Skip to main content

Łowiska komercyjne - za czy przeciw?

  • Utworzono

Łowiska komercyjne - czy są dobre czy złe?

Mieszkając w UK i wędkując w tym kraju nie sposób nie zauważyć jak wiele jest łowisk komercyjnych. Czasami wręcz odnosi sie wrażenie, że więcej jest łowisk prywatnych niż naturalnych wód i łowisk klubowych...

Czy łowiska komercyjne są pozytywnym zjawiskiem? Czy ich rozwój przynosi korzyści czy może działa na szkodę wędkarstwa – je wypaczając?

Te pytania w Polsce są zadawane dość często. Zwolenników jak i przeciwników jest wielu.

Chciałbym pokazać wpływ ‘komercji’ na rozwój wędkarstwa z perspektywy takiego kraju jak UK.

 

Przede wszystkim Zjednoczone Królestwo posiada o wiele mniejszą ilość wód w porównaniu do Polski. Ogólnie można przyjąć, że jest ich aż trzykrotnie mniej. Jest wiele kanałów, które budowane ponad 200 lat temu przecinają Wyspę wzdłuż i wszerz. Kilkadziesiąt lat temu wody były dosłownie oblegane przez wędkarzy, i podobno gdy kończył się sezon zamknięty trudno było znaleźć dobre miejsce na łownym odcinku danego kanału, rzeki  lub jeziora.

W pewnym momencie zaczęto tworzyć łowiska komercyjne. W większości przypadków zostały one stworzone sztucznie – poprzez wykopanie w ziemi odpowiedniego kształtu zbiornika. Głębokość zazwyczaj wynosi półtorej metra do dwóch. Tworzono wyspy aby urozmaicić te miejsca. Czasami kopano łowiska w kształcie kanału z podobnym ukształtowaniem dna – głębszą rynną (na kanałach pływają barki). Brzegi obsadzono roślinami i drzewami – w samej wodzie zaś lilie.

Rybostan to głównie ryby karpiowate, ze zdecydowana przewagą karpia – którego łowienie stawało sie coraz bardziej popularne. Oprócz tego leszcz, lin i płoć, jak również karaś, okoń i szczupak. Oczywiście są też wody pstrągowe – gdzie wystepuje pstrąg tęczowy głównie... Wiele łowisk posiada kilka zbiorników i w każdym z nich umieszczano różne kombinacje gatunków. Najpopularniejsze są wody mieszane – z duzymi populacjami karpia, sa wody ‘bezkarpiowe’ często są też linowo- karasiowe. W niektórych miejscach właściciele otrzymali zgodę na zarybienie gatunkami ‘obcymi’ – tak pojawił się sum, karp koi, amur czy sandacz. W kilku miejscach można złowić brzanę, jazia lub klenia – jednak budzi to spore kontrowersje ze względu na ‘rzeczny’ charakter ryb i ich spore wymagania tlenowe.

Łowiska komercyjne dały mozliwość wędkarzom lowienia w całkiem innych warunkach. Do dyspozycji były platformy, toalety, prysznice, sklep ze sprzętem i przynętami, kawiarnia, parking czasami nawet domki letniskowe z indywidualnymi taraso – platformami.

Na wodach prywatnych zaczęto organizować zawody. Tu trzeba dodać, że ich forma jest odmienna od polskiej. Każdy z zawodników uiszcza jakąś kwotę, która wędruje do wspólnej puli i jest dzielona na wędkarzy zajmujących pierwsze trzy miejsca (pierwsze jest oczywiście najlepiej ‘płatne’). Z racji dużej ilości karpi i jego wzrostu – zaczęto tworzyc zupełnie nowe techniki łowienia i produkować specjalistyczny sprzęt. Powstały mocne tyczki karpiowe, krótsze wędki spławikowe (pellet wagglery) czy różnego rodzaju kije gruntowe. Jako, że łowiących było wielu na ‘komercjach’ – zapotrzebowanie na nowy, mocny sprzęt zaowocowało rozwojem wielu firm wędkarskich produkujacych nie tylko sprzęt ale i zanęty. Te drugie nie były wcale w UK popularne – i przywędrowały z Europy! Anglicy wzieli sie ostro do roboty i zaczęli opracowywac coraz to nowsze technologie – i tak powstawały zanęty typowo karpiowe, zanęty na bazie mączek rybnych, pellety, kulki proteinowe itp. Oczywiście karpiarstwo przeżyło w tym czasie również wielki rozwój – wiele wód zaczęto nim zarybiać (nie tylko komercji).

