Hmm... U mnie to chyba jest jakiś rodzaj fanaberii.
Bywa, że odczuwam potrzebę połowienia starym chińskim teleskopem, który wprawdzie jest dość lekki, ale na pewno nie cienki.
Bywa, że zamiast pięknego kupnego wagglera mam ochotę połowić na wystrugany przez siebie spławik.
Owszem, mała waga wędziska zapewne ma znaczenie. Nie tylko w przypadku tyczek czy batów.
Pojawienie się wędek cienkoblankowych sprawiło, że u mnie pojawiły się nowe doznania podczas operowania tymi kijami. Doznania zarówno wzrokowe, jak i dotykowe.
Zapewne równie wprawnie rzucałbym i holował ryby wędkami o grubszych blankach, ale sam fakt tych nowych doznań był/jest podniecający. I wcale nie zaczęło się to niedawno.
Bodaj w 2003 roku zakupiłem karpiówki Roda Hutchinsona - Dream Maker Enigma. Jak na ówcześnie produkowane karpiówki mały one naprawdę cienki blank. W dodatku to piękne pełniejsze ugięcie typowe dla wędek RH. To sprawiło, że karpiowanie nabrało innego smaku.
Zapewne tego typu wrażenia są najmocniejsze u spinnigistów i muszkarzy, którzy ciągle operują wędkami, wprawiając sztuczne przynęty w różne ruchy, drgania, wibracje.
Jest to więc wszystko składowa efektywności i komfortu łowienia. Niejeden powie, że nie byłby w stanie tak dobrze operować wędką grubą i/lub ciężką. Dla innego grubość i masa wędki nie ma znaczenia pod względem skuteczności łowienia, ale przyzna on, że komfort łowienia jest większy. Jeszcze inny powie, że nie czuje różnic w komforcie i efektywności, ale odczuwa różnicę i to sprawia, że czuje jakąś podnietę

Ja tę podnietę nadal odczuwam i stąd kupiłem więcej wędek cienkoblankowych

Ale takim Mikrosem też bym sobie połowił

Aha, i chciałbym też przejechać się Syreną. Kiedyś to było auto moich marzeń.