Luk, oczywiście wszystko fajnie ale z doświadczenia powiem, że to bardzo ciężka sprawa. Kiedyś próbowałem na łamach jednego z pism walczyć z pewnymi wędkarskimi patologiami i nawet nie miałem pojęcie jakie to wielkie bagno.
Osobiście uważam że, obranie drogi "wędkarskiej" jest wielkim błędem, który bardzo szybko zamknie takiej organizacji wiele drzwi. Moim zdaniem znacznie skuteczniejszą formą tworzenia takiej organizacji, jest ochrona i dbanie o stan wód krajowych.
Niestety ale przy tworzeniu takich organizacji, trzeba dokładnie na samym początku, ustanowić konkretną strategię działań, oraz przygotować się na odparcie kontr działania.
Jeżeli zawiąże się stowarzyszenie " wędkarskie" na początku zostanie zignorowane. Jeśli uzyska jakąś siłę głosu pojawią się zaraz ataki. Jak zaatakować takie stowarzyszenie? Prosto, a mianowicie grupa psycholi chcąca obalić zarząd PZW (demokratycznie wybrany) i zająć jego miejsce, aby dobrać się do kasy. Argumenty dla wędkarzy " chcą zakazać wam zabierania ryb, ale pieniądze od was wezmą", " jest ich mało". A takie argumenty niestety chwycą, zwłaszcza że największe gazety wędkarskie są związane z PZW, a mniejsze nie mają żadnego realnego oddziaływania. Z organizacją walczącą jednak nie z PZW, a raczej ze skutkami działań PZW już tak prosto nie będzie. Można znacznie szerzej działać, łatwiej się przebić medialnie. Nie będzie tak prosto walczyć z ludźmi, dbającymi tylko o stan wód.
Taka dyskusja to temat rzeka, ale ja bym proponował przemyśleć kilka aspektów formalnych, aby skuteczniej działać w przyszłości.
Pamiętajmy, że to nie ma być organizacja walcząca z PZW, to ma być coś co wspiera PZW i wędkarzy. Nie do końca pochwalać będzie działania ZG, ale działacze to nie całe PZW
Co do opcji, że będziemy pokazywani jako ci, co chcą zabrać fanom zabierania ryby wiele opcji, to tez się nie zgodzę. Właśnie mamy działać w ich interesie również, pilnować zarybień, żądać poprawek do operatów i tak dalej. Nie widzę tutaj opcji, aby zrobiono z nas wrogów PZW. Wtedy przegraliśmy na starcie...
Panowie, żeby coś zrobić to musi być to stowarzyszenie masowe i tu pojawia się pierwszy problem. Wystarczy zobaczyć ile osób brało udział w pikietach w Warszawie i ile podpisało petycje o usuniecie rybaków z wód PZW.
Do ludzi trzeba dotrzeć i wytłumaczyć im problem. Petycji nie podpisała większość, bo nie rozumie związku pomiędzy rybakami na Mazurach na wodach PZW, a własnymi wodami. Jeżeli zrozumieją, że kierownictwo PZW dorabia sobie na boku sieciowaniem, przez co wchodzi 'Olsztynowi' do tyłka i kręci lody na zarybieniach'odłowach kontrolnych i innych wynalazkach jak badania, to podpiszą. Trzeba tez im dać coś pod nos. Nie każdy kupuje Wędkarski Świat i popiera wszystko o czym pisze Kolendowicz z Szymańskim. Dodatkowo nie każdy ma 'czas' lub chęci aby coś podpisywać. To własnie dlatego potrzeba stowarzyszenia, aby ludzie przejrzeli na oczy, i taka petycję o wywaleniu rybaków z wód PZW podpisało z 50-100 tysięcy. Wypracować drogi do ludzi musi ruch społeczny o dużym rozmachu i rosnącym poparciu. Nie do końca jest sens oglądać się wstecz, jeżeli nie podejdziemy do tego jak do błędów, na których się mamy uczyć.
Kolejna sprawa to naukowcy, którzy muszą być twarzami stowarzyszenia. Bo nie wyobrażam sobie kogo kol wiek w starciu z naukowcem ichtiologiem. Taka osoba musi opierać się na badaniach naukowych i najlepiej sama je opracowywać. W każdej rozmowie będzie padał argument typu "jako ichtiolog który zajmuje się tym na co dzień" i już jest po dyskusji. Bo ja jako osoba nieznająca sprawy ufał bym takiej osobie a nie jakiemuś stowarzyszeniu które reprezentuje pewnie 1% wędkarzy.
