Spławik i Grunt - Forum
SPRZĘT i AKCESORIA => Sprzęt => Wątek zaczęty przez: Adrian900 w 21.05.2020, 17:52
-
Czytając pochlebne opinie na temat podpórki Guru Rear Reaper Rest, szukałem czegoś bardziej przystępnego cenowo lecz jakoś za bardzo nie odbiegającego wyglądem od wyżej wymienionej. Skuszony ładnymi obrazkami kupiłem na allegro podpórkę Lorpio Super Grip w cenie 9,99 zł. Teraz nie wiem czy otrzymałem podróbkę, czy po prostu Pan Lorenc importuje taki bubel i się pod nim sygnuje. Przestrzegam tym postem wszystkich chcących przyoszczędzić trochę grosza, jak już kolejny raz się przekonałem, nie warto :facepalm: Nie miałem jeszcze okazji testować jej nad wodą, być może spełnia swoje przeznaczenie jednak wygląda paskudnie a ja jestem osobą która przywiązuje uwagę do estetyki sprzętu. Pozdrawiam :)
https://imgur.com/qvO9su4 (https://imgur.com/qvO9su4)
-
Powiem Ci tak król jest tylko jeden. I tutaj nie ma o czym rozmawiać zamienniki są tańsze ale tandetne i nie spełniają wszystkich funkcji jak oryginał. ;) Ps. To nie chleb nie kupuje się codziennie. ;)
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
-
Tanie i sprawdzone plus dobre wykonanie:
https://wedkarz.pro/akcesoria/podporki-sztyce-stojaki/mistrall/podporka-luminos-tulip
lub
https://sklepdrapieznik.pl/sklep/podporki-typu-v-oraz-u/31298-podporka-cormoran-feeder-rod-rest.html
-
Mam Cormorany i są ok.
-
A ja mam takie z mistrala za 8,5 ten plastik jest dość elastyczny dobrze trzyma wędkę . 42 zł za oryginalny kawałek plastiku z przyklejona gumą jak dla mnie trochę przesada.
-
Mam też 2 podróbki guru. Wyglądały tak samo, nadlewy plastiku i gumy ale wziąłem ostry nożyk i wszystko usunąłem i wyrównałem. Za tą cenę cudów nie oczekiwałem. Po tych drobnych zabiegach wyglądają ok i spełniają swoja funkcję dobrze.
Pozdrawiam
Mam identyczne jak kolega powyżej.
-
Używał ktoś może tych z monstera, jestem ciekaw jakiej są jakości?
https://allegro.pl/oferta/podporka-feeder-match-method-monster-v-8083992481
-
Pytanie, co jest dla nas ważniejsze. Funkcjonalność, czy estetyka. Dla mnie funkcjonalność, estetyka też ważna ale jest na drugim miejscu. Ja chcę mieć takie podpórki, że jak mam branie na drugiej wędce, to mogę bez stresu o wędkę dokończyć kilkuminutowy hol na pierwszej. A czasem też odejść na siku w krzaki. I tak mam. Przy feederze, ustawionym bocznie, ważniejsza jest przednia podpórka, zagięta tak, żeby wędka z niej wie wyskoczyła. Wówczas tylna musi być tylko na tyle wysoka, żeby tył wędki nie wyskoczył z niej przy braniu bocznym. Osobiście używam tylnych z Guru, odpornych na brania boczne i na wprost ale przedniej Guru bym już nie zastosował do feedera.
-
Panowie, ja również nie oczekiwalem niewiadomo czego za 10 zł bardziej mi chodzi o to, że co innego jest przedstawione w ofercie a co innego się otrzymuje. Gdybym miał możliwość obejrzeć to osobiście, to poprostu bym tego nie kupił. Zobaczę jak bedzię sie sprawdzało nad wodą, ewentualnie w przyszłości kupię guru.
-
Panowie, jeżeli ktoś decyduje się na "zamienniki" Guru w kwocie powiedzmy 8 zł to chyba jest świadomy, że nie będzie to towar z górnej półki. Pomijając kwotę jako płacimy za logo firmy ostateczna cena skądś się jednak bierze. Ja wychodzę z założenia, że tanie rzeczy są dla bogatych ludzi. :) Wolę zapłacić więcej mieć sprzęt na lat i i święty spokój.
-
U mnie temat wygląda tak.
Na przód mam dwie podpórki z Haldorado.
http://haldorado.pl/product/podporka-do-feedera-Safe-feeder-blue-s304
Na tył dwie z Guru
https://sklepdrapieznik.pl/sklep/akcesoria-gruntowe-i-splawikowe-guru/16131-podporka-guru-rear-reaper-rest.html
Czyli łącznie za ochronę moich dwóch wędek płacę 140 złotych, kupując raz a dobrze i na lata. Do tego stoją na nóżkach z Prologic, i w tej sytuacji mogę nawet do domu pojechać i zjeść obiad, a karp prędzej wędkę złamie niż zrzuci z takich podpórek.
Poza tym może warto sobie uświadomić że koszt zestawu porządnych podporek jest nie współmiernie mniejszy niż komplet dobrej wędki z dobrym kołowrotkiem, z dobra żyłka, podajnikiem i przyponem z przynęta.
Czy ktoś z was zamyka drzwi z domu na zatrzask zamiast na klucz? No nie, bo każdy ma pewnie fajne meble plus sprzęty. Dlatego warto mieć dobre podpórki, a nie tani badziew, bo to jak drzwi Gerdy w porównaniu do drzwi pokojowych.
-
Do tego stoją na nóżkach z Prologic,
Mam identyczne zestawy.
Czy ktoś z was zamyka drzwi z domu na zatrzask zamiast na klucz? No nie, bo każdy ma pewnie fajne meble plus sprzęty. Dlatego warto mieć dobre podpórki, a nie tani badziew, bo to jak drzwi Gerdy w porównaniu do drzwi pokojowych.
Dobre ;D
-
Do tego stoją na nóżkach z Prologic,
Mam identyczne zestawy.
Czy ktoś z was zamyka drzwi z domu na zatrzask zamiast na klucz? No nie, bo każdy ma pewnie fajne meble plus sprzęty. Dlatego warto mieć dobre podpórki, a nie tani badziew, bo to jak drzwi Gerdy w porównaniu do drzwi pokojowych.
Dobre ;D
Też kiedyś myślałem sobie "o matko, ile Ci ludzie wydaja na sprzęt jak można kupić se tania podporke za 5 złoty (wtedy tyle kosztowały he he)", dziś już widzę ta sama różnice jak w lapaniu na metodę z miksem, a łapaniu na rurkę anty. Wszystko jest po coś i czemuś ma służyć, nie? :P
-
Zgadzam się z Wami w zupełności lecz jeszcze raz podkreślam, wpiszcie sobie na allegro "Lorpio Super Grip" i zobaczcie, jak ta podpórka się pięknie prezentuje, niemalże identyntczna jak ta od Guru, tylko w innym kolorze i porównajcie to z tym co otrzymałem. (Link w pierwszym wpisie) To jest zwyczajne oszustwo, co innego gdybym zaszedł do sklepu stacjonarnego i widząc towar, zdecydował się na jego zakup. Wtedy widziały gały co brały.
-
Czy ktoś z was zamyka drzwi z domu na zatrzask zamiast na klucz? No nie, bo każdy ma pewnie fajne meble plus sprzęty. Dlatego warto mieć dobre podpórki, a nie tani badziew, bo to jak drzwi Gerdy w porównaniu do drzwi pokojowych.
Słowo klucz-kręcioł z wolnym biegiem 8) do pickerów mam kręcioły bez WB bo zazwyczaj łowię nimi na małych stawach, do feederów +3.3m kręcioły z WB a często na podpórkach z sygnalizatorami gdy jestem z rodziną na pikniku+łowienie. Ostatnio WB sprawdził się doskonale również na jesiotrach (20szt w 3h), skubią a dopiero za jakiś czas branie właściwe, pierwsze dwa brania potraktowałem jak karpiowe i zdziwko bo nic na haku nie wcięte, potem skubanie, poczekałem i właściwe branie, wtedy rolka z kręcioła z WB, podniesienie wędki i hol ryby.
-
(http://cobo.com.pl/userdata/public/gfx/10374/podporka-lorpio-super-grip.jpg)
Tak to powinno wyglądać?
Na zdjęciach katalogowych cudo, w rzeczywistości ohyda strugana siekierą. Lorpio, wstydź się.
(https://i.imgur.com/qvO9su4.png)
-
(http://cobo.com.pl/userdata/public/gfx/10374/podporka-lorpio-super-grip.jpg)
Tak to powinno wyglądać?
Na zdjęciach katalogowych cudo, w rzeczywistości ohyda strugana siekierą. Lorpio, wstydź się.
(https://i.imgur.com/qvO9su4.png)
Jak widac, do podporki poglądowej nie można się przyczepić, nawet pierścień dociskowy jest zupełnie inny.
-
Gdyby fotki katalogowe przedstawiały realną podpórkę, wtedy inna sprawa, ale to jest jawne oszustwo. Ktoś kupuje zabawkę, jakąś figurkę dla dziecka, a dostaje... cudo od Lorpio :)
-
W realu nie ma żadnego pierścienia gumowego tylko nakrętka kontrująca, co jest ewidentnym plusem.
Kolega to kupił i faktycznie wygląda dość niechlujnie ale swoje zadanie spełnia bardzo dobrze, dwa dni temu testowane i trudno powiedzieć złe słowo.
Trzeba też pamiętać, że to kosztuje 10 zł czyli 4 razy mniej od oryginału z Guru. nierozsądnym byłoby wymagać tej samej jakości za 25 % ceny, cudów nie ma. Jak ktoś nie jest estetą, to będzie zadowolony z tego zakupu. A jak ktoś jest, to powinien odżałować 40 zł i kupić Guru.
-
W tej sytuacji nie chodzi o to, ile to kosztuje, tylko o to, że firma kłamie, fałszując zdjęcia. Kolega wymagał jakości (wyglądu) ze zdjęcia, tylko tyle.
-
Sytuacja jest jak z chińskich portali, na zdjęciach cudo a w rzeczywistości byle co. I absolutnie zgadzam się z tym, że Lorpio nie powinno stosować takich praktyk. Nikt nie powinien ale Lorpio, które kreuje się na całkiem solidnego producenta/sprzedawcę tym bardziej.
Jednak szkodę robią większą sobie niż klientowi, który wydał dychę i zawiódł swoje zaufanie do marki. Ciężko będzie mu teraz wydać 200 zł na torbę czy pokrowiec na wędki. Być może za te 3-4 złote marży na tej podpórce stracili 50 zł na sprzedaży dobrego, droższego produktu. Jeszcze kilka takich wpadek i wylądują w jednym worku z Jaxonem i Mikado i będą mogli sprzedawać tylko tanio. Zaufanie trudno się zyskuje ale bardzo łatwo traci.
Z drugiej strony trzeba też być świadomym tego, że za 1/4 ceny nie możemy oczekiwać jakości oryginału. Guru jest czasem absurdalnie drogie ale nie na tyle żeby dało się zrobić dokładnie to samo za 25 % ich ceny.
