Ten sezon obiecałem sobie intensywniej poświęcić Odrze i tak też się stało, choć pierwsza zasiadka przypadła dopiero na majówkę. Przeciągające się chłody i wysoki stan wód nie napawał optymizmem. Jadąc, jeszcze z daleka zobaczyliśmy "palącą się" rzekę i te widoki wynagrodziły nam (jak się później okazało) dość słabe wyniki.
Brak tłumów nad wodą, paradoksalnie nie był dobrym znakiem. No cóż, woda była jeszcze bardzo zimna i dość wysoka. Leszczyk, krąp, sumek i kilka nieśmiałych brań uświadomiły mnie, że jeszcze rybom żryć nie w głowie. Pomimo różnych kombinacji, szału nie zrobiłem, więc pozostało rozkoszować się przyrodą...
Kolejne dwie zasiadki dopiero w połowie czerwca. Upały zaczęły dawać się we znaki, ale i ryby zaczęły być bardziej aktywne. To również okres pogodowego misz maszu...
Tym razem w moim łowisku rządziły racicznice
...
Po siedmiu, odciętych jak brzytwą przyponach, fluorocarbon zmieniłem na kaliber 0,25mm i w końcu pojawiły się efekty...
Tydzień później powtórka z rozrywki i podobne efekty, czyli kilka seryjnych brań i długi okres posuchy. W nocy też cisza, brania ewentualnie o świcie i przy największym upale. No cóż, ta rzeka ma swoje, specyficzne zasady
.
Lipiec i sierpień upłynęły mi bez wizyty nad Odrą, po prostu nie miałem czasu ani ochoty prażyć się w słońcu dla kilku obślizgunów
. Kolejna wizyta we wrześniu, niestety poza ładnym kleniem (pierwszy z Odry w 2023
) niczego konkretnego już nie złowiłem, choć kumple wyciągnęli kilka ładnych leszczy i 2 brzanki.
Nieco później i znowu zmiana lokalizacji...
Tym razem po długiej walce z nurtem i spływającym zielskiem, dzięki determinacji udaje mi się w końcu wyholować ryby po jakie zawsze chciałbym wracać nad rzekę...
Małym sukcesem okazało się złowienie m.in. 9 brzan(ek), w tym tylko 2 wymiarowych, ale kontakt z królowymi rzek zaliczony.
Wyjątkowo ciepły październik zachęcał do kontynuowania przygody, więc ani się nie namyślałem
.
Tym razem kluchy zdominowały łowisko, co akurat mnie bardzo ucieszyło, choć z tyłu głowy cały czas pływały brzany
.
Poza standardowymi bywalcami zestawów końcowych, udało mi się nawet złowić m.in. pierwsze dwa w życiu jelce.
Czas leciał, a ja wróciłem jeszcze dwa razy zrobić wędkarski rekonesans.
Tym razem tłusta klucha nie miała ochoty pozować do zdjęcia i znaleźć się na forum wędkarskim, no cóż, życie...
Jeszcze raz przygnało mnie nad Odrę, ale w miejsce, w którym nie łowiłem od lat...
Poza sentymentem i średnią drobnicą niczego więcej tu nie zaznałem, więc po szybkiej decyzji jeszcze jedna zmiana i prawdopodobnie ostatni kleń tego roku, ląduje na macie.
Sezon nad Odrą uważam za udany, bo zaliczyłem 9 zasiadek, każda w innej lokalizacji. Ani razu nie zszedłem o kiju, choć były zasiadki, na których złowiłem 1-2 okazowe ryby i tyle, podczas gdy kompani łowili leszcze, brzany a nawet trafiła się piękna świnka. Niemniej wnioski z każdej sesji zostały wyciągnięte i jeszcze wbrew pozorom dużo nauki przede mną, bo taka rzeka rządzi się własnymi prawami. W tym sezonie pewnie już nie odwiedzę Królowej Zachodu, ale mam nadzieję na krótką zimę i rychłe wejście w sezon 2024, bo planów w głowie jest mnóstwo. Do zobaczenia nad rzeką
.