Po pierwsze nie nazywałbym naukowców rybackich ichtiologami, to jest wg mnie nazwa na wyrost. Oni uczą się jednego aspektu - gospodarki rybackiej, więc patrzą przez pewien pryzmat. Nie myśl, że to są ludzie, co mają wszędzie racje i piszą nie wiadomo jakie mądre rzeczy. Czy hodowca drobiu po zootechniece to ornitolog?
Zapraszam do lektury tutaj. Poczytaj sobie tego gniota, który jest niby naukowym artykułem. Sorry, ale poziom jest na tyle niski, że ja sam spokojnie mogę wdać się w dyskusję z kimś takim, i obalać jego argumenty nie naukowymi pracami innych ludzi, ale
faktami. Ja przynajmniej znam wędkarstwo i znam jego kierunki i osiągnięcia, z innych krajów, wiem jak wygląda turystyka wędkarska. Zobacz co oni tam o nas piszą... Polecam tę lekturę, bo wędkarze powinni zrozumieć wreszcie, że dla naukowców rybackich z Olsztyna jesteśmy rzeczą niepożądaną i szkodliwą. Co jeszcze ważniejsze - ich doktryna 'sieciuj - zarybiaj' czyli zrównoważona gospodarka rybacka nie jest wcale efektywna. Wszystkie wody w Polsce są beznadziejne mniej lub bardziej, nie ważne czy jest tam rybak czy wędkarze. To wystawia świadectwo właśnie geniuszom z Olsztyna, którzy uważają, ze pozjadali wszelkie rozumy, uważając swój model za doskonały, nie działający jednak do końca, ponieważ przeszkadzają im w tym kormorany, strefy beztlenowe i wędkarze, zło konieczne. Szkoda tylko, że nie patrzą na inne kraje, jak chociażby na Czechy. Jeszcze śmieszniejsze jest powoływanie się na prace angielskich naukowców, i wspieranie swoich tez ich badaniami. W UK nie m a rybactwa śródlądowego praktycznie w ogóle, są szczątki (jak na przykład dekrety królewskie sprzed 200 czy 300 lat pozwalające komuś na odłów węgorza). To jest wybiórczość. I własnie potrzeba nam światłych ludzi, którzy wykażą, że rybaccy uczeni z Olsztyna wcale nie są wyrocznią, ale po prostu układają pod siebie pewne rzeczy.
A tak w ogóle, to nam ma zależeć aby wypracować model prowędkarski. Naukowcy z Olsztyna mogliby wreszcie uznać nas za normalnych ludzi potrafiących korzystać z wód, i działać dla naszego dobra również, oczywiście sami nie będą na tym tracić. Niestety, jeżeli ideologia którą się pakuje na polskich uczelniach studentom do głów zakłada, że ryby trzeba zbierać i jeść, zaś ich łowienie i wypuszczanie to sadyzm, to jest problem. Cała Europa praktycznie w mniejszym lub większym stopniu stosuje no kill, nie rozumiem więc dlaczego akurat Polska ma być krajem który 'przoduje' ideologicznie. Nie czarujmy się, wędkarze to wiesza grupa niż rybacy, jednak podpina się nas pod rybactwo, i próbuje na siłę ustawić w jednym 'kącie'. Zamiast myśleć przyszłościowo i rozumieć, że czasy się zmieniają, oni chcą aby czasy się dopasowały do nich. Tak być nie powinno, i własnie dlatego trzeba coś zrobić, aby przełamać monopol Olsztyna na kierunek jaki ma państwo, jeżeli chodzi o wykorzystywanie wód śródlądowych i zasobów ryb.
Zapraszam do lektury:
http://www.infish.com.pl/sites/default/files/articles/KR5-2016-18-22.pdfI ostatnie dopóki daje się rybę w postaci zarybień karpiem handlówką można zapomnieć o jakich kol wiek zamianach.
Dlaczego? Uważasz, ze w Czechach wędkarstwo upadło? Nie popieram wcale masowych zarybień karpiem, jednak jest to ryba strategiczna i spokojnie można ją lokować w pewnych ilościach w wielu zbiornikach, trzeba to robić z głową. Skoro tam można, to dlaczego w Polsce nie? Oczywiście trzeba wiedzieć jak to robić, dobrać odpowiedni stosunek ilości do wielkości zbiornika. A w specjalnych wodach robić 'wanny z karpiami' aby zadowolić tych co jedzą ryby, odciągnąć ich od innych wód, gdzie odbudowa stad tarłowych będzie trwała w najlepsze.
Na dodatek to ryba łatwo w chowie, więc świetną opcja jest kopanie stawików hodowlanych, w których koła samodzielnie by trzymały rybę do zarybień. W ten sposób można obniżyć koszta w bardzo dużym stopniu. Tak, ci w ośrodkach zarybieniowych zarobią mniej, ale wędkarze sami sobie będą mogli pomóc