-
Ile jeszcze będziemy gadać o Guru? Jest podpórka Lorpio za 10 zł, która drastycznie różni się od tej ze zdjęć katalogowych, to wszystko. Dla klientów ważne jest zdjęcie katalogowe i produkt realny, nic więcej. Większość wędkarzy nie ma pojęcia, co to jest Guru, oni tylko chcą konkretną podpórkę. Dlaczego Lorpio nie umieszcza zdjęcia faktycznego produktu? No dlaczego?
A może powinni w opisie ująć to: "Z drugiej strony trzeba też być świadomym tego, że za 1/4 ceny nie możemy oczekiwać jakości oryginału. Guru jest czasem absurdalnie drogie ale nie na tyle żeby dało się zrobić dokładnie to samo za 25 % ich ceny, dlatego też pokazujemy Państwu zdjęcie z produktem idealnym, żeby zachęcić do zakupu, a sprzedajemy coś całkowicie innego".
Czyli co, produkt może odbiegać jakościowo od tego ze zdjęcia katalogowego, bo jest w miarę tani? Zgoda, może, ale w gównianych firmach. Przecież to jest wzorcowa niezgodność! Powiem więcej, polska firma zajmująca się produkcją tego typu pierdół, zatrudniająca polskich pracowników, jest w stanie wykonać podpórkę idealną, jak ta od Guru, i to za czwartą część ceny (a nawet taniej, wystarczy zamówić kilka tysięcy ;)). Mogę dać namiary.
-
Ile jeszcze będziemy gadać o Guru? Jest podpórka Lorpio za 10 zł, która drastycznie różni się od tej ze zdjęć katalogowych, to wszystko. Dla klientów ważne jest zdjęcie katalogowe i produkt realny, nic więcej. Większość wędkarzy nie ma pojęcia, co to jest Guru, oni tylko chcą konkretną podpórkę. Dlaczego Lorpio nie umieszcza zdjęcia faktycznego produktu? No dlaczego?
A może powinni w opisie ująć to: "Z drugiej strony trzeba też być świadomym tego, że za 1/4 ceny nie możemy oczekiwać jakości oryginału. Guru jest czasem absurdalnie drogie ale nie na tyle żeby dało się zrobić dokładnie to samo za 25 % ich ceny, dlatego też pokazujemy Państwu zdjęcie z produktem idealnym, żeby zachęcić do zakupu, a sprzedajemy coś całkowicie innego. Z poważaniem - Piotr Lorenc".
Czyli co, produkt może odbiegać jakościowo od tego ze zdjęcia katalogowego, bo jest w miarę tani? Zgoda, może, ale w gównianych firmach. Przecież to jest wzorcowa niezgodność! Powiem więcej, polska firma zajmująca się produkcją tego typu pierdół, zatrudniająca polskich pracowników, jest w stanie wykonać podpórkę idealną, jak ta od Guru, i to za czwartą część ceny (a nawet taniej, wystarczy zamówić kilka tysięcy ;)). Mogę dać namiary.
I to jest całe sedno tej sprawy, nic dodać, nic ująć. :bravo: :thumbup:
-
Kolego, wyluzuj trochę, bo chyba Cię ponosi. Czy napisałem, że to dobrze, że tak się różni? Napisałem, że Lorenc powinien to robić? Skończ z tym sarkazmem, bo to niczego do dyskusji nie wnosi.
Napisałem, że produkt wygląda ch..owo ale swoje zadanie spełnia dobrze i kosztuje grosze w porównaniu do pierwowzoru, z którego został bezczelnie zerżnięty. Poza jakością wykonania. Żeby było jasne powtórzę, Lorpio nie powinno odwalać takich numerów. I nie powinno łasić się na sprzedaż kiepsko wykonanego produktu w niskiej cenie skoro chce być czymś więcej niż przysłowiowy Jax.
Większość wędkarzy łowiących na feeder nie wie co to Guru? Ciekawa teoria. W samym tym wątku, w każdym poście jest porównanie do podpórki tej marki. To możemy równie dobrze przyjąć tezę, że większość wędkarzy ma wywalone na to jak podpórka za dychę wygląda a interesuje ich jak działa, bo po to ją kupili. I takie opinie też tu się pojawiły i nikt nie drze szat.
A jak kolega jest taki zawiedziony (a jeśli się kierował zdjęciem i nie miał pojęcia ile kosztuje oryginał, z którego zerżnięto ten produkt, to absolutnie ma prawo się tak czuć), to może zwrócić towar ze względu na jego niezgodność z zawartą umową (w tym przypadku zdjęcie jest częścią takiej umowy) i poinformować kolegów, że Lorpio to "gówniana" firma. I, że jednak nie da się szkłem dupy wytrzeć i jak się chce wysoką jakość, to trzeba za nią zapłacić.
Produkt nie powinien odbiegać jakością od tego co na zdjęciu w żadnej firmie. Nawet "gównianej". Ale w tych "gównianych" często zdarza się, że odbiega. Widocznie Lorenc postanowił do nich dołączyć ze swoją marką.
-
A jak kolega jest taki zawiedziony (a jeśli się kierował zdjęciem i nie miał pojęcia ile kosztuje oryginał, z którego zerżnięto ten produkt, to absolutnie ma prawo się tak czuć), to może zwrócić towar ze względu na jego niezgodność z zawartą umową (w tym przypadku zdjęcie jest częścią takiej umowy) i poinformować kolegów, że Lorpio to "gówniana" firma.
Nie byłem na tyle sprytny, żeby zobaczyć negatywne opinie sprzedawcy przed zakupem, a zobaczyłem je po tym jak sam otrzymałem produkt. Była tam negatywna opinia dotycząca tego przedmiotu wystawiona ponad miesiąc temu. Ale jak widać sprzedawca w ogóle nie wziął sobie tego do serca. Ja nie mam ochoty bawić się teraz w rozstrzyganie sporu, odsyłanie przedmiotu, przy tak niskiej jego wartości.
Zależało mi jedynie, aby zamieścić na tym forum sytuację jaka mnie zastała jako przestrogę a przede wszystkim wytknąć fakt jak jedna z lepszych polskich firm wędkarskich podeszła do tematu.
-
Bądźmy też sprawiedliwi, lorpio ma wile fajnych i dobrze wykonanych produktów. Fakt że owa podpórka nie wygląda jak ta ze zdjęcia ale nie przekreślajmy marki za taką pierdołe.
Sam mam kilka ich rzeczy z których jestem zadowolony.
Pozrawiam
-
Większość wędkarzy łowiących na feeder nie wie co to Guru? Ciekawa teoria. W samym tym wątku, w każdym poście jest porównanie do podpórki tej marki.
Pewnie 90% łowiących feederami nie wie, co to takiego Guru. Nie wiedzą też, co to Drennan, Preston, Matrix, Kamasan czy Sonubaits. Nie wiedzą też, co to pętla Gardnera czy fluorocarbon. Nie znają też ani limitów ilościowych, ani okresów czy wymiarów ochronnych. Forum to ułamek tych, którzy łowią.
Lorpio sugeruje zdjęciami, że jest w stanie zaoferować produkt bardzo wysokiej jakości za niewielką część jego wartości, i o tym ta dyskusja. Tylko o tym, bo kolega przecież nie ma pretensji o to, że produkt, który otrzymał, to nie to samo, co podpórka Guru, tylko że to nie towar ze zdjęć katalogowych. A argument, że można zwrócić towar wart 10 zł, jest nietrafiony, bo w takim przypadku klient machnie na wszystko ręką, oczywiście ze względy na cenę przesyłki. Tak nie powinna działać firma aspirująca do "uznanych". Napiszę to po raz ostatni: jeśli w katalogu znajdzie się zdjęcie realnego produktu, wtedy nie ma tematu - bo klient będzie wiedział, co kupuje. I dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że za jakość trzeba zapłacić. Ale tylko wtedy.
-
(https://uploads.tapatalk-cdn.com/20200522/29b95810ab221c9c9b344c0d2ef7b143.jpg)
-
Mam cormorany za 9.50 z Drapieżnika i są całkiem OK. Trzymały wędkę podczas brania kiedy hol trwał na drugiej. Wykonanie o niebo lepsze od tych lorpio.
-
Większość wędkarzy łowiących na feeder nie wie co to Guru? Ciekawa teoria. W samym tym wątku, w każdym poście jest porównanie do podpórki tej marki.
Pewnie 90% łowiących feederami nie wie, co to takiego Guru. Nie wiedzą też, co to Drennan, Preston, Matrix, Kamasan czy Sonubaits. Nie wiedzą też, co to pętla Gardnera czy fluorocarbon. Nie znają też ani limitów ilościowych, ani okresów czy wymiarów ochronnych. Forum to ułamek tych, którzy łowią.
Akurat tych to nam chyba nie szkoda? ;-)
Lorpio sugeruje zdjęciami, że jest w stanie zaoferować produkt bardzo wysokiej jakości za niewielką część jego wartości, i o tym ta dyskusja. Tylko o tym, bo kolega przecież nie ma pretensji o to, że produkt, który otrzymał, to nie to samo, co podpórka Guru, tylko że to nie towar ze zdjęć katalogowych. A argument, że można zwrócić towar wart 10 zł, jest nietrafiony, bo w takim przypadku klient machnie na wszystko ręką, oczywiście ze względy na cenę przesyłki. Tak nie powinna działać firma aspirująca do "uznanych". Napiszę to po raz ostatni: jeśli w katalogu znajdzie się zdjęcie realnego produktu, wtedy nie ma tematu - bo klient będzie wiedział, co kupuje. I dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że za jakość trzeba zapłacić. Ale tylko wtedy.
Masz absolutnie rację, że nie powinno być tak dużych różnic pomiędzy zdjęciem a faktycznym wyglądem, szczególnie w przypadku tej firmy. Choć akurat nakrętka zamiast pierścienia gumowego jest niezgodnością na plus dla kupującego. Niestety reszta wprost przeciwnie. Lorenc zagrał w tym przypadku jak każdy sprzedawca chłamu na zasadzie, że kosztuje niewiele, to każdy zaklnie ale machnie ręką, bo szkoda nerwów za takie pieniądze. Plusem tej niefajnej sytuacji jest to, że przynajmniej działa tak jak powinna a to nie jest regułą w podrabianych produktach.
Ja mam z kolei wrażenie, że większość kupujących te podpórki nabywa je jako zamiennik za drogie Guru, o którym przeczytali i obejrzeli na Youtube, że jest zajebiste. Wędkarze, o których wspomniałeś na początku (ci nieświadomi istnienia dobrego i droższego sprzętu) chyba nie wydają na samą podpórkę 10 zł, bo z tego co widzę, to ich cały zestaw najczęściej z Jaxona (podpórka plus sztyca do niej) jest właśnie w tej cenie, więc dycha za samą podpórkę to straszny zbytek.
Taka jest rzeczywistość kopiowanych produktów uznanej marki i drogich - zawsze ktoś jest wkur..ny. Jeśli kopia jest kiepska, to narzekają ci, którzy ją kupili, bo oczekiwania były znacznie wyższe. Natomiast jeśli jest wierna i sporo tańsza, to oszukani czują się ci, którzy kupili oryginał wydając krocie i czują się jeleniami.
