Ja naprawdę szanuję umiejętności osób łowiących na komercjach, startujących tam w zawodach, wygrywających je...
Tylko jest spora różnica w holowaniu ryb zawodniczych w zbiorniku o płaskim dnie, a łowieniu w miejscach gdzie po bokach mamy daleko w wodę trzcinowiska, jakieś zatopione drzewo, górki i dołki z kamieniami, racicznicami na dnie...
Tu nie ma miękkiej gry jak weźmie karp 5-10 kilo, czy jeszcze większy. Nie ma magicznych umiejętności manewrowania wędką, by ryba grzecznie szła tam, gdzie chcemy. Pierwsze kilkanaście sekund to jest dziki zryw i trzeba ją zatrzymać w miejscu. A potem jak idzie na bok i wiemy, że dalej jest coś pod wodą, to też trzeba ją zatrzymać. A nie umiejętnie popuszczać i wykonywać ruchy wędką niczym Potter różdżką...
Dzikiej ryby, która płynie w znaną sobie zawadę nie powstrzymają żadne manewry. Ona po prostu na pełnej parze tam płynie i albo się ją zatrzyma, albo się zerwie żyłka. Więc na takich łowiskach żyłki typu 0,2 to służą do zabawy z karpikami zarybieniowymi. Bo większe ryby to już jest loteria. Nie popłynie w zawady, wyjmiemy. Popłynie, zestaw urwany.