Sprawa prosta nie jest.
Rozumiem, że mięsiarze potrafią kombinować na wiele sposobów, a strażnik nie wie kto i co ma za uszami

Dla mnie sprawa była krzywdząca, bo Bogu ducha winien, zostałem posądzony o nie wiadomo "jakie" wykroczenie.
Siedzę, odpoczywam, co złowię i tak wypuszczam, więc jak mam się czuć?
Siatki nawet nie posiadam, a przy Panu strażniku 2 ryby wypuściłem. Zamiast machnąć ręka, powiedzieć bym to uzupełnił, to zaczął swoje procedury

Gdzie domniemanie niewinności pytam się?

Przyznaję, na rejestr mam wyje*ane

Zamiast mieszać zanęty, muszę wpisywać jak dureń datę i nr łowiska.
Rozumiem, że jest to potrzebne, gdy ryby się zabiera, przechowuje w siatce itd. Ok, nie ma problemu. Niestety PZW nie uznaje no-kill i pozwolenia tego typu.
Co ciekawe na jednym z łowisk w ubiegłym roku, wykupiłem pozwolenie no-kill, co też zostało stosownie odnotowanie we wszelkich dokumentach i moim rejestrze. Nie musiałem nic wpisywać, nic uzupełniać. Na dodatek podpisałem oświadczenie, i w gablotce rybaczówki pojawiła się informacja o tym, że przystąpił do łowiska nowy członek z licencją no-kill, oraz moje imię, nazwisko, nr pozwolenia, pozostali członkowie z taką licencją również byli w gablotce. Każdy wiedział co i jak, nikt wątpliwości nie mógł mieć. Można? Można