-
Ale o jakich oczekiwaniach mówimy? Jest podgladowe zdjęcie podpórek, które jasno pokazuje, że są to IDENTYCZNE podpórki co guru tyle, że w zielonym kolorze. 1/3 ceny w żadnym stopniu nie usprawiedliwia sprzedawcę bo to jest jawne wprowadzanie w błąd a podpórka nie przypomina tej ze zdjęcia. Jest to calkowicie inny produkt, i gdyby były pokazane realne foto, pewnie większość by się nie zdecydowała - mimo niskiej ceny.
-
Taka jest rzeczywistość kopiowanych produktów uznanej marki i drogich - zawsze ktoś jest wkur..ny. Jeśli kopia jest kiepska, to narzekają ci, którzy ją kupili, bo oczekiwania były znacznie wyższe. Natomiast jeśli jest wierna i sporo tańsza, to oszukani czują się ci, którzy kupili oryginał wydając krocie i czują się jeleniami.
Ja dodam coś troszkę innego. Zapominasz dodać, że liczy się jeszcze ochrona patentu. Chinole nie mają tu skrupułów i kopiują wszystko jak leci. Bardzo często więc sami sobie robimy krzywdę, bo może skorzystamy na tańszym towarze, jednak kradzież to kradzież. Wczoraj ukradli coś komuś, jutro tobie. Co wtedy?
Jeżeli polska firma wyprodukuje coś dobrego, to wtedy Chinole zaoferują swój odpowiednik, dużo tańszy. Jest to dobre? To tylko przykład. Nie mam zamiaru bronić tylko Guru, bo uważam, że są drodzy. Jest to córka firmy Kordy, a tam wszystko jest drogie, bo nałożony jest bardzo duży 'carp tax' (karpiowy podatek) :) Jednak ktoś to wymyśla, testuje itd. A inny kopiuje na żywca i wychodzi mu inna cena, i się jeszcze tym chwali.
Uważam, że warto naciskać, aby polscy 'producenci' szukali swoich rozwiązań, nie zaś zajmowali się sprowadzaniem odpowiedników, które mają być tańsze. Zwłaszcza te słowa Lorenca mi nie pasują i zniechęcają. Warto coś zmienić przynajmniej, nie zaś zerżnąć ordynarnie. W ten sposób nie dość, że nie produkujemy sprzętu wędkarskiego w Polsce, to nie myślimy nad nowymi rozwiązaniami. Stajemy się uzależnieni od Chin i od patentów jakie oni ukradną, byle było taniej. To droga donikąd. Kryzys z kowirusem pokazał, jak uzależniliśmy się od Chińczyków, jest to masakra. Nie wierzę, że tego nie da się zrobić w Polsce. Nie trzeba kopiować w 100%, można to zmienić a nawet usprawnić, i mieć coś swojego, w dobrej cenie.
-
Luk, kwestia etyczna tego typu zakupów jest czymś odrębnym od tematu aczkolwiek ważnym.
Też jestem zdania, że nie powinno się wspierać swoimi pieniędzmi firm "kserokopiarek".
Ale jest tu też druga strona medalu. Mianowicie cena oryginału i to co za tę cenę otrzymujemy. W przypadku tej podpórki Guru jestem wręcz za tym żeby ludzie kupowali podróbki. I sam bym kupił idealną kopię tej podpórki za 25-30 zł, tylko po to żeby to nie do Guru trafiły moje pieniądze. Wycena tego produktu Guru jest skandalicznie wysoka i niczym nieuzasadniona. I nie kupiłem ich właśnie tylko z tego powodu (kopi też nie kupiłem bo nie lubię takich nieestetycznie wykonanych rzeczy).
Moim zdaniem godząc się na takie chamskie dymanie tylko wspieramy wysyp kolejnych produktów w absurdalnych cenach. Gdyby oryginał kosztował 25 zł, to pewnie 90 % nabywców tych podrabianych podróbek (a to jest naprawdę wielka rzesza ludzi, bo Chinol też nie robi form żeby wyprodukować 1000 szt. - tam nie jest już tak tanio jak 10 lat temu) kupiłaby oryginał, bo to etyka, bo to marka, no i pewność co do jakości. Guru tak czy tak na każdym miałoby piękną marżę i tylko powiększało grono swoich wiernych klientów. Ale jeśli wolą "strzelić kogoś w pysk" taką ofertą, to ich wybór i muszą się liczyć z konsekwencjami. Guru samo sprowokowało wysyp tych podrabianych podpórek absurdalnie wysoką ceną. Ani to nie jest jakaś technika rakietowa, ani w produkcji nie jest drogie (jakby co, to kolega Syborg służy kontaktem do potencjalnego wykonawcy), nic nie uzasadnia tej ceny. A to woda na młyn dla małych skośnookich, którzy sprzedają to pewnie po dolarze i dalej na tym zarabiają. Wszelkie Lorpie i inne zamawiają, opylają sklepom i też zarabiają. A sklepy sprzedają na Allegro z ceną dla klienta na poziomie 8,50 - 10 zł i też nie robią tego charytatywnie. To skąd te 40 zł u Guru???
Dlaczego nikt nie podrabia ich piórnika? Bo wykonanie go w takim lub podobnym standardzie nie wróży powodzenia biznesowego, kiedy trzeba zjechać z ceną o połowę do tej z Guru (jak będzie mniejsza różnica, to klienci wybiorą oryginał, bo tego się nie kupuje co miesiąc). I ludzie kupują oryginały, płaca po 55 zł i są zachwyceni. Da się? Zresztą samo porównanie tego piórnika i podpórki oraz ich cen wzbudza dziki śmiech z wyceny podpórki. Co więcej, Daiwa robi ten sam piórnik ze swoimi logotypami na licencji Guru czyli zyskują jeszcze więcej nie robiąc i nie sprzedając nic poza licencją. Za mało?
Gdyby twórcy oryginałów mieli umiar i nie szukali tylko takich co zapłacą każde pieniądze, bo coś ma znaczek danego producenta, to nie bardzo byłoby miejsce na podróbki. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie nawet w Chinach wcale nie jest tak tanio jeśli chodzi o siłę roboczą.
P.S. Te słowa Lorenca, to masz na myśli "cytat" z postu Syborga? Jeśli tak, to nie są jego słowa tylko moje. Syborg w ramach sarkazmu użył ich na potrzeby dyskusji i włożył jako wypowiedź P. Lorenca. Może to jakoś zmieńcie/poprawcie, że to nie jest cytat z Lorenca, bo jeszcze wyjdzie z tego jakaś chryja.
-
Ja się z Tobą zgadzam, że ta cena, jak i innych rzeczy, jest zbyt wysoka. To jest Korda właśnie. W ogóle mnie pewna część ciała strzela, że karpiowe rzeczy są tak drogie. Dla jaj mówimy, że to karpiowy podatek (carp tax) :) Ale właśnie to jest to. Ceny z kosmosu (ale nie tego produktu o którym jest mowa), absolutnie nieadekwatne do tego co się dostaje. Pisałem wielokrotnie, że zanęta z Sonu dla wędkarzy coarse, czyli tych łowiących 'wszystkie' ryby, to 6 czy 6.5 funta dziś. Ale za miks karpiowy (do torebek PVA), ta sama firma ryczy 8 funtów. Gdyby tam jeszcze dodawano opiłków złota, to bym zrozumiał, ale półprodukty nie sa wcale droższe. Tylko grupa docelowa inna.
Ale jednak mimo wszystko, nie powinno się kopiować. Tę podpórkę można zrobić w inny sposób przecież, też ją mam i wcale jej nie używam, bo są lepsze rozwiązania. Bo kij tam jest ciężko wyciągnąć, o wiele lepiej mi się sprawdza odpowiednik z Prestona. To nie jest szczyt marzeń wcale i nie ma się nim co podniecać. Ja z niego zrezygnowałem. A tu jest po prostu wspieranie złodzieja, którym jest Chinol.
Ten kij ma dwa końce. Jeżeli będziemy dalej tak robić, to za jakiś czas uzależnimy się od Kitajców tak, że będą z nami robić co chcą, niczym uzależniony narkoman, który zrobi wszystko czego zażąda jeden czy drugi dealer. Do tego niszczymy własną innowacyjność, a nie jesteśmy głupim narodem przecież. W ogóle w wędkarstwie spławikowo-gruntowym staliśmy się tymi, co tylko kopiują praktycznie. To wstyd. Trzeba to zmieniać! Niech Chińczycy robią sprzęt, ale wg naszego, polskiego projektu! Ale co, może się to nie 'opłaci'?
Co do samej ceny nie uważam, że jest rozbojem. Jest zbyt wysoka, ale nie ma tragedii. W UK to niecałe 8 funtów, a więc praktycznie cena paczki zanęty 2 kg lub równowartość trzech spławików z Drennana. I powoli wkraczamy w politykę. Zapytać należy, dlaczego w Polsce takie rzeczy są tak drogie. Bo są droższe niż w UK. Wynika to między innymi z wysokich podatków, które wciąż rosną. To nie Guru do końca jest winne. Do tego w UK rząd wspiera firmy wędkarskie, dlatego tak wiele tam jest patentów i wyścig 'zbrojeń'. W Polsce rząd traktuje zaś gałęzie przemysłu jak dojne krowy, które mają dawać coraz więcej mleka, co by starczyło na populistyczne programy, byle dorwać się do władzy.
Więc tu jest właśnie pies pogrzebany. Tak, ten produkt jest drogi, ale w Polsce szczególnie drogi. Jednak nie z winy samego producenta. Bo jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie osiągniemy poziomu krajów zachodnich. I nie powinno się używać wymówek zbyt banalnych. Bo to nie wina Guru, że w Polsce podatki są tak wysokie. Przypomnę też, że wcale nie mamy z tego jakichś fajerwerków. Szkolnictwo, służba zdrowia, opieka społeczna i wiele innych rzeczy u nas leżą i kwiczą. Na co idzie więc ta kasa? Może warto spojrzeć na ten problem z innej perspektywy? Bo Guru nie produkuje z myślą o polskim kliencie przecież, prawda? Do tego jak Polak zarabiałby dwa razy więcej, to by go ta cena tak nie bolała. Ale nie zarabia. I nie będzie, z tymi programami plus, trzynastkami, czternastkami, przywilejami grup zawodowych, wymuszanych podwyżkach pensji minimalnej, która powoduje wzrost cen i inflację.
Podam inny przykład. Wiedźmin CD Project to nasz produkt eksportowy, powinniśmy być z tego dumni. Wyobraźmy sobie teraz, że Chińczycy robią swojego Geralta, co nazywać się będzie Ping-Pong, i co spowoduje drastyczne załamanie sprzedaży produktów polskiej firmy. Czy też będziemy machać rękami i cieszyć się z tego, że mamy Ping-Ponga za 1/4 tej ceny? Raczej nie... A nie trzeba przecież wymyślać czegoś od nowa, można bazować na pomyśle właśnie z Guru. I Chinole to zrobią. Tylko że polskie firmy ida po najmniejszej linii oporu, i kupują to co chiński złodziej im da w ofercie. Dawniej słynęliśmy jako naród z honoru. Czy aby na pewno jesteśmy tu honorowi jak nasi przodkowie?