Zawody na komercjach zaczęły być poligonami doświadczalnymi, gdzie próbowano coraz to nowszych metod, wymyślając przeróżne rzeczy. Nowoczesne techniki wędkarskie takie jak płaski method feeder, pellet feeder, pellet waggler i wiele innych powstało właśnie dzięki łowiskom komercyjnym w UK. Zanęty ‘rybne’ czyli te na bazie mączek rybnych które miały być typowo pod karpie okazało się, że smakują innym rybom i są świetne również i na leszcza czy lina, na rzekach brzana także czuła do niej wielką słabość. Przemysł wędkarski w UK rozrósł sie do sporych rozmiarów i dopiero przeniesienie produkcji do Chin znacznie go ograniczyło. Jednak sporo rzeczy dalej jest produkowanych w UK, i na pewno tutaj projektowane i testowane. Wiele firm zatrudnia najlepszych wędkarzy wyczynowych i łowców dużych ryb  i z ich pomoca opatentowywują coraz to nowe rzeczy. Co roku można liczyc na wielkie zmiany i rewolucyjne nowości. Ostatnio na pewno mocniej zaczęło sie rozwijać karpiarstwo – dzięki wielu młodym firmom – gdzie prym wiedzie Korda.

Jeżeli chodzi o wody naturalne – to ‘złapały one oddech’. Presja znacząco spadła, w niektórych miejscach lokalne koła wręcz maja problem z niska frekwencją i trudno jest im należycie dbać o wody. Ryb na pewno przybyło, dodatkowo od lat osiemdziesiątych znacząco poprawiła sie jakość wody.

Tak więc te wszystkie rzeczy to ogromny plus jaki należy przypisać łowiskom komercyjnym. Wędkarstwo w UK wkroczyło na nową drogę i firmy brytyjskie stało się liderem w wielu dziedzinach i zaczęły wyznaczać wręcz trendy w światowym wędkarstwie.

Dodatowo zawody wędkarskie na łowiskach komercyjnych organizowano w nowej formule – gdzie można łowić zarówno technikami gruntowymi jak i spławikowymi. To sprawia, że Anglicy naprawdę potrafią łowić i nie są tak ‘wyspecjalizowani’ jak wędkarze z krajów europejskich. Każdy  z wyczynowców ma opanowane łowienie tyczką karpiową do 16 metrów, wagglerem, pellet wagglerem, sliderem (odległościówką), i technikami gruntowymi – czy to jest koszyk, method feeder, pellet feeder czy zestaw z małym cieżarkiem (tzw. bomb). Swoją uniwersalność i kunszt Anglicy udowadniają na zawodach wędkarskich – gdzie w zeszłym roku wyraźnie brylowali, zarówno w seniorach, jak i juniorach czy też rywalizacji płci pięknej. Na Kanale Żerańskim w 2013 roku zdeklasowali drużynowo rywali – w pierwszy dzień dokonując wręcz pogromu – zajmując cztery pierwsze miejsca z pięciu sektorów! W tym roku również ‘rządzą’ – jak na razie zdobyli drużynowo mistrzostwo Europy w spławiku i świata w gruncie.

Może dla niektórych zabrzmi to paradoksalnie – ale według mnie to łowiska komercyjne pośrednio wpłynęły na takie wyniki ekipy Anglii – chociażby poprzez silny sponsoring firm wędkarskich, które umożliwiają wielu wędkarzom wykonywanie zawodu... wędkarza!

Z ciekawych jeszcze rzeczy mozna dodać, że na łowiskach komercyjnych w UK sukcesywnie zaczęto zarybiać hybrydą karpia i karasia zwaną popularnie F1. Jest to bardzo ciekawa ryba, ponieważ nie wywiera ona bardzo negatywnego skutku na wody, nie rośnie do wielkich rozmiarów, nie przenosi wirusa KHV a co najważniejsze – żeruje cały rok. Dzieki temu wielu wędkarzy zamiast siedzieć zimą w domu – spędza czas nad wodą, ciesząc się i mogąc wędkować.

Oczywiście nie może byc sytuacji, gdzie są same tylko plusy... Minusy zbiorników komercyjnych też są i to dość spore.

