[...] brakuje mi tutaj pewnej kwestii. Aby ryby były w wodach, trzeba zmian, trzeba po prostu mniej brać. Starsi wędkarze tego robić nie chcą, mówisz, żeby ryby im 'poszły na zdrowie'. Ale co z kolejnymi pokoleniami? Skąd mają się wziąć ryby dla przyszłych pokoleń? Gdzie tu jest sprawiedliwość? Czy może to ma wyglądac tak, że młody wypuszcza, a starszy bierze? Młody płaci 100% składki, a starszy wędkarz 50%. To jest sprawiedliwość? Według mnie nie, to jesty właśnie jawna niesprawiedliwość i niszczenie przyrody.
Jeżeli starsi wędkarze zrozumieliby, co dałoby im ograniczenie limitów i odbudowa stad ryb! W skali roku, mogliby zabrać więcej niż teraz. Zamiast jednak rozsądku, ma być co? Pseudonormalność? Liczenie, że za 100 PLN składki, będzie można rąbać ile wlezie? Bo czym się przyczyniło to pokolenie? Przyczyniło się do degradacji łowisk? Taka jest przykra prawda! Z czego więc dawać, jak nie ma?
Darek, w ten sposób związek zmierza na skraj przepaści. Właściciele komercji zacierają ręcę, wędkarze zaś powoli zaczynają liczyć, i dochodzić do wniosku, że lepiej dać więcej sieki, ale połowić, a nie liczyć barany na niebie, nad wodą PZW.
Aby było lepiej, trzeba wypracować kompromis. Starsi będą brali mniej, młodsi płacić tyle samo, każdy więc coś tu 'traci', jednocześnie zyskuje. Ja nie widzę innej drogi. ROzwiązanie Janusza, polegającego na czekaniu, aż starsi wędkarze przeniosą się do krainy wiecznych łowów, to chyba bardzo nisko postawiona poprzeczka.
Lucjan, zgadzam, co do tego, że trzeba mniej brać. Ja jednak wierzę w mądrość wędkarzy (odróżniam tu wędkarzy od kłusowników z kartami wędkarskimi - z tymi drugimi w ogóle nie da się rozmawiać, nie powinniśmy liczyć się z ich słowem, zgodą i nikomu na nich nie powinno zależeć), a w związku z tym wierzę również w to, że starsi ludzie zgodziliby się na zmiany. Skąd takie przekonanie, że się nie zgodzą? Czy były robione jakieś badania na ten temat? Czy po prostu opieramy nasze zdanie na subiektywnych przekonaniach? A skąd pewność, że ludzie młodzi i w średnim wieku są za zmianami i będą chcieli się na nie zgodzić? Młodzi potrafią się dobrze sprzedać, co nie znaczy, że są wiarygodni. Stary zna swoją wartość i wartość swojego zdania, dlatego powie, co myśli. A może dlatego, że stary powie, że nie chce mniejszych limitów, a młody się kryguje i przyklaskuje zmianom, w duszy klnąc na czym świat stoi, mamy taki pogląd o starych? Szczerze mówiąc, mam wątpliwości, czy byłaby duża rozbieżność procentowa między przeciwnikami i zwolennikami ograniczenia limitów w grupach z różnych przedziałów wiekowych.
Co do niższych składek, ja to rozumiem tak. Istnieje coś takiego w relacjach społecznych jak zasada solidarności i pomocniczości. Emeryci są zazwyczaj ludźmi bardziej ubogimi, niż przeciętny pracujący. Pomaga się więc takim ludziom, zdejmując część obciążeń. Dzieje się tak wskutek tego, że emeryt wypracował co nieco dla państwa, w którym żyje, a w państwie istnieją różne organizacje, pośrednio lub bezpośrednio korzystające niegdyś z jego pracy (bo wybudowano oczyszczalnie z podatków obywateli, ale on płacił je o wiele dłużej niż 30 latek itd, itd.). Dlaczego tego nie uszanować? Udziela mu się więc ulgi. Równie dobrze można zapytać, dlaczego płaci mniej za komunikację miejską i ma wiele innych ulg, np. do teatrów, niektórych itd. Co do ilości łapanych ryb przez emerytów, to bym nie przesadzał. Nie są to ludzie, ani specjalnie mobilni, ani usprzętowieni i przy dzisiejszym bezrybiu nie sądzę, żeby wyjawiali ziemię, to znaczy wodę. Dużo większy problem stanowią ludzie młodzi właśnie jak niejaki Wacław, z którym zapoznał nas Mario.
Kurcze, w każdej kulturze szanowani byli ludzie starsi, sędziwi... Ja uważam, że problem jest w młodych, nie w starych. Zresztą zachłanność to cecha młodości. Wystarczy przyjrzeć się no killowcom ile chcieliby ryb wyhaczać. Po co mieć na haku rybę co kilka minut? Czy to nie zachłanność?
Związek zmierza na skraj przepaści, bo taki jest zarząd związku i cała struktura organizacyjna, a nie dlatego, że emeryci płaca mniej i biorą ryby.
Kiedyś, kiedy byłem dzieckiem, miałem wujka, który miał lat 60. Pożyczył ten wujek od swojego wujka, starszego odeń o lat 25 sporo grosza. Kiedy przyszło do spłaty powiedział - a na co mu pieniądze, przecież on i tak niedługo się zabierze z tej ziemi. Szast prast i zabrał się do krainy wiecznych łowów, ale nie ten starszy, lecz młodszy, w dwa miesiące po swoich słowach, a tamten jeszcze prawe 15 lat żył. Więc ten, kto czeka, że inni się zabiorą, niech czeka ...