-
Chyba nie do końca się zrozumieliśmy w kwestii ceny i kopiowania. Nie wiem ile to jest 8 funtów w GB i co można za to kupić. I nawet nie do końca chodzi mi o to co można kupić za cenę podpórki Guru. Na szczęście stać mnie i na tę podpórkę i na kilka innych rzeczy i jeszcze na jakąś kromkę z masłem zostanie. Jednak jeśli widzę, że można sprzedawać prawie ten sam produkt za 4 razy mniej, to coś tu jest nie halo. Nawet podwajając cenę chińskiemu producentowi żeby to dobrze wyglądało to dalej będzie to prawie trzykrotność ceny oryginału. Ja rozumiem pomysł, testowanie, wdrożenie itd. Ale to jest produkt prosty w budowie i dość masowy. Sumarycznie można na nim zarobić więcej obniżając cenę i wytrącając argument cenowy podrabiaczom. Oczywiście znajdą się tacy, którzy kupią podróbkę jeśli będzie nawet nieznacznie tańsza ale jednak większość nie kupiłaby tych podróbek gdyby oryginał kosztował np. 25 zł. W obecnej sytuacji nie dziwię się ludziom, że wybierają produkt 4 razy tańszy zamiast ratować innowacyjność Guru. Wszystko na zasadzie jak Kuba Bogu ...
Karpiarstwo faktycznie staje się w części takim polem do popisu dla pozerów z grubym portfelem. Widzę czasem nad wodą takie duety najeb..ych panów w średnim wieku, siedzących na drogich krzesłach, przed drogim namiotem. Na pomoście drogie rodpody i po 3 drogie zestawy wędek z kołowrotkami. Do tego wielka łódź z echosondą do wywózki, bo komu by się chciało wysilać i rzucać na 100 metrów (dalej nie ma sensu, bo braknie szerokości zbiornika) jak zdalnie sterowany model zrobi to za nas. A jak ryba się sama zapnie, to poinformuje nas o tym centralka. Oczywiście to wszystko na komercyjnym stawie. I tak sobie panowie siedzą 3 doby drąc mordy, tłukąc się swoimi wypasionymi sprzętami i przekrzykując się nawzajem. Czasem faktycznie można odnieść wrażenie, że dla takich ludzi najlepszy sprzęt to sprzęt najdroższy i z metkami "najlepszych" firm. Sprzedawcy pewnie wyczuli ten trend i pasą to towarzystwo coraz to droższymi sprzętami i gadżetami. Cierpią pewnie na tym normalni wędkarze łowiący karpie, którzy za byle pierdołę muszą płacić krocie, bo taki jest trend. Ale jeśli proste urządzenia czy gadżety kosztują astronomiczne kwoty, to od razu węszą przy tym "kserokopiarki", które czują potencjalny łup. I jak dziwić się normalnemu karpiarzowi, który jedzie na ryby połowić a nie się popisywać stanem posiadania, że nie chce zapłacić X za coś tam, skoro może mieć kopię za X/4.
Zgadzam się, że takie bezczelne kopiowanie czyjegoś wzoru jest kradzieżą ale jest takie polskie powiedzenie, ze to okazja czyni złodzieja. Im ta okazja łatwiejsza do pozyskania tym więcej chęci do "kradzieży".
I jeszcze jedno, te oryginalne rzeczy też w lwiej części są faktycznie produkowane w Chinach czy innych Wietnamach i Bangladeszach, więc uzależniamy się od ich mocy produkcyjnych bez względu na to czy kupujemy oryginał czy podróbkę. Ci "biedni, okradani" wycyganią ode mnie i od Ciebie każdą złotówkę jaką tylko sobie pozwokimy wyciągnąć z kieszeni, nawet jeśli mają marżę idącą w tysiące procent. To przecież idea dzisiejszego biznesu, minimalizować koszty a maksymalizować przychody bez względu na koszty społeczne. Dlaczego zatem ja mam się unosić honorem i nie korzystać z okazji kupienia dużo taniej. Bo to kradzież? A czy przenoszenie produkcji na drugi koniec świata żeby tylko zwiększyć i tak już duży zysk kosztem pracujących za grosze i w podłych warunkach Azjatów, kosztem bezmyślnej dewastacji środowiska i kosztem współobywateli tracących pracę nie jest wyzyskiem?
Twoje słowa o innowacyjności to miód na moje uszy, bo również uważam, że w gruncie rzeczy jesteśmy narodem twórczym i stać nas na posiadanie własnych wzorów. Jednak z jakiegoś powodu w tworzeniu rozwiązań dla wędkarstwa nie istniejemy. Może nie jesteśmy tacy lotni. A może nasz wrodzony "spryt" nie pozwala na ryzykowanie wprowadzania własnych wzorów skoro można nieźle żyć opylając to co zaproponuje Chińczyk? A może nie umiemy zbudować wokół tego odpowiedniej atmosfery i marketingu. A może my jako klienci nie jesteśmy gotowi zapłacić za np. dobry polski kołowrotek 500 zł ale już za taki sam lub gorszy od np. Prestona zapłacimy chętnie 800 zł? Nie wiem, nie znam się na tym, więc nie będę się jakoś kategorycznie wypowiadał.
W każdym razie, w przypadku gdyby pojawiły się produkty polskie, dobrze zaprojektowane i wykonane, estetyczne oraz rozsądnie wycenione, to ja jestem pierwszy żeby swoimi pieniędzmi wesprzeć takie inicjatywy. Co więcej dołożę nawet extra do ceny za to, ze to polskie i w Polsce wyprodukowane. I z powodów patriotycznych jak i praktycznych, bo docelowo część tych pieniędzy ma szansę wrócić do mnie. Jak polecą do Chin czy GB, to już ich na pewno nie zobaczę.
Nie jestem fanem Wiedźmina ani gier komputerowych ale sądzę, ze gdyby podrobienie tego Geralta było łatwe i mogło przynieść odpowiednie profity "kserokopiarce", to na pewno już miałbyś tego Ping-Ponga za 1/4 ceny. Nie wszystko da się podrobić i na tym zarobić. Dlatego wskazałem przykład piórnika z Guru, który jest wśród wędkarzy popularny nie od dziś a nadal nie widziałem podróbki. Z prostego powodu, nie jest kosmicznie wyceniony w stosunku do tego czym faktycznie jest. Gdyby kosztował 100 zł, to na pewno byłyby już na rynku chińskie kopie po 35-40 zł. Chińczycy kopiują tylko to co jest stosunkowo łatwe do zrobienia i może być badziewnie tanie w ich wykonaniu, żeby różnica w cenie kopii i oryginału skłaniała kupujących do szukania oszczędności w zakupie takiej podróby.
Honor to nie jest coś co w dzisiejszych czasach pozwala wyżywić rodzinę. Zresztą patrząc na naszą historię to bardzo rzadko zdarzało się żebyśmy na tym honorze dobrze wychodzili. Jeżeli cały świat ma w dupie honor, to ciężko od siebie wymagać, że będziemy jakąś wysepką na tym oceanie pazerności. A nawet jeśli tak postanowimy, to ten ocean bardzo szybko tę wysepkę zaleje. Honor, tak jak miłość i zaufanie wymagają wzajemności żeby miały sens. W przeciwnym wypadku to wszystko staje się zwykłym frajerstwem. Przykre ale prawdziwe.
-
Myślę, że się zgadzamy ogólnie :) To o co mi chodzi głównie, to aby nie usprawiedliwiać złodziejstwa zbójecką ceną. Bo ta tutaj wcale nie jest taka tragiczna. Korda i Guru jest ogólnie drogie, choć nie tak jak Rive, które króluje tutaj, w wędkarstwie spławikowo-gruntowym.
Też chciałem pokazać, że polskie firmy mogą wybrać inną drogę. Dobrym przykładem było Mikado, które po interwencji Drennana wycofało podrobione podajniki do Metody, i wprowadziło inne modele. Wg mnie nie dość, że dobrze na tym wyszli wizerunkowo, to i sprzedaż była chyba wyższa. I co z tego, że coś im nie wyszło (zwłaszcza z Fortisem)? Taki Preston czy Korum co chwila ma wpadki i je poprawia, po czym powstaje produkt prawie doskonały (rzeczne rodpody, podajniki do Metody i wiele innych rzeczy). Ważne aby cały czas coś udoskonalać, wychodzić naprzeciw oczekiwaniom wędkarzy, wyznaczać trendy a nie być na końcu stawki. To już nie rok 2000, gdzie wszystko miało być tanie. Teraz ludzie chcą wyników, rozumieją co to jest stosunek jakości do ceny. Ale wiele firm tego nie robi, stojąc w miejscu. Najbardziej żal mi Wirka, który korzystając ze świetnej technologii mógłby być liderem w produkcji koszyków różnego typu, do tego akcesoriów karpiowych. Jednak widać, że właściciel to człowiek starej daty, dodatkowo nie rozumiejący wędkarzy, rynku.
Najlepsze jest to, że Guru to nie jest jakaś wielka firma. Kilku kolesi (wędkarzy!) coś projektuje i robi to na drukarce 3D, po testach wprowadzając do produkcji. To jest firemka a nie firma. I da się? Zobaczcie ile mają patentów już, pamiętam ich wejście na rynek, widzę jakie mają teraz ekspozytory w sklepach, ilość akcesoriów! A u nas jest zastój jak cholera. Dlatego cieszy, że chłopaki z Robinsona na przykład, mają wkład w projektowanie czegoś, że nie ma sprzedaży na zasadzie prezentowania nowości 'chińskich' przez testerów, ale coś jest robione pod wędkarza. To jest kierunek.
Niemieckie samochody też nie są całkowicie niemieckie. Obecnie wiele podzespołów robionych jest na przykład w Polsce. Dlatego zlecenie produkcji w Chinach jest OK, jednak ważne aby nie być filią chińskiego przemysłu, który kopiuje patenty i oferuje je po niskiej cenie, uderzającej w samego producenta, ale samemu zlecać. Ci z Guru to kilka osób, wg mnie więc Mikado, Jaxony i reszta mogą zrobić to samo. Dokładnie to samo. Do tego u nas można robić coś pod gusta lokalnego klienta (polskiego), na przykład patenty pod feedera który cieszy się taką popularnością. Ta podpórka z Guru to dobry przykład. Trzeba być Einsteinem aby coś takiego wymyślić? Kaman, oczywiście, że nie :) Można też nie wybierać w katalogach chińskich producentów rzeczy jawnie będących podróbkami, to też jest metoda.
Warto też zobaczyć jaki 'autorytet' mają polskie firmy. Te spinningowe, mogą mieć wysoki i kupuje je jakiś Fox później, bo jestesmy w czołówce. Jednak na polu spławikowo-gruntowym jest mizeria. Trudno o coś co się wybija ponad przeciętność, zazwyczaj polskie firmy są poniżej przeciętności 'europejskiej'. A można to zmienić, zwłaszcza, że rynek wędkarski w Polsce jest bardzo duży i chłonny. Do tego coraz więcej wędkarzy chce czegoś dobrego jakościowo, a nie tylko tańszego, zamiennika.
