Takie podejście, jak napisał Niedzielny, niestety jest w człowieku wrodzone.
Coś się wymyśli, zawsze się wymyślało. Pójdziemy za kolejną górę, odkryjemy kolejny ląd, dokopiemy się do nowych pokładów rudy żelaza...
Dupa zbita. To wszystko już się stało. Nie ma niezdobytych gór, nowych lądów, kolejnych pokładów. KONIEC.
Myśle, że użylem za dużo skrótów w mojej wypowiedzi. Osobiście uważam, że kryzys związany z obecną konsumpcją jest możliwy. Ale nie zgodzę się z kilkoma stwierdzeniami:
* "nie ma kolejnych pokładów" - ależ są. 95% dna oceanów jest nie zbadanych.
* co do zasobów naturalnych - na (nie)szczescie przemysł i nauka są w stanie sobie z nimi poradzić. Zgadzam się, że sposób zarządzania nimi jest skandaliczny - według niektórych badań, 50% jedzenia wyprodukowanego na świecie jest wyrzucane. Ponad to, olbrzymie powierzchnie ziemi zużywane są na pastwiska, które są wielokrotnie mniej produktywnie niż pola uprawne. A prawda jest taka, ze ludzie nie potrzebują mięsa.
Co nie zmienia faktu, że jest opcja, która może się skończyć dużymi zmianami społecznymi, może nawet wojnami? Ale w tym momencie staram się zbierać dane ze wszystkich źródeł i je powoli oceniać, i brać tego typu rewelacje z dużą rezerwą. Pamiętajcie proszę, jak bardzo zmienił się świat w ciągu ostatnich 20 lat - 20 lat temu - kto miał telefon komórkowy, albo nawet dostęp do internetu? Dziś - mało kto nie ma internetu w telefonie komórkowym! Dotyczy to także Afryki i Azji. Także scenariuszy jest duzo, od czarnego do białego, a ja po prostu wierzę że wyjdzie któryś w odcieniu szarości. Co nie zmienia faktu, że w ciągu najbliższych lat może dość z tego powodu do problemów, czy nawet nowych wojen....
W każdym razie - zgadzam się z tytułem wątku, nie zgadzam się na czarne scenariusze.
PS. Chyba znów zacznę się interesować emigracją do Kanady
