Skip to main content

Zarybiać w mądry sposób - czyli co powinniśmy wiedzieć

  • Utworzono

Zarybienia są podstawa rybackiej gospodarki wodami w Polsce. Czy jednak są dobrze przeprowadzane i pomagają naszym rodzimym gatunkom? Czy jako wędkarze rozumiemy jak wesprzeć rybostan naszych wód?

Bardzo ciekawa dyskusja wywiązała się pomiędzy wędkarzami, którzy poruszyli w UK sprawę płoci w rzekach i jej słabnących populacji. Jest to problem uniwersalny, gdyż nie tylko w UK płoci jest mniej, europejskie wody a zwłaszcza polskie borykają się z nim również.

John Bailey to uznany wędkarz, przewodnik, człowiek prowadzący łowisko komercyjne w północnej Anglii, związany jest z lokalnymi rzekami Yorkshire, między innymi Wensum, gdzie stale wędkuje. Jego obserwacje są oparte na ponad 40 letnim doświadczeniu własnym, wspartym również na obserwacjach jego znajomych. Otóż zaobserwował on, że ilość płoci, zwłaszcza tych dużych, znacząco się zmniejszyła. Złowienie okazu ponad kilogramowego przedstawiciela tego gatunku jest bardzo trudne, podczas gdy dawniej w sezonie łowiło się ich wiele, w tym sztuki powyżej 1.5 kg. Co się zmieniło? Otóż jedną z przyczyn jest mniejsza ilość węgorza. Z jakiegoś powodu ilość węgorza szklistego (czyli maleńkich węgorzy), przypływających do wybrzeży UK, znacząco się zmniejszyła w przeciągu ostatnich 30 lat. Sprawiło to, że kormoran czarny, którego podstawą diety był węgorz właśnie, musiał przestawić się na inne ryby. Ptaki szybko wyspecjalizowały się w łowieniu płoci, jelców, kleni - i przez to populacje tych ryb mocno osłabły. W niektórych rzekach jak Avon nawet dość drastycznie. Jako, że trudno jest uzyskać zgodę na odstrzał kormorana, którego w UK jest coraz więcej, w tym część przylatuje tu na zimowisko z NIemiec, populacje takich gatunków jak płoć znacznie uszczuplały. Do tego niekontrolowane uwolnienie par wydr spowodowało, że stały się one wręcz plagą w pewnych miejscach. Jak więc działać, aby nie dopuścić do załamania się populacji płoci? Bailey, wskazał na pewną możliwość, jaką jest zarybienie rzeki materiałem pochodzącym z lokalnych zbiorników. Niestety, jego intencje rozbiły się o Agencję Środowiska, która zagroziła poważnymi karami za zrobienie czegoś takiego (nie wolno zarabiać na własną rękę). Wędkarze się oburzyli, ale na scenę wkroczył Trevor Harrop, twórca projektu Avon Roach Project (program płoci w rzece Avon). Wskazał on, że agencja ma rację, gdyż populacja płoci rzecznej znacząco się różni od tej z wód stojących, i takie zarybienia mogą wyrządzić sporo krzywd. Chodzi o to, że cechy ryby z rzeki są inne, i krzyżowanie ich z rybą z wody stojącej powoduje, że osłabia się całą populację, co wpływa na krótkotrwały efekt, po którym następuje znów załamanie się liczby ryb. Po zarybieniach wcale nie ma następnych silnych pokoleń, te nowe zaś są jeszcze słabsze. Jak działa Avon Roach Project? Otóż tutaj umieszcza się na rzece specjalne pływające krześliska, którymi jest deska z pływakiem, do której od spodu mocuje się kilka warstw firanki, zasłony, lub jakieś materiałowej siatki. Płoć wyciera się tam, zaś zapłodnioną ikrę przenosi się do specjalnych basenów, gdzie wykluwają się małe rybki. Po dwóch latach, podrośnięte już płotki, wracają do rzeki. W ten sposób linia genetyczna jest ta sama, i płoć świetnie sobie radzi. Obecnie Avon powraca znów do świetności, płoci jest znacznie więcej, zaczynają się pojawiać już okazy ponad kilogramowe. A projekt ma bodajże niecałe 10 lat. Wszystko to za sprawą zapaleńców, którzy własnym kosztem rozmnażali płoć, wcześniej uzyskując akceptację Agencji Środowiska.

Avon roach
Wycierająca się  płoć na specjalnie zbudowanych stanowiskach tarłowych, rzeka Avon (zdjęcie: Avon Roach Project)

Nie jest chyba trudno zgodzić się z twórcą programu płociowego, Trevorem Harropem, nieprawdaż? Przenieśmy teraz to wszystko na nasze, polskie podwórko. Jak wyglądają zarybienia u nas? Czy wielu z nas rozumie jak ważne jest utrzymanie czystości genetycznej populacji danych gatunków w wodach stojących, płynących, tych z południa Polski czy północy? To nie jest tak, że płoć jest płocią,  lin linem, szczupak zaś szczupakiem. Dlatego zarybienia powinny wspierać przede wszystkim rodzime ryby. Co to oznacza? Że należy do zarybień pozyskać tarlaki z danej wody! Czy więc takie odłowy są złe czy dobre? Jak dla mnie są koniecznością!

Jak to więc jest w Polsce? Dlaczego wędkarze traktują wszelkie odłowy jak najgorsze zło? Jest to spowodowane dwoma rzeczami. Podstawową jest nieuczciwość władz związku, okręgu oraz robienie biznesu pod pretekstem odłowów czy to pozyskujących tarlaka czy też kontroli ichtiofauny. W normalnym kraju, takie odłowy powinny się odbyć na żywej rybie, ewentualnie kilka, kilkanascie sztuk ryb trafić powinno do laboratorium, gdzie bada się je pod kątem chorób etc. Niestety, zazwyczaj odławia się sporo ryb, które się najnormalniej w świecie sprzedaje. Kto na tym zarabia to temat na inny artykuł, co ważne jednak - jest to niezgodne z wędkarskim interesem. Ale w PZW wiele rzeczy jest robionych przeciwko wędkarzom. Niestety! Drugi powód to nieświadomość wędkarzy. Powinni oni żądać od władz okręgu robienia wszelkich odłowów na żywej rybie, lub takich, które ograniczają straty do niezbędnego minimum. Bo to nie odłowy są złe, ale sposób i cel ich przeprowadzania. Wystarczy kilkanaście osób w okręgu, aby sprawić, że odłowy odbęda się na normalnych zasadach. Nie ma powodów aby nie zgłosić do nich swego udziału, należy wręcz pilnować osób je robiących. Bo to nasze lub Wasze ryby! Władzom okręgu zaś trzeba patrzeć na ręce. Zawsze!

hh
Odłowy kontrolne czy pozyskujące tarlaka moga się odbywać na żywej rybie, trzeba jednak o to walczyć z okręgiem lub władzami koła.

Kolejną ważną rzeczą jest czystość gatunkowa i silne tarło naturalne, jakie powinno być podstawą rzetelnej gospodarki wędkarskiej. I tu kolejne niestety, większość wędkarzy uważa, że podstawą takiej gospodarki są zarybienia. Niektórzy wręcz chcą aby wyglądało to tak, że się wpuszcza wielkie ilości ryb, które potem wędkarze mogą odławiać. To jest nic innego jak strzał w kolano! Jak pokazuje angielski przykład, częste zarybienia powodują, że dany gatunek traci ‘czystość’ genetyczną. Narybek wprowadzony zaś często nie radzi sobie, jest podatny na choroby. Czy to dobrze aby takie cechy przekazywane były następnym pokoleniom? Oczywiście, że nie. Dlatego trzeba chronić tarło naturalne, wzmacniać je jak najbardziej można. Jak to robić? Chociażby poprzez wyznaczanie miejsc, które są wyłączone z wędkowania przez kilka miesięcy (maj-lipiec), gdzie ryba spokojnie może się wytrzeć. Kolejną ważną rzeczą są górne wymiary ochronne. W ten sposób mamy pewność, że w wodzie pływają spore tarlaki, dające największa ilość ikry (im ryba większa tym więcej ma jaj). Nie słuchałbym zrzędzenia polskich naukowców rybackich, uważających, że duże ryby nie są dobre do tarła. Matka natura wie co robi, po to są właśnie duże sztuki, aby dawały jak najwięcej potomstwa, mającego silne geny! Teorie panów z IRŚ (Instytut Rybactwa Śródlądowego) odnoszą się do rybackiego aspektu korzystania z wód, ich produkcji. Nam wędkarzom nie chodzi o jak największe przyrosty czy wyprodukowanie towaru co trafia na stół. My łowimy nie po to aby jeść, ale aby cieszyć się emocji jaka dostarcza nam nasze hobby. A duże ryby dają najwięcej frajdy, nieprawdaż? I nie chcę tutaj wpierać nikomu konieczności wypuszczania tego co złowi. Ryby można zabrać, ważne aby robić to z umiarem, wtedy kiedy mamy na to ochotę. Bez rozdawania znajomym, karmienia kotów, wypełniania kolejnej zamrażarki na zapas. To nasze łowiska mają być naszą lodówką, z której raz na jakiś czas łowimy coś na posiłek. W ten sposób możemy odbudować wody, i mieć świadomość, że przy pełnej ‘lodówce’ jaką są nasze zbiorniki, mamy okazję czerpać pełnię przyjemności z tego pięknego hobby jakim jest wędkarstwo.

Jak więc działać, co robić? Przede wszystkim bądźmy świadomi i przekazujmy wiedzę innym. Musimy zbudować silne populacje ryb w naszych wodach, to ma być podstawą gospodarki wędkarskiej, nie zaś stałe zarybienia. Zarybienia powinny wspierać populacje żyjące w danym zbiorniku, powinny być robione najlepiej z materiału pobranego z tej wody. Zwróćmy na to uwagę, wskażmy jak istotne jest zrobienie odłowów pozyskujących tarlaka. Oczywiście bez targu rybim mięsem, jak to jest w zwyczaju. Interesujmy się jak prowadzi się nasze łowiska, myślmy. I prostujmy tych, co chcą wielkich efektów bez własnego wkładu. Pamiętajmy, musimy odbudować wody, na zdegradowanych trudno liczyć na sukcesy. Zarybienia karpiem i amurem to nie jest też recepta na wszystko. Musimy pilnować, aby rybostan był zróżnicowany, aby drapieżnika było sporo i robił swoją robotę (zwłaszcza szczupak jest ważny). Musimy stać się takimi pasterzami ryb w naszych wodach, nie zaś tylko rzeźnikami. Bo co przekażemy następnym pokoleniom? Bezrybne, zniszczone wody? W przeciągu 30 lat dokonano w Polsce straszliwych spustoszeń na większości wód, jesteśmy krajem z najsłabszymi wędkarsko wodami w Europie! A jeszcze w latach 80 tych było tyle ryb, pomimo zanieczyszczonych wód… Kto to zrobił, kosmici, KGB? Nie, to zrobiliśmy my sami, bezpośrednio lub pośrednio, przyzwalając na coś takiego. Czy wiesz czytelniku, że ilość brzany w Polsce zmniejszyła się kilkukrotnie, zaś wędkarze nie robią nic? Nie wiedzą nawet co jest tego przyczyną. Karaś pospolity zanika, lina jest coraz mniej, szczupak zaś jest wybity i pływają jego marne resztki. To przerażające świadectwo braku świadomości u wędkarzy oraz skrajna niekompetencja władz związku. W jej strukturach zasiadają przedstawiciele naukowej myśli rybackiej - jak Tomasz Czerwiński z IRŚ. Kilka lat temu zaś rada naukowa PZW uznała dużego szczupaka za szkodnika. Czy to jest jakiś matrix? Kto nami rządzi, kogo się słuchamy?

Sati
Saturnin Jabaji - człowiek instytucja, który wielokrotnie sam lub z niewielką pomocą blokował odłowy kontrolne, na których ktoś chciał zarobić. Ten człowiek działa i odnosi sukcesy, idźmy w jego ślady! (zdjęcie - portal pokazrybe.pl)

Myślmy i działajmy, bo samo się nie zrobi. Ani władze PZW, ani rządzący, ani myśl naukowa (która jest rybacką, antywędkarską) nie działają dla naszego dobra. Na szczęście w okręgach i w kołach możemy wywalczyć wiele. Trzeba jednak coś zrobić. Ten pierwszy, mały kroczek. Najlepiej zacząć od uświadamiania znajomych, po czasie zaś zacząć działać wspólnie. To nasze wody, PZW to my!

 

Autor: Lucjan Śliwa

Chętnych zapraszam do dyskusji na forum, wystarczy kliknąć na ten link:   dyskusja na forum