Ponownie napiszę, że wiele firm tworzy firmy córki, aby lepiej dopasować się do danej grupy wędkarzy. Preston ma Koruma, skierowanego nie do wyczynowców i zazwyczaj tańszego, karpiowy Fox Matrixa (wyczyn), Leeda ma MAP'a (tu coś robionego pod wędkarza budżetowego ma inną etykietę, aby nie kojarzyć tego z szajsem - oferta pod wyczynowców) i tak dalej i dalej. Jaxon, Mikado czy inne Robinsony też mogłyby pójść tą drogą. NIe robić tylko czegoś taniego ale coś pod np. tych co startują w zawodach. Kije, kręcioły, żyłki, pierdoły. I można walczyć o klienta, co normalnie nie kupi ich produktów. Należy walczyć o wizerunek, ten zagwarantuje, ze rosnąca w polsce klientela ze średniej półki, znajdzie tu coś dla siebie. Tego wciąż nie ma. Jest za to wciąż kupowanie tanich kopii z chińskich katalogów. W ten sposób zawsze będziemy w tyle i etykieta 'tandetnego sprzedawcy' pozostanie na długo...
-
........Pan Lorenc importuje taki bubel i się pod nim sygnuje. ....
nie tylko chyba-może Perfect importuje lepsze?
https://allegro.pl/oferta/heavy-u-rest-with-rubber-widelki-monster-max-8337005690
;-)
-
........Pan Lorenc importuje taki bubel i się pod nim sygnuje. ....
nie tylko chyba-może Perfect importuje lepsze?
https://allegro.pl/oferta/heavy-u-rest-with-rubber-widelki-monster-max-8337005690
;-)
Tylko, że w tym wypadku widać że zdjęcie przedstawia stan faktyczny przedmiotu, więc nie widzę problemu ;) W ofercie Lorpio podpórka wygląda jak guru po fotoshopie a w rzeczywistości wygląda nawet gorzej od tych z Twojego linku.
-
Chyba nie do końca się zrozumieliśmy w kwestii ceny i kopiowania. Nie wiem ile to jest 8 funtów w GB i co można za to kupić. I nawet nie do końca chodzi mi o to co można kupić za cenę podpórki Guru.
Cena na jaką może sobie pozwolić praktycznie każdy wędkarz. Najniższa krajowa za godzinę pracy to £8.72 Bochenek chleba od £1 w górę, piwo w sklepie około £1.5, litr benzyny około £1.05
W Polsce jest inny stosunek cen do zarobków i okazja do kopiowania. Większe sklepy mają umowy na sprzedaż konkretnych marek i nie będą sprzedawać podróbek bo zwyczajnie nie mogą.
Sprzedaż na targowisku to niewielka część rynku. Z reguły nie mają sprzętu markowego.
-
nie tylko chyba-może Perfect importuje lepsze?
https://allegro.pl/oferta/heavy-u-rest-with-rubber-widelki-monster-max-8337005690
;-)
Kupowałem tam łączniki typu angle-lock.
https://allegro.pl/uzytkownik/Perfekt-Sulechow?string=%C5%82%C4%85cznik&bmatch=baseline-al-product-eyesa2-engag-dict43-hou-1-2-0318
W drapieżniku ten od Prestona kosztuje ponad 40 zyla ;)
Większość wędkarskich dupereli, podobnie jak wędek i kołowrotków na europejski rynek robi raptem kilku chińskich potentatów. Polskie firmy, podobnie jak te większe brytyjskie mają już na etacie Chińczyków, którzy na miejscu w Chinach im ogarniają produkcję, nie bawiąc się w Alibabę. Nawet taki Jaxon ma na etacie takiego gościa "dyrektora handlowego" ;)
-
Myślę, że się zgadzamy ogólnie :) To o co mi chodzi głównie, to aby nie usprawiedliwiać złodziejstwa zbójecką ceną. Bo ta tutaj wcale nie jest taka tragiczna. Korda i Guru jest ogólnie drogie, choć nie tak jak Rive, które króluje tutaj, w wędkarstwie spławikowo-gruntowym.
Też chciałem pokazać, że polskie firmy mogą wybrać inną drogę. Dobrym przykładem było Mikado, które po interwencji Drennana wycofało podrobione podajniki do Metody, i wprowadziło inne modele. Wg mnie nie dość, że dobrze na tym wyszli wizerunkowo, to i sprzedaż była chyba wyższa. I co z tego, że coś im nie wyszło (zwłaszcza z Fortisem)? Taki Preston czy Korum co chwila ma wpadki i je poprawia, po czym powstaje produkt prawie doskonały (rzeczne rodpody, podajniki do Metody i wiele innych rzeczy). Ważne aby cały czas coś udoskonalać, wychodzić naprzeciw oczekiwaniom wędkarzy, wyznaczać trendy a nie być na końcu stawki. To już nie rok 2000, gdzie wszystko miało być tanie. Teraz ludzie chcą wyników, rozumieją co to jest stosunek jakości do ceny. Ale wiele firm tego nie robi, stojąc w miejscu. Najbardziej żal mi Wirka, który korzystając ze świetnej technologii mógłby być liderem w produkcji koszyków różnego typu, do tego akcesoriów karpiowych. Jednak widać, że właściciel to człowiek starej daty, dodatkowo nie rozumiejący wędkarzy, rynku.
Najlepsze jest to, że Guru to nie jest jakaś wielka firma. Kilku kolesi (wędkarzy!) coś projektuje i robi to na drukarce 3D, po testach wprowadzając do produkcji. To jest firemka a nie firma. I da się? Zobaczcie ile mają patentów już, pamiętam ich wejście na rynek, widzę jakie mają teraz ekspozytory w sklepach, ilość akcesoriów! A u nas jest zastój jak cholera. Dlatego cieszy, że chłopaki z Robinsona na przykład, mają wkład w projektowanie czegoś, że nie ma sprzedaży na zasadzie prezentowania nowości 'chińskich' przez testerów, ale coś jest robione pod wędkarza. To jest kierunek.
Niemieckie samochody też nie są całkowicie niemieckie. Obecnie wiele podzespołów robionych jest na przykład w Polsce. Dlatego zlecenie produkcji w Chinach jest OK, jednak ważne aby nie być filią chińskiego przemysłu, który kopiuje patenty i oferuje je po niskiej cenie, uderzającej w samego producenta, ale samemu zlecać. Ci z Guru to kilka osób, wg mnie więc Mikado, Jaxony i reszta mogą zrobić to samo. Dokładnie to samo. Do tego u nas można robić coś pod gusta lokalnego klienta (polskiego), na przykład patenty pod feedera który cieszy się taką popularnością. Ta podpórka z Guru to dobry przykład. Trzeba być Einsteinem aby coś takiego wymyślić? Kaman, oczywiście, że nie :) Można też nie wybierać w katalogach chińskich producentów rzeczy jawnie będących podróbkami, to też jest metoda.
Warto też zobaczyć jaki 'autorytet' mają polskie firmy. Te spinningowe, mogą mieć wysoki i kupuje je jakiś Fox później, bo jestesmy w czołówce. Jednak na polu spławikowo-gruntowym jest mizeria. Trudno o coś co się wybija ponad przeciętność, zazwyczaj polskie firmy są poniżej przeciętności 'europejskiej'. A można to zmienić, zwłaszcza, że rynek wędkarski w Polsce jest bardzo duży i chłonny. Do tego coraz więcej wędkarzy chce czegoś dobrego jakościowo, a nie tylko tańszego, zamiennika.
Ponownie napiszę, że wiele firm tworzy firmy córki, aby lepiej dopasować się do danej grupy wędkarzy. Preston ma Koruma, skierowanego nie do wyczynowców i zazwyczaj tańszego, karpiowy Fox Matrixa (wyczyn), Leeda ma MAP'a (tu coś robionego pod wędkarza budżetowego ma inną etykietę, aby nie kojarzyć tego z szajsem - oferta pod wyczynowców) i tak dalej i dalej. Jaxon, Mikado czy inne Robinsony też mogłyby pójść tą drogą. NIe robić tylko czegoś taniego ale coś pod np. tych co startują w zawodach. Kije, kręcioły, żyłki, pierdoły. I można walczyć o klienta, co normalnie nie kupi ich produktów. Należy walczyć o wizerunek, ten zagwarantuje, ze rosnąca w polsce klientela ze średniej półki, znajdzie tu coś dla siebie. Tego wciąż nie ma. Jest za to wciąż kupowanie tanich kopii z chińskich katalogów. W ten sposób zawsze będziemy w tyle i etykieta 'tandetnego sprzedawcy' pozostanie na długo...
Luk, faktycznie się zgadzamy co do tego czego oczekiwalibyśmy od polskich firm :thumbup: Również uważam, że rzadko ma tu miejsce jakaś wybitna technologia i można wprowadzić wiele dobrych produktów nie będących wierną lub nieudolną kopią tych markowych a oczekiwanych przez sporą rzeszę wędkarzy. Ale tutaj trzeba się skupić na słuchaniu odbiorców, ich narzekań na brak tego czy tamtego lub chociaż śledzenia ich krytycznych uwag nt. produktów już istniejących na rynku.
Ja np. nie mogę kompletnie zrozumieć dlaczego nie ma kołowrotków z czymś na wzór ACS z MAP-a. Jest to rozwiązanie przewygodne w feederze a szczególnie w methodzie na komercyjnych dołkach, gdzie jest sporo dużych karpi, które mogą narobić szkody przy tradycyjnych klipach. Widziałem jakąś gumkę, jako drugi klip, we Flagmanie Mascot i na pierwszy rzut oka wydaje się to ciekawym pomysłem i prostym jak drut. Może nie do końca trwałym, bo ta gumka pewnie będzie się starzeć a i żyłka da jej w kość ale można takie gumki sprzedawać jako część zamienną. Niestety kolor tego kołowrotka sprawia, ze raczej nigdy nie przykręcę go do swojej wędki. MAP Carptek wygląda jak wygląda i jest dość mały jak do wędki dystansowej i też miewa swoje problemy techniczne. Jest cała masa fajnych kołowrotków w cenach do 300 czy 500 zł a żaden nie ma jakiegoś bezpiecznego systemu wypinania żyłki z klipa. Dlaczego? To przekracza możliwości twórcze inżynierów Daiwy, Shimano, Dragona czy Okumy? A może to tylko w Polsce wydaje się fajnym rozwiązaniem?
Więc może właśnie to jest trop dla Jaxona, Mikado czy Robinsona, które mają swojej ofercie miliony mega tanich modeli różnych chińskich produkcji. Może wystarczy zadbać o to, żeby napęd i obudowa nie były z gównolitu, dołożyć do tego płytką szpulę o średnicy 54 lub 57 mm w zależności od wielkości modelu, z dwoma klipsami (w tym jeden wypinający), włożyć do środka trochę smaru i mamy piękny kołowrotek do feedera, którego nie trzeba sprzedawać po 100 czy 150 zł tylko za 300 będzie się rozchodził jak świeże bułki.
