą kilka razy.
Z pewnością duży wpływ na nasze wyniki ma rejon, w którym mieszkamy. Nie wszystkie wody są jednakowe. Są na forum wędkarze rzeczni, którzy osiągają imponujące wyniki. Są koła PZW, które posiadają większą autonomię i potrafią zaopiekować się daną wodą.
Moje cele są od paru lat podobne. Staram się łowić różnymi metodami, polując głównie na liny, ładne płocie, okonie i sandacze.
W roku 2016 byłem na rybach
53 razy. O wiele mniej niż w 2015.
Przyczyna? Jesienią straciłem wędkarski zapał. Zwykle jesienią spinningowałem. Te krótkie wypady ze spinningiem w ręku znacząco wpływały na moje wędkarskie statystyki. Sąd zdarzały się lata, w których mogłem odnotować ok. 90 wypraw. Druga przyczyna to wyjątkowo kiepski sezon podlodowy. Zimy praktycznie nie było. Na lodzie bylem tylko 3 razy.
Planu płociowego nie zrealizowałem. Moim celem jest złowienie co najmniej 4 płoci powyżej 30 cm w sezonie. W 2016 wyjątkowo mało łowiłem na spławik. Było to zamierzone. Chciałem sprawdzić, jakie będą moje wyniki, kiedy zrezygnuję ze spławika i postawię na dwa feedery.
Nie mogę zatem powiedzieć, że duże płocie nie chciały brać, czy też ich nie było, bowiem brakło wypraw, na których bym się na nie nastawiał.
Złowiłem jednak jedną
płoć 31 cm, która wzięła wiosną z gruntu na 10-milimetrowego dumbellsa.

Podobnie rzecz ma się z
sandaczami. W 2015 bardzo intensywnie spinningowałem, kilkukrotnie zasadzałem się w nocy z trupkiem. Nie udało mi się złowić nawet niewymiarowego sandacza. W 2014 było wyjątkowo dobrze, bo złowiłem chyba 4 sztuki do 40 cm.
Myślę więc, że efekty intensywnego polowania na ten gatunek sprawiły, że w 2016 całkiem straciłem wiarę w złowienie tej ryby i zaniechałem uganiania się za sandaczem.
Tutaj podobnie, nie mogę sformułować żadnych wniosków, bo zwyczajnie na sandacza się w 2016 nie nastawiałem. Byłem tylko 2 razy, ale trudno przecież liczyć, że polując na sandacza 2-krotnie coś się złowi. Związkowcy wysokiego szczebla oraz polscy ichtiolodzy zapewniają, że ryb jest w naszych wodach coraz więcej oraz więcej niż było kiedyś, więc wierzę, że gdybym nastawił się na sandacza, to zapewne złowiłbym ich sporo. Moja strata.
Kolejnym planem jest złowienie co najmniej 6 okoni powyżej 30 cm, w tym 1 sztuki powyżej 40 cm. Tego planu również nie udało mi się zrealizować. Brak zimy i jedyne 3 wyprawy podlodowe dały mi dwa
okonie po 30 cm i kilka mniejszych. Dobre i to.



Teraz o linach. Faktem jest, że w minionym roku mocno się na nie nastawiałem. To dlatego odstawiłem spławikówkę i łowiłem głównie dwoma gruntówkami. Wybierałem znane mi wody, na których szansa złowienia lina była największa. Sądzę, że poświęciłem ok. 40 wypraw, polując na liny właśnie. Łowiłem na methodę, z koszyczkiem, z podajnikiem i PVA.
Łącznie złowiłem równe
30 linów. W swoich celach/założeniach/marzeniach miałem złowienie 4 sztuk o długości większej lub równej 40 cm.
Można przyjąć, że było bardzo blisko. Złowiłem bowiem dokładnie 4 sztuki, które wg mojej miary (zwykle odejmuję od 0,5 do 1 cm, żebym miał pewność, że sam siebie nie oszukuję

) miały kilka milimetrów mniej niż 40 cm.



Muszę jeszcze wspomnieć o rybach, które w moim planie się wcześniej nie znalazły, a które zaszczyciły mnie w tym roku swoimi braniami. Mowa o karasiach złotych. Na jednej wodzie, polując na liny, złowiłem łącznie koło
10 pięknych złotych karasi, z których jeden miał 41 cm. Kilka sztuk spiąłem po ich niezwykle mocnych odjazdach w zielsko. Z moich informacji wynika, że właśnie wiosną karasie te zostały do jeziora wpuszczone (odłowione z innej wody) i stąd ich obecność oraz dobre brania. Niestety, informacja o braniach tych pięknych ryb rozniosła się szybko. Nad wodę zaczęli już o 2 w nocy, celem zajęcia miejsca, przyjeżdżać "wędkarze" z okolicznych województw, żeby złowić karasia. Później ciężko było już znaleźć tam miejsce do wędkowania.


Tak przedstawia się więc moje podsumowanie roku 2016.
Ogólnie nie był to rok zbyt ciekawy. Trochę chyba zabrakło różnorodności. Ciągłe wyprawy z nadzieją złowienia choć jednego kolejnego lina zmęczyły mnie po pewnym czasie. Wielokrotnie wracałem o kiju. Wędkowałem głównie samemu. Nie udało mi się zaliczyć żadnej nocki.
Jedynie wczesna wiosna była ciekawa. Wyprawy na różne wody, łowienie ładnych karasi, linków, karpików. Trafiło się parę niezłych szczupaków na dumbellsy. Reszta sezonu upłynęła niepostrzeżenie i była jakby trochę nużąca.




Jeśli komuś przyjedzie ochota podzielić się swoimi podsumowaniami, to zachęcam