Nierozsądna ilość ryb w niektórych wodach to chyba główny zarzut, jaki mozna postawić łowiskom komercyjnym. Niektórzy właściciele w pogoni za łatwym klientem posunęli się do przerybienia wręcz łowisk i uczynienia łowienia zbyt prostym. Na jednym łowisku dane było mi łowić, gdzie z przerwami, w ciągu 7 godzin ‘zaliczyłem 60 ryb do 6 kilo! Wiele się spięło...  Takie wędkarstwo nie daje satysfakcji - jest zbyt łatwe. Na dodatek gpospodarz wody w tej wodzie miał też... sumy! I musiał dokarmiać ryby – co zakrawa na nonsens. Oczywiście wiekszośc łowisk tych szanujących się posiada normalne populacje ryb – i co pewien czas kontroluje ilość ryb poprzez odłowy. Na moim ulubionym Bury Hill w Dorking można miec świetny dzień i złowic na przykład kilkadziesiąt leszczy, karasi czy linów, ale można też wrócić o kiju! Po prostu ryby wypuszczane z powrotem do wody są bardzo ostrożne i trzeba umieć je przechytrzyć.

 

Kolejną rzeczą jest możliwość wystąpienia epidemii. O ile populacja okonia w UK została w latach 70 i 80  przetrzebiona bardzo mocno (powiedzmy, że ‘naturalnie’ przez zarazę wrzodową ) to karp ucierpiał na skutek wirusa koi i wiele łowisk utraciło ogromne populacje tych ryb. Dużo zbiorników zostało zakażonych nieświadomie przez samych wędkarzy którzy rozprzestrzeniali tę chorobę, stosując skażone siatki podbieraków lub maty. Łowiska komercyjne miały w tej pandemii spory udział, same znacznie też ucierpiały.

Innym mankamentem jest opieranie się na karpiu, który wywiera duży wpływ na zbiorniki (często negatywny) i jest zazwyczaj dominującym gatunkiem... 

Ostatnim minusem jest według mnie odciągnięcie wędkarzy od naturalnych łowisk. Wielu idzie na łatwiznę i łowienie opiera na karpiówce z alarmem i kulkach proteinowych. Coraz mniej jest spławikowców czy grunciarzy – i kto wie jak długo Anglicy będa liczyć się na arenie międzynarodowej. Kiedy odejdzie stare pokolenie nie wiem czy będzie miał kto ich godnie zastąpić. Coraz mniej osób zadaje sobie trud łowienia technikami i w sposób wymagający sprytu, przebiegłości, wiedzy. Wielu idzie na łatwiznę łowiąc na łowiskach komercyjnych – zaś do naturalnych wód mają pewien ‘wstręt’ – gdyż nie są łatwe…

 

Podsumowując trzeba stwierdzić, że zbiorniki komercyjne wywierają duży wpływ na wędkarstwo i są pozytywnym zjawiskiem. Ich rozwój odciążył wody naturalne, bezpośrednio i pośrednio stworzył nowe miejsca pracy – poprzez rozwój nowych technik wędkarskich, przynęt i zanęt. Dzieki  organizacji zawodów - kwitnie sponsoring, i pojawiają się nowe wynalazki i patenty. Sami wędkarze mogą łowić w komfortowych warunkach – i nie muszą poświęcać tyle czasu na przygotowania – ponieważ wszystko mają na miejscu.  Są też i minusy – aczkolwiek nikt nie zmusza nikogo do wizyty na takich łowiskach!

 W polskich warunkach coś takiego jest szansą na istotne zmiany – pojawiłaby się konkurencja walcząca o klienta- wędkarza, o którego na razie władze PZW się nie muszą martwić i przez co nie dążą do żadnych zmian. Nowe miejsca pracy, okazja na promocje rodzimego przemysłu – to też ważna rzecz o której należy tu wspomnieć. Nie widzę powodów dla których polskie firmy nie miałyby sie rozbudowywać szukając własnych innowacyjnych rozwiązań które sprzedawałyby się w Europie i poza nią. Mając wsparcie niezależnego od PZW ‘wyczynu’ na łowiskach komercyjnych mogłyby rozwinąć skrzydła.  Poza tym polskie wody odetchnęłyby z ulgą gdyby zmniejszyła sie presja wędkarska. Jeżeli zarybić takim F1 – wiele zbiorników komercyjnych mogłoby funkcjonować cały praktycznie rok i liczna rzesza łowiących mogłaby dać upust swojej pasji wtedy, kiedy normalnie robią przegląd sprzętu lub snują plany na nowy sezon.