Jako przykład beznadziejnego podejścia naszych "producentów" sprzętu przytoczę historię swojego pierwszego nowożytnego kołowrotka. W 2018 roku, kiedy wracałem do wędkarstwa po 25 letniej przerwie (tamto wędkarstwo to dziecinne zabawy spławikiem i młodzieżowe wypady nad San ale głownie nie po to żeby łowić a bardziej zapalić ogień i wypić wino owocowe lub piwo) kupiłem w biegu w sklepie stacjonarnym Jaxona (nie miałem kompletnie pojęcia o rynku wędkarskim i "renomie" marki). Kosztował 120 zł w rozmiarze 3000, kręcił jak marzenie a hamulec na pierwszej rybie (jesiotr 125 cm ale dość szczupły) pracował genialnie. Kolega, który mnie namówił na powrót, kiedy zobaczył co wyciągam przed łowieniem, to aż się skrzywił z obrzydzenia widząc kołowrotek Jaxa. Ale on dawał radę, co więcej tego jesiotra zwinąłem na kołowrotek bez pompowania wędką, bo takie miałem przyzwyczajenia z dzieciństwa. W kolejnych wypadach jeszcze dołożył do swoich zdobyczy kilka karpi w okolicach 5 kg i walecznego 9 kg jesiotra. Niestety praca stawała się coraz gorsza (choć nadal działa ale już nie tak jedwabiście) a po zimie okazało się, że zardzewiały te metalowe tarcze w przednim hamulcu. Przy okazji rozkręcenia mechanizmu, z ciekawości, okazało się, że tam nigdy nie było nawet kropli smaru, sucho jak na pustyni.
I teraz wnioski. Da się sprzedawać nieźle wyglądający, bardzo ładnie działający kołowrotek 3000 z aluminiową szpulą i kilkoma łożyskami oraz wolnym biegiem za 100 zł (tyle ten model kosztuje w necie). Ale to jednorazówka, bo ktoś oszczędził grosze na tarczach hamulcowych i smarze oraz trochę więcej na jakości materiałów mechanizmu i pewnie łożyskach oraz obudowie. A gdyby nie robić tych mniejszych lub większych oszczędności i zaproponować do niego fajną szpulę z kipem samowypinający, to pewnie bez problemu działałby lata ciesząc właściciela, który bez strasu dałby za niego np. 300 złotych jako lepsza (praktyczniejsza) alternatywa dla tanich Daiw, Shimano itd., które też z jakością wykonania mają coraz mniej wspólnego. Czy to nie lepszy interes niż masowe sprzedawanie tej tandety i posiadanie marki o "gównianym" statusie na rynku? Przykładem do tego może być Flagman, który nie ma chyba żadnych autorskich rozwiązań w mechanizmach ale ma "swoje" szpule, kolorostykę itp. I sprzedaje niektóre katuszki za niemałe kwoty. Zgadzam się w pełni z tym, że polski rynek jest już gotów na dobre produkty w rozsądnej, niekoniecznie niskiej, cenie. Wręcz uważam, że ten rynek jest głodny takich produktów. Nasz wrodzony spryt nie pozwala nam, w większości, na wydawanie kroci na towary, w których nie umiemy sobie sami uzasadnić skąd tak wysoka cena. Ale kiedy widzimy, że coś jest rozsądnie skalkulowane, to okazuje się, że większość stać na zapłacenie sporo więcej niż za tanie produkty.
Może właśnie potrzeba na naszym rynku takiego świeższego podejścia do produkcji i dystrybucji sprzętów wędkarskich? Może potrzeba zadziałać jak ci chłopcy od Guru, czyli skrzyknąć kilku myślących bardziej twórczo wędkarzy-fascynatów i skruszyć tę skałę, którą obrósł polski rynek. Ze mnie żaden wędkarz a widzę, że jest kilka rzeczy, które można zrobić lepiej niż w drogich produktach i sprzedawać taniej niż one kosztują. Może właśnie trzeba odejść od modelu, że dana firma sprzedaje wszystko do wszystkich technik wędkarskich. Może potrzeba węższych specjalizacji, gdzie łatwiej zapanować nad tym żeby mieć dobrą ofertę a nie miliony wypełniaczy od skośnookich?
A może wystarczy żeby niejaki Luk :P zaprosił do współpracy Wonskiego i kilku innych ogarniętych chłopaków z forum żeby stworzyć polskie Guru? W końcu to nie święci garnki lepią.
-
Krisss jak masz wolne kilka mln zł to możesz myśleć o nowej firmie i inowacjach, jedna z firm sprzedająca sprzęt wędkarski wymysliła że wprowadzi w 2021 r., swój kołoworotek , koszt projektu i matrycy jedyne 15 tys euro a gdzie reszta .
-
Enzo, ja nie proponuję projektu kołowrotka od zera. Zdaję sobie sprawę, że zrobienie czegoś kompletnie od nowa i zaczynanie od "czystej kartki papieru" jest bardzo kosztowne i nie na siły początkującej firmy. To nie ma być coś zupełnie nowego, tylko nadal kopiowanie. Ale bardziej "twórcze" i prowadzące w efekcie do powstania znacznie lepszego kołowrotka. Większość wędkarzy ma w dupie co jest w środku i czyj to był pomysł jeśli działa i spełnia swoje zadanie.
Matryc i kompletnych rozwiązań napędowych (skopiowanych od markowych producentów) Chinole mają setki, wystarczy wybrać te sensowne i popracować nad ulepszeniami w postaci lepszego materiału obudowy i mechanizmu, lepszych łożysk (dostępne na rynku) i dokładnego montażu. No i do tego troszkę smaru, troszkę estetyki i sensownego marketingu. Cała innowacja to szpula i klipy a tutaj nie trzeba aż tak się spinać, bo to chyba w większości obróbka skrawaniem. Wykonanie sensownych szpul Chińczycy mają w małym palcu, co widać w niektórych kołowrotkach (np. te feederowe modele z Robinsona) za 100-150 zł.
Wiadomo, że coś trzeba zainwestować i nie będzie to 10 tys. złotych ale też nie trzeba na to milionów. Zresztą rzucanie się na autorskie rozwiązania całego kołowrotka przy dzisiejszej masie tych wyrobów uważam za bardzo nierozsądne i raczej wróżę temu klapę.
-
Potrzeba dużych pieniędzy żeby Twoje myślenie wprowadzić w życie. Startująca firma bez kontaktów nie będzie w stanie wynegocjować dobrej ceny, zamówi ilość która nie zrobi wrażenia na żadnym producencie. Trzeba mieć sieć dystrybucji i zdobyć zaufanie klientów.
Jedyne co można to wybrać kilka modeli wartych uwagi i zacząć handlować pod własną marką. Po kilku latach kiedy marka będzie znana na rynku może wprowadzić coś od siebie. Zakładam że firma przetrwa te kilka lat i będzie mogła sobie pozwolić na inwestycję.
-
Obserwowałem przez kilka lat, jak brytyjskie firmy wchodzą na polski rynek, szturmem biorąc jego część. Pozwoliły na to polskie firmy głównie, które nie miały tego typu rzeczy w swojej ofercie i nie chciały mieć. Większość produktów miała jedną cechę - była tania, i wg mnie to był główny wyznacznik działania Mikado, Kongerów, Robinsonów i innych Lorpio. I wciąż polskie firmy nie potrafią się dopasować do końca, jednak jest już dużo lepiej. Przede wszystkim widać, że inaczej się już podchodzi do samego wędkarza, którego nie kwalifikuje się tylko do tej niskiej półki, gdzie wyznacznikiem ma być cena, koniecznie niska, co ma odbicie w jakości. Taki Feeder Bait na przykład udowodnił, że można handlować drogimi zanętami i znajdować nabywców :)
Ale tu trzeba czegoś więcej... Polskie firmy traktują testerów niekoniecznie jako tych co coś projektują lub sprawdzają dany patent w praktyce, ale jako reklamodawców, którzy w zamian za darmowe rzeczy prezentują to, co się znalazło w katalogu na dany rok. Brakuje aby to im dać coś do projektowania, zwłaszcza, że można rozwijać skrzydła w wielu kierunkach, zwłaszcza tam, gdzie tacy Brytole nie są mocni (na przykład łowienie na większych głębokościach).
Sam kupowałem koszyki zanętowe z Sensasa, i powiem jedno, takiego badziewia za 2 funty to ze świecą szukać. Wirek przy tym wygląda jak nowy Mercedes przy Syrence. Kup jednak Wirka w Polsce :) A tu przecież można wprowadzić koszyki z denkiem od góry, do białych robaków z pokrywkami z dwóch stron, z minimalną ilością otworów (na głębsze łowiska), O przekroju prostokąta aby na rzekach miały mniejsze opory, trójkątne - ale z lepiej rozmieszczonym obciążeniem. Do tego można oferte wzbogacić o 'bullety' czy koszyki dystansowe z ringiem, koszyk przelotowy. A podajniki do Metody? Odpowiednie dno z metalu i do tego reszta z plastiku, z żebrami lub bez, z opcją do białych można to wzbogacić o system z rurką wewnętrzną jak w systemach szybkiej wymiany, aby móc zmieniać podajniki. Nawet pellet feedery można robić w technologii stalowej. Do tego można wykonać systemy z gumą, które zwłaszcza tym z teleskopami poprawią wyniki. I taki Wirek może wojować na rynkach wielu państw, zwłaszcza, że w UE łatwo o zbyt, nie trzeba atestów itd.
Pytanie brzmi, dlaczego taki Wirek nie robi tego? Dlaczego klepie coś dla Jaxona czy Kongera, zamiast samemu sięgnąć po kawałek tortu? I tu chyba docieramy do sedna. Otóż polskie firmy nie maja know how w zakresie nowych technologii, wymyślania czegoś. To ludzie chyba starej daty,co 'wiedzą'. Rozmawiałem z Wirkiem i było mi wręcz głupio,jak słyszałem, że on 'wie', że 'zna' rynek. Jakby ci co łowią sprężyną i zestawem z rurką antysplątaniową stanowią większość zdecydowaną i tak się nie zmieni. A tę znajomość widać dobrze po samych produktach tej firmy. Dziś wielu wędkarzy nawet nie wie co to jest ten Wirek :)
Właściciel Kordy zaczyna od sprzedaży ciężarków karpiowych na Walthamstow, gdzie szedł od wędkarza do wędkarza z wiaderkiem ołowiu. Teraz ma Kordę i Guru, oprócz sprzętu wędkarskiego zajmuje się produkcją filmów wędkarskich, prezentowanych w TV. Guru to raptem kilka osób, wszyscy wędkujący, którzy poprzez projekty 3D kombinują z nowymi koszykami, osprzętem, dodatkami. Taki Steve Ringer czy Adam Rooney świetnie wiedzą co robić. I liczba produktów Guru powiększa się co rok. I sprzedaje się nie tylko w UK ale w całej Europie.
