Skip to main content

Obraz polskiego wędkarza?

  • Utworzono

Ostatnio słyszy się sporo o silnej presji wędkarskiej, jaka panuje na wielu zbiornikach, które zostały zarybione zgodnie z operatem... Masa wędkarzy, jeden przy drugim, wysiaduje na brzegu i czeka na branie głupiego karpika, który jest w lekkim szoku i bierze na wszystko, nie ma jeszcze tego 'instynktu', bo był karmiony, a tu nagle  trzeba sobie radzić...

O ile samo odławianie ryb zaraz po ich wprowadzeniu jest po prostu dla mnie niezrozumiałe i świadczy o katastrofalnym w wielu miejscach stanie wód jak również i świadomości (co będziecie ludzie łowić w przyszłym roku, za dwa, trzy lata???), to niektóre zachowania są po prostu, nie znajduję słowa,.. mmmm..., niemożliwe?

Oto relacja Mateo, któy wybrał się na taki zbiornik po zarybieniu karpikiem, jednakże po to, aby łowić płoć:

,Dziś łowiłem płocie spławikówką. Początkowo nie rozkładałem siatki i wypuszczałem ryby od razu. Pan siedzący obok mnie poprosił, żebym nie wypuszczał "takich pięknych" płoci. Odparłem, że nie mam nawet siatki. Na co on wyciągnął swoją siatkę i poprosił, żebym wrzucał do niej ryby, bo on z chęcią by je zjadł. Na forum niektórzy koledzy często piszą, że ludzie biorą ryby z głodu, bo nie mają pieniędzy na żywność. Pomyślałem więc, że może i ten siedemdziesięcioletni wędkarz będzie miał pożywienie z tych płoci. Jak już pisałem w wątku poświęconym wynikom znad wody, złowiłem w tej sesji 64 płocie (20-27 cm).

Kiedy zwijałem sprzęt i pakowałem się, pan zadzwonił do żony. Sam mówił bardzo głośno (chyba wszyscy na brzegu słyszeli), a i głośnik w telefonie ustawiony był tak, że było słychać żonę. - No cześć. Chcesz ryby? Bo mam całą siatkę. - Nie, ja już nie będę nic obierać. Te twoje ryby nie mieszczą się już w zamrażalce. Wędkarz rozłączył się i ponownie wybrał numer (tym razem do jakieś znajomej). - Włodek? - Cześć! Nie wiem czy Halina to by chciała ryby, bo mam całą siatkę. Do telefonu podeszła Halina, bo za chwilę słychać było żeński głos: - Ja już nie chcę więcej. Jeszcze nie zjedliśmy tych, które ostatnio przywiozłeś. Mój sąsiad rozłączył się i powiedział do siebie: - Zadzwonię teraz do Baśki Golec (zapamiętałem nazwisko). Może ona będzie chciała. - Baśka?! - Cześć, mam tu dla ciebie chyba ze 100 pięknych płoci. Przywieźć ci? Tak? Zgadzasz się? No to super! W takim razie przywiozę.

Byłem już spakowany. Podszedłem do taj siatki, wyjąłem ją z wody, zrobiłem przy okazji parę zdjęć i... Co zrobiłem? Reszta niech pozostanie zagadką.'

Presja na łowisku - zdjęcie zrobione przez Mateo.

Znając Mateusza, wędkarz nie powąchał ani jednej płoci :) Ale pomyślmy, czy takie zachowanie jest normalne? Czy ten wędkarz, zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje z rybami, jeżeli są nadmiernie odławiane, tępione wręcz? Najlepsze jest to, że sam nie potrzebował ryb, jego rodzina już miała 'mięsa' pełne zamrażarki. Nie wspomnę już o cenie energii, potrzebnej do utrzymywania zamrażarek (często mrożenie ryb się po prostu nie opłaca)...

Jak do diaska ma ryb w wodzie przybywać? Jeżeli odławia się ryby zaraz po zarybieniu, lub dziesiątkuje płoć zbierającą się w zimowe stada, jak można później narzekać, że 'ryb jest mało'? Przecież to jest brutalna eksterminacja! Rozumiem, gdyby wody były zasobne jak kilkadziesiąt lat temu, ale w obecnej sytuacji? Gdzie zdrowy rozsądek?

I tutaj nasunęło mi się porównanie do świata zwierząt, ryb dokładnie. Otóż nęcąc mało i często, wprowadza się je w amok, stan rywalizacji o pokarm, w którym przestają być ostrożne. Kto wie,  może taka presja wędkarska działa podobnie? Dziedek nie łowił, więc na widok wypuszczanych ryb przez sąsiada nie mógł powstrzymać instynktu, każącego zabierać, pomimo pełnych już lodówek i zamrażarek...

Może nie jest to częsty przypadek nad wodą, ale pokazuje on dobrze, że wielu wędkarzy nie chce przyjąć do wiadomości, że ryby to 'zasoby' które mogą się wyczerpać. Trzeba dbać o nie i jeżeli zabierać to z rozsądkiem, według potrzeb (które nie powinny być tutaj wielkie), tak aby mogły się odradzać. Jeżeli każdy wędkarz będzie wpadał w 'amok' i nie dopuszczał zdrowego rozsądku do głosu, to za parę lat, nie będzie co włożyć do zamrażarki, zaś wyprawy na ryby będą utożsamiane głównie z wypoczynkiem, bo będzie można się będzie wyspać, czekając na jakieś pojedyncze brania...

Nie wiem dlaczego tak często zabiera się ryby w Polsce zupełnie nie potrzebując ich, mając już zapełniony 'magazyn'? Czy nie lepiej aby tony zamrożonych płoci, karpików, leszczy czy szczupaków, pływały sobie w wodzie, zaś sam wędkarz mógłby złowić coś sobie na obiad od czasu do czasu i cieszyć się 'świeżą rybką'? Nie zrozumcie mnie źle, ale takie branie na potęgę, to zwykła chciwość i najzwyklejsze nie przejmowanie się tym co będzie jutro, za tydzień, rok czy dwa... Każdy powinien łowić dla swoich własnych potrzeb, uszczęśliwianie rodziny i przyjaciół na siłę to kiepski pomysł.