Ja bym spojrzał na to inaczej. O Polakach dawniej mówiono, patrząc jak pracują w Polsce (głównie za PRL), że to lenie i obiboki, kombinatorzy. W filmach Barei pokazane jest to chyba najlepiej, to takie wcale niezbyt krzywe zwierciadło. Ale jak Polak wyjechał za granicę, to nagle stawał się Bronkiem Talarem i robił 300% normy, zasuwał, starał się, rozwijał. Przed II WŚ Polacy ochoczo uczestniczyli w działaniach różnych fundacji, stowarzyszeń, towarzystw, pracując społecznie i to poświęcając wcale nie mało czasu. I nagle mamy okupację, wyrżnięcie inteligencji lub jej emigrację, PRL - i jest doopa, Polak nie chce działać i się stowarzyszać, nie ufa nikomu.
Teraz ekolodzy, ci są Polakami i są niby dobrze zorganizowani. Czy to jacyś imigranci z UE? Nie, to normalni ludzie, przy czym trzeba jasno powiedzieć, że to raczej osoby ze średnim lub wyższym wykształceniem, ideowcy.
Więc czy jako wędkarze nie mamy szans na coś więcej? Moja propozycja jest prosta bardzo.
Do porozumienia należy wybrać osoby, które są przedstawicielami każdej z grup. Więc mowa o na przykład 40-50 osobach. Te osoby powinny określić cele wspólne wszystkich i wyznaczyć takową drogę, która godzi interesy wszystkich. Po czym te ustalenia należy przedstawić wędkarzom. I tutaj ważna rzecz. jako, że ci co działają to 'ideowcy', większość z nich wypuszcza ryby, zaś ogół wędkarzy woli je zabierać, należy tutaj zrozumieć tych co zabierają i im odpowiednio dużo dać czy zapewnić. My i tak z każdym rokiem będziemy silniejsi, więc pewne rzeczy będą ewoluować wraz z wędkarstwem tutaj, spokojna głowa. Do tego terapia szokowa nie jest wskazana, zwłaszcza, że byłoby to ciężkie w ujęciu przepisów prawnych, pozycji naukowców rybackich upierających się przy rybackim podejściu do wód, nastawieniu społeczeństwa. Obraz wędkarza polskiego trzeba stworzyć na nowo, to nie będzie krótki proces.
I teraz prosta rzecz. Wyobraźmy sobie, że osiągnięto tylko część celów, zachowano PZW, usunięto z niego sitwę (to musi być cel główny) i wyprowadzono związek na drogę zmian, tak aby się dopasować do polskiej rzeczywistości. Nie udało się zmienić przepisów, zahamować podwyżek, dokonać zmian w ordynacji wyborczej, w statucie, w RAPR. Czy to jest klęska? Na pewno nie, usunięcie sitwy i zachowanie PZW to już wielki sukces i podstawa wyjściowa do kolejnych działań!
Dlatego tutaj porozumienie przyniesie wg mnie tylko korzyści. Nawet jak będa grudy, to będą zmiany. Zerknijcie, czy ktoś się dobrał Purzyckiemu czy Bedyńskiemu do tyłków? Nikt. Nawet nie blokujemy im swobody ruchów! Więc aktywność musi przynieść efekty.
Czy będzie się trudno porozumieć? Na pewno tak, jednak nie jest to niemożliwe. Skoro wszyscy chcemy zmian, to dlaczego ma się to nie udać? Dlaczego wszystko przekreślać?
I pomyślmy dlaczego wędkarze są nieskuteczni i dlaczego ich 'nie ma'. Bo nie działają razem a ni nie próbują się porozumieć. Wędkarski Świat Kolendowicza robi sobie solową akcję, która jest niewypałem. Dlaczego? Bo nie zmobilizowano do tego ludzi, nie wykonano synchronizacji działań. Drugi protest na Twardej 42? Przychodzi garstka osób, bo tylko garstka o nim wiedziała i rozumiała o co się toczy gra, jak jest stawka.
Jak więc dotrzeć do ludzi? Czy może być coś lepszego niż porozumienie, które przedstawi się potem wszystkim, które się odpowiednio rozpropaguje. Gdy pójdą za tym postulaty, wnioski, informacje o faktycznym stanie wód, porady jak o nie dbać? Jak wędkarze mają trafić do celu, skoro błądzą w ciemnościach i nie widzą światła na które maja się kierować? Jeżeli są nieświadomi, to czy nie jest logicznym ich uświadomić? Sami mają to zrobić? Każdy ma wynajdywać koło na własną rękę? Po co wyważać otwarte drzwi? Tu trzeba światła aby ludziom je wskazać...
Największym problem wg mnie będzie nastawienie większości, która będzie chciała dostawać a nie dawać, zbierać zamiast siać. Dlatego trzeba się ugiąć i na przykład pójść na mocne zarybienia karpiem wybranych wód, tak aby wędkarzom wynagrodzić pewne 'straty'. Każdy okręg ma zbiorniki bez roślinności, które spokojnie można potraktować karpiem. Jeżeli wędkarze dostaną mięso w takiej formie, pójdą na zmiany. Bo realnie dostaną coś w zamian. I tak trzeba zrobić z Polakami, zazdrosnymi i nieufnymi. Bez terapii szokowej, ale na spokojnie. I uświadamiać, uświadamiać i jeszcze raz uświadamiać. Do tego jak się oczyści związek z sitwy to w ogóle będzie lepiej działać, to chyba logiczne.
I jeszcze jedno. Należy unikać sytuacji, w której zadziałamy na tyle ostro, ze stworzymy kontrsiłę, grupę mięsiarską. Wielu wędkarzy reformatorów nie rozumie, że sitwa to byli SB-ecy i tajni współpracownicy, którzy rozpracowywali opozycję. PRL nie upadł bo załatwiły go społeczne protesty, opozycja była złamana i w odwrocie, była pesymistyczna po stanie wojennym. Komuchy oddały władzę bo Polska bankrutowała. Dlatego po zielonym świetle od Ruskich, którzy zapowiedzieli, ze jesteśmy zdani sami na siebie (jako kraj, koniec bratniej pomocy), ruszyli do szukania rozwiązań. Dlatego Bedyński i spółka wie jak nas skłócić, jak nam dowalić, on ma oparcie w kumplach, co mają doświadczenie w rozwalaniu opozycji, oni zostali do tego przeszkoleni i uzyskali niemałą praktykę. Dlatego tak ważne jest dbanie o interesy wędkarzy biorących ryby, aby nie pogorszyć sytuacji. Jestem wręcz pewny, że jeżeli Bedyński i spółka obiecali by mięsnej opcji ekstra przywileje, to wygrają wybory z paluszkiem w tyłku. Dlatego trzeba zrobić wszystko aby nie dopuścić do powstania opcji mięsiarskiej, wpisującej się w obecne prawo, która będzie promować sitwę.
Dlatego należy mieć szerszy obraz sytuacji