Dlatego dziwi mnie to, że u nas nie ma chętnych aby iść w tę stronę. Kołowrotek to może nie jest idealny pomysł, bo tutaj firmy jak Daiwa czy Shimano mają dziesiątki lat doświadczenia i trudno byłoby im dorównać, ale jest wiele innych aspektów, gdzie można zadziałać. A tu głównie odtwórstwo i kupowanie z chińskich katalogów. Polskie firmy prześcigają się kto pierwszy opatrzy swoim logo jakąś chińską podróbę, zamiast iść w patenty. Dziwi też dlaczego nie korzysta się ze sprawdzonych wzorców działań konkurencji z takiego UK, gdzie np. Leeda, sprzedająca chińszczyznę, tworzy MAP'a, którego oferta kierowana jest do wyczynowców i jest odpowiedniej jakości, projektowana też w UK w dużej mierze. Nie ma u nas rozgrywek feederowych? To można je zrobić. Takie Mikado na przykład może zrobić duże festiwale feederowe, ze świetnymi nagrodami, promując swoją markę i produkty. Produkty do łowienia wyczynowego, a więc średnia i wyższa półka, a nie najniższa i może średnia. NIe trzeba wszystkiego projektować samemu zresztą, wystarczy tylko wzbogacić to co mają Chinole swoimi dodatkami itp, odpowiednio zgrupować.
Czy ktoś z Was się zastanawiał, jak zarobił taki Drennan na wprowadzeniu dumbellsów lub pelletów haczykowych, tych małych tub z atraktorami? To jest właśnie przykład trzymania ręki na pulsie, wyznaczanie nowych kierunków. I tego u nas brak w spławiku i gruncie właśnie, sięgania po to, czego szukają wędkarze. Polskie firmy zamiast walczyć o miejsce na przodzie stawki, walczą o to, kto ją będzie zamykać. I niech nie myli nikogo logo danej firmy i szumna nazwa. Bo Guru, Cadence, Shakespeare, Browning, Maver to małe grupki ludzi. To nie żadne korporacje z wielkimi halami i fabrykami :)
Na koniec - rynek wędkarski się kurczy. To co najbardziej zadziwia, to brak odpowiedniej elastyczności polskich firm, które powinny dbać o rynek, o przyszłość. Ta nie wygląda dobrze zwłaszcza z powodu kryzysu demograficznego, do tego polskie wody są coraz słabsze, dlatego trzeba działać. A tu zero. Nawet jak są protesty, to firmy się nie garną. Jakby nie rozumiały, że kiepskie PZW w niczym im nie pomaga ale wręcz blokuje rozwój, i za parę lat mogą się obudzić z ręką w nocniku.
-
Potrzeba dużych pieniędzy żeby Twoje myślenie wprowadzić w życie. Startująca firma bez kontaktów nie będzie w stanie wynegocjować dobrej ceny, zamówi ilość która nie zrobi wrażenia na żadnym producencie. Trzeba mieć sieć dystrybucji i zdobyć zaufanie klientów.
Jak pisałem, Danny Fairbrass z Kordy zaczynał od sprzedawania ciężarków karpiowych na kompleksie łowisk w północnym Londynie. Więc nie trzeba było wcale wielkiej kasy. On korzystał z niszy jaka była na rynku, i to zadziałało. Preston też z garażowej produkcji w przeciągu niecałych 30 lat stał się jednym z głównych producentów sprzętu wędkarskiego w Europie, dzisiaj robi go dla wyczynowców głównie pod tą nazwą, ma też Koruma, Avid Carp i Sonubaits.
Czy w Polsce trzeba mieć siec dystrybucji? Przede wszystkim polskie firmy już ją mają (Lorpio, Mikado etc). A jak nie mają, to jest kwestia filmów na YT, artykułów i wizyt w samych sklepach. I zrobione.
Na polskim rynku wciąż są nisze, i jest miejsce aby się wepchać i ukroić kawałek tortu dla siebie. Trzeba jednak mieć pomysł. A tego właśnie brakuje. Wg mnie spowodowane jest to tym, że kierują nimi ludzie w starszym wieku, nie rozumiejący rynku wędkarskiego w Polsce (co zaprezentowało świetnie Lorpio, które jako jedyne weszło w 'nowe', zostawiając konkurentów lata świetlne za sobą), często nawet nie wędkujący. Aby taka firma robiąc koszyki zanętowe była na czasie i liczyła się na rynku, musi mieć udzi, którzy tam pracują nad nowościami, którzy udoskonalają to co stare, co widzą co jest na fali, co cieszy się popularnością. Jak zaczynałem łowić na Metodę, to podajniki z Prestona były kiepskie, miały nierozchylone żebra, wersje z amortyzatorem były wręcz fatalne, większość gum była sparciała już w sklepie. Teraz oni sprzedają system ICS, foremki są z przyciskiem... Nie zatrzymali się w czasie jak Wirek, ale poszli do przodu i cały czas idą. Ich oferta feederowa teraz jest wręcz imponująca, bo mają praktycznie wszystko. Zapewniam, że nie pracował nad tym zespół konstruktorów i wędkarzy, jak przy bolidach Formuły 1, ale kilku gości. Tak samo może zrobić Mikado czy Robinson :)
-
Tak się składa że mam możliwość spotkania i rozmawiania z "mocnymi Polskiego rynku wędkarskiego " praktycznie każdy nie widzi potrzeby rozwijania się a najwygodniej jest później wprowadzić "podróbę " ???
-
Potrzeba dużych pieniędzy żeby Twoje myślenie wprowadzić w życie. Startująca firma bez kontaktów nie będzie w stanie wynegocjować dobrej ceny, zamówi ilość która nie zrobi wrażenia na żadnym producencie. Trzeba mieć sieć dystrybucji i zdobyć zaufanie klientów.
Jak pisałem, Danny Fairbrass z Kordy zaczynał od sprzedawania ciężarków karpiowych na kompleksie łowisk w północnym Londynie. Więc nie trzeba było wcale wielkiej kasy. On korzystał z niszy jaka była na rynku, i to zadziałało. Preston też z garażowej produkcji w przeciągu niecałych 30 lat stał się jednym z głównych producentów sprzętu wędkarskiego w Europie, dzisiaj robi go dla wyczynowców głównie pod tą nazwą, ma też Koruma, Avid Carp i Sonubaits.
Miałem na myśli handlowanie kołowrotkami. Nie ma szans żeby obyło się bez dużych nakładów. Produkt tego typu wymaga serwisu a to kolejny koszt.
To co piszesz jest gotowym pomysłem na biznes, dosłownie. Jeśli taki Wirek nie chce sam robić i woli klepać dla innych to można pójść do nich z projektem i niech klepią według wzoru. Mają bardzo dobrą jakość wykonania i nie byłoby rozczarowania. Później zostaje dystrybucja i można skorzystać z pomysłu założyciela Kordy.
Tak się składa że mam możliwość spotkania i rozmawiania z "mocnymi Polskiego rynku wędkarskiego " praktycznie każdy nie widzi potrzeby rozwijania się a najwygodniej jest później wprowadzić "podróbę " ???
Rozwój wymaga nakładów i nie ma gwarancji sukcesu. Nikt nie będzie chwalił się ile wersji produktu przepadło w trakcie projektowania a później testów. Ile to mogło kosztować?
Każda firma może założyć konto na alibabie i zamówić partię podróbek u Chińczyków. Ryzyko bliskie zeru, kupujesz sprawdzony towar i oferujesz w "konkurencyjnej" cenie. Twoja inwestycja zwraca się po kilku miesiącach.
-
Czy można wyprodukować w Polsce kołowrotek wysokiej klasy? Można, bo to nie aż takie trudne. Sporo było u nas wytwórni kołowrotków, mniejszych i większych, więc to nie technologia jądrowa. Czy można wyprodukować w Polsce kołowrotek wysokiej klasy, ale dostępny dla szerokiego grona odbiorców, czyli w cenie ok. 500-700 zł? Nie można, bo jakość kosztuje. Niemcy produkowali w swoim kraju świetne kołowrotki, wyznaczające standardy, dlaczego już nie produkują, tylko naklejają naklejki na Chujkingi? Bo takie jest teraz życie. Regularnie odwiedzam niemieckie forum dla spinningistów, więc wiem, co ci ludzie kupują. Nie żałują na sprzęt, fakt, ale kupują też ogromne ilości chińskiej tanizny. Ba, nie ma tam głosów upominających się o rodzimy sprzęt. Niemcy?
To co w takim razie można, biorąc pod uwagę "grubsze" rzeczy? Można projektować kołowrotki i wędziska, a następnie zlecać produkcję chińczykom, mając kontrolę nad wszystkim. Tyle można. O drobnicy nie ma co gadać, bo to nie kręgosłup wędkarstwa. Woblery, błystki, gumy, przypony, spławiki, podbieraki, podpórki, pojemniki i pudełka, pokrowce, torby, ciuchy, obuwie, krzesła i fotele - to sobie można strugać, stawiając oczywiście na jakość, nie na cenę. A jeśli kiedyś polski wędkarz dorośnie do miana pasjonata, jak to jest w innych krajach, to pogadamy o reszcie. Dopóki większość wędkarzy kupuje sprzęt, wymagając jedynie niezbędnego minimum potrzebnego do wyciągania ryb z wody, dopóty będzie walka o przeżycie, a nie działalność długofalowa, nastawiona na jakość. Wędkarstwo nie jest wyjątkową branżą, bo podobnie jest np. z rowerami, motocyklami i resztą, więc nie odkrywamy Ameryki, snując swoje teorie o ogólnej bryndzy.
Naszym problemem nie jest sprzęt, jego ceny i dostęp, raczej traktowanie wędkarstwa przez zainteresowanych. Jedno z drugim jest powiązane, więc brak większych perspektyw. Mnie bardziej boli to, że skarbnik pobliskiego koła PZW łowi niewymiarowe sandacze i szczupaki, w okresie ochronnym i ponad limit, niż brak prawdziwie polskich kołowrotków czy wędzisk.
-
Czy można wyprodukować w Polsce kołowrotek wysokiej klasy? Można, bo to nie aż takie trudne. Sporo było u nas wytwórni kołowrotków, mniejszych i większych, więc to nie technologia jądrowa. Czy można wyprodukować w Polsce kołowrotek wysokiej klasy, ale dostępny dla szerokiego grona odbiorców, czyli w cenie ok. 500-700 zł? Nie można, bo jakość kosztuje. Niemcy produkowali w swoim kraju świetne kołowrotki, wyznaczające standardy, dlaczego już nie produkują, tylko naklejają naklejki na Chujkingi? Bo takie jest teraz życie. Regularnie odwiedzam niemieckie forum dla spinningistów, więc wiem, co ci ludzie kupują. Nie żałują na sprzęt, fakt, ale kupują też ogromne ilości chińskiej tanizny. Ba, nie ma tam głosów upominających się o rodzimy sprzęt. Niemcy?
