Ja tam bym nie widział nic złego w np stawkach 60zl/miesiąc (bez ryby) i np 200zl z rybką.
Po pierwsze, należy sobie zdawać sprawę z tego, że wędkarze w Polsce należą z reguły do mniej zamożnych warstw społecznych.
Radykalne podwyższenie składek, szczególnie dla osób zabierających ryby, spowoduje masowy odpływ wędkarzy z PZW, a tym samym wywoła skutek przeciwny - zmniejszenie budżetu Związku. (Przecież gdyby wprowadzić składkę 200 zł za miesiąc, rocznie wędkarz musiałby zapłacić 2400 zł. Nie sądzę, żeby znaleźli się ludzie, którzy zapłaciliby takie pieniądze. Płaciliby tylko zwolennicy C&R, których jest może 2%, a może 5%. Jeśli więc obecnie 600 tys. ludzi płaci 200 zł rocznie PZW ma z tego 120 mln zł. Gdyby wskutek takiego drastycznego podniesienia składek w PZW zostało owe 5% wędkarzy, czyli 30 tys. i ci płaciliby składkę 720 zł rocznie, PZW miałoby z tego 21, 6 mln zł. Różnica jest drastyczna). Jeśli podnosić składki, to należy to robić z głową, tak, aby rzeczywiście przyniosło to korzyści, a nie widząc tylko czubek własnego nosa. Mam wrażenie, że większość tzw. no kilowców właśnie tak patrzy na zmiany.
Nie można też, moim zdaniem, dzielić wędkarzy na tych lepszych (no kilowców) oraz gorszych (zabierających ryby) i tych drugich karać wyższymi składkami. Moim zdaniem rozwiązaniem najlepszym byłoby wprowadzenie 30% wód "no kill" lub w ogóle wyłączonych z wędkowania rotacyjnie na 3-5 lat, to znaczy 30% wód okręgowych przez 5 lat jest niedostępnych, następnie udostępnia się je wędkarzom i zamyka inne 30% i tak dalej. Moim zdaniem byłaby to doskonała akcja edukacyjna, która empirycznie pokazałaby wędkarzom, że niezabieranie ryb radykalnie zwiększa rybostan. Przy takim systemie nie trzeba by było wydawać takiej kasy na zarybianie, bo wszystko opierałoby się na naturalnym tarle.