To co w takim razie można, biorąc pod uwagę "grubsze" rzeczy? Można projektować kołowrotki i wędziska, a następnie zlecać produkcję chińczykom, mając kontrolę nad wszystkim. Tyle można. O drobnicy nie ma co gadać, bo to nie kręgosłup wędkarstwa. Woblery, błystki, gumy, przypony, spławiki, podbieraki, podpórki, pojemniki i pudełka, pokrowce, torby, ciuchy, obuwie, krzesła i fotele - to sobie można strugać, stawiając oczywiście na jakość, nie na cenę. A jeśli kiedyś polski wędkarz dorośnie do miana pasjonata, jak to jest w innych krajach, to pogadamy o reszcie. Dopóki większość wędkarzy kupuje sprzęt, wymagając jedynie niezbędnego minimum potrzebnego do wyciągania ryb z wody, dopóty będzie walka o przeżycie, a nie działalność długofalowa, nastawiona na jakość. Wędkarstwo nie jest wyjątkową branżą, bo podobnie jest np. z rowerami, motocyklami i resztą, więc nie odkrywamy Ameryki, snując swoje teorie o ogólnej bryndzy.
Naszym problemem nie jest sprzęt, jego ceny i dostęp, raczej traktowanie wędkarstwa przez zainteresowanych. Jedno z drugim jest powiązane, więc brak większych perspektyw. Mnie bardziej boli to, że skarbnik pobliskiego koła PZW łowi niewymiarowe sandacze i szczupaki, w okresie ochronnym i ponad limit, niż brak prawdziwie polskich kołowrotków czy wędzisk.
Ano. Do tego skarbnika dodam, że w zeszłym roku odwiedziłem pewne zawody i prezes jednego z okolicznych kół łowił na stary teleskop sklejony plastrem...
Taki skarbnik i taki prezes - oto kręgosłup PZW. Alegoryczna twarz polskiego wędkarza. Dla takich to kołowrotek z Lidla jest sprzętem luksusowym. I gdyby już zdecydował się na zakup takiego rarytasu jak omawiana tu podpórka od Lorpio, to nawet by mu brewka nie tykła, że tam są jakieś nadlweki, bo to jest poza horyzontem jego zdolności poznawczych.
Nie ma dla kogo otwierać w Polsce produkcji dóbr luksusowych. Dla każdej grupy hobbystycznej. Można sobie otworzyć manufakturę dla prawdziwych pasjonatów i strugać pojedyncze sztuki w cenie x5 podobnego jakościowo sprzętu masowej produkcji, ale z plakietką hand-made.
To nie Stany, że jak wprowadzisz coś na rynek i zarabiasz na tym 1 dolara, to po chwili jesteś milionerem. Nie ta skala. U nas 40 milionów obywateli nauczonych przez historię, że wełna nie wełna, byle dupa pełna. Tam 330 mln konsumentów z apetytem na coraz więcej, coraz lepszego.
-
Widzę, że panuje jakieś ogólne przekonanie, że mocne firmy (wszystkie, nie tylko wędkarskie) wyrosły na wielkich pieniądzach i gwiazdkach spadających im z nieba. A to nieprawda. Owszem są takie, które na starcie miały duże wsparcie firmy matki, właściciel miał jakąś niezbyt powszechną wiedzę o zmianach w prawie lub zaczynające od wałków. Ale większość wyrosła na dobrym pomyśle, determinacji i ciężkiej pracy. I dzięki temu, że ich pomysłodawcy nie przeczytali na forum, że się nie da i, że trzeba dużo kapitału a pewności nie ma. Pewności nigdy nie ma, nawet wielcy producenci, przy ogromnych nakładach na wdrożenie i marketing zaliczają poważne wpadki i wycofują produkt z rynku. Nie jestem specjalistą od rynku wędkarskiego ale interesuję się motoryzacją. I tu można znaleźć kilka analogii. Kilkadziesiąt lat temu GB była potentatem w branży a Japończycy zaczynali od kopiowania europejskich samochodów, stawiając na jakość swoich produktów, bo tego bardzo brakowało na rynku. Angielskie, francuskie, włoskie i niemieckie samochody wtedy były dalekie od ideału albo bardzo drogie jeśli z bardziej luksusowych marek. Na początku wszyscy sie śmiali z Japończyków, że kto kupi takie odtwórcze samochody i to nie najładniejsze i z wnętrzami wołającymi o pomstę do nieba (ta sama sytuacja była w Stanach, gdzie jeszcze panował pogląd, że samochód powinien być wielkości domu, ważyć tyle co księżyc i palić 30 l/100 km). Ale okazało się, że te japońskie "gówna" jeżdżą i nie mają ochoty się zepsuć. Pojawiają się w nich z czasem coraz lepsze rozwiązania techniczne, w tym zupełnie autorskie. Do tego palą niewiele. Jak wyglądali japońscy producenci 10-15 lat temu? Toyota była chyba największym producentem na świecie, Honda była liderem w wydajności silników wolnossących i obie marki szczyciły się tym, że ich samochody są na długie lata. Gdyby nie skłonność do rdzewienia i zmian związanych z masowym kupowaniem diesli dzisiaj mogli by być absolutnymi dominatorami. Gdzie jest przemysł motoryzacyjny Wielkiej Brytanii? Nigdzie, klepią coś dla innych i mają kilka luksusowych marek z kapitałem praktycznie zewsząd poza Anglią. A tacy byli wielcy i wydawało się, że zawsze będą.
Kolejny przykład to motoryzacja koreańska. Zaczęli na poważnie 20 lat temu od zaopatrywania swoich rozwijających się rynków w tanie kopie Suzuki, Mazdy itp. Każdy w Europie śmiał się z ich produktów i wstyd było tym jeździć. Gdzie Kia/Hyundai są dzisiaj. Wystarczy wyjść na ulicę, żeby zobaczyć, że co drugi ładniejszy SUV jest z ich oferty. A wchodzili na rynek mocno konkurencyjny, gdzie Niemcy, Francuzi i Japończycy i Włosi dzieli tort między siebie i wydawało się, że nie ma miejsca na kolejnych. A oni dziś zjadają na śniadanie Toyotę, Hondę, Renault czy inne Citroeny i Fiaty. Może nie weszli na forum i nie przeczytali, że się nie da i dzięki temu nie ruszali na rynek z przekonaniem, że na pewno poniosą porażkę. A co dziś sprzedają Koreańczycy? Nic wybitnego. Praktycznie wszystkie silniki i skrzynie, już nie mówiąc o elektronice, to produkty wymyślone przez innych producentów. Tylko wybrane takie, które nie mają wrodzonych wad i wykonywane z większą dbałością niż np. Francuzi czy Włosi a i nawet Niemcy. Tam naprawdę nie ma nic wyjątkowego. Ale jest ładny design, jest sensowna jakość produkcji, jest dłuższa gwarancja i rozsądna cena. Nawet wsparcie finansowe zakupu dla klienta jest żadne w porównaniu do VW czy Mercedesa, gdzie samo dogodne i dedykowane finansowanie jest w stanie skłonić wielu klientów do zakupu samochodu właśnie z Mercedesa, Audi, Skody, Volkswagena czy Seata. Koreańczycy jeszcze tego nie mają ale jak w końcu dostrzegą ile to potrafi wnieść do sprzedaży, to odkroją kolejny kawałek tortu.
Wiadomo, że nie można tego odnosić idealnie do kołowrotków ale kilka podobieństw jest. Nie wiem jak w Shimano (jakoś nie lubię) ale Daiwa (moja miłość od dziecka) daje ostatnio mocno dupy na polu feederowym (innych nie obseruję).Na potrzeby maksymalizowania zysku tańsze modele są robione w jakimś Wietnamie i widać tego efekty. Swoją Ninję 6000 SS kupowałem trzy razy i ta trzecia też nie była taka jak miała być ale za radą Wonskiego postanowiłem ją zostawić i liczę, że wraz z pracą pod obciążeniem zniknie to skrzypienie przy bardzo wolnym kręceniu na włączonej blokadzie obrotów wstecznych. Mój serdeczny kolega też kupował dwa razy i też zostawił na tej samej zasadzie. Czyli na 5 sztuk, które mieliśmy w rękach żadna nie była do końca dobra. Tak to kołowrotek z budżetowej serii ale tak czy tak kosztuje 300 zł. Do tego ma prostokątny klip, który jest, trzeba sobie powiedzieć szczerze, daleki od tego czego można oczekiwać od kołowrotka do feedera. W gównianym Robinsonie Method Runner 406 za 130 zł mam okrągły i amortyzowany. I też mam dużej średnicy i płytką szpulę z alu. I na 3 egzemplarze, które w jakimś amoku od razu kupiłem, żaden nie wykazywał żadnych problemów z pracą. Poza tym, że od początku nie były tak spasowane i tak ładne jak Ninja. Niestety kołowrotki te mają poważny problem z hamulcem, bo po jego dokręceniu szpula ociera o tę górną nakrętkę i hamulec praktycznie nie działa albo działa jakimiś dziwnymi skokami. Poprawiłem to czwartą tarczą w hamulcu (ze szpuli zapasowej) ale czy ktoś inny będzie się nad tym doktoryzował? Nie, rzuci w kąt i zaklnie, że kolejne 130 zł poszło w błoto ale z tyłu głowy miał już ryzyko porażki bo wydał 130 a 500 jak doradzali koledzy z forum.
To są właśnie problemy hurtowo ciągniętego szmelcu z Chin. Drobiazgi, które powodują, że to jest złom, choć cała koncepcja kołowrotka jest naprawdę bardzo dobra i wpisuje się moim zdaniem w potrzeby polskich wędkarzy na komercjach. Nie tych wybitnych zawodowców ale takich "niedzielnych", którzy oczekują dobrego sprzętu nawet nie łowiąc bardzo często, bo ich stać i przed kolegami też wstyd łowić byle czym. Tak jak z rowerami, ludzie kupują modele po 5 czy 7 tysięcy, chociaż jeżdżą tyle, że i taki za 1500 nie miałby szans się zużyć. Bo ich stać i chcą fajny sprzęt. Ale nie zawodniczy, bo to jest bezużyteczne na co dzień.
Z drugiej strony mamy Daiwy, Shimano, Okumy itp. Są niewątpliwie fachowcami, mają lata doświadczeń, sztab inżynierów, marketingowców i potężny park maszynowy. Ale taka wielkość zaczyna ciążyć kiedy trzeba wprowadzić szybko produkt dedykowany. i to być może tylko na jeden lub kilka rynków w Europie. Taki dyrektor generalny w Daiwie żeby puścić coś do produkcji i nie ryzykować posady (a to jest wartością nadrzędną dla zdecydowanej większości tak wysoko postawionych w korporacji osób) musi mieć pozytywne opinie z każdego z działów typu techniczny, marketingu, księgowości i oczywiście prawnego. Księgowy na każdą nowość kręci nosem, bo generuje koszty a przychody nie są pewne, techniczny chce bo to jego konik żeby wprowadzać innowacje, marketing chce żeby to się bardziej błyszczało niż było jakieś idealne technicznie. A prawnicy piszą tomiska opinii czy to nie narusza czyjejś własności intelektualnej i czy w razie wtopy będą mogli przerzucić na użytkowników wine, że produkt się psuje albo nie działa tak jak obiecywano. I tak do każdego wdrożenia potrzeba długich miesięcy a i tak może się okazać, że połowę ciekawych pomysłów trzeba wyrzucić, bo nie dostały akceptacji prawników i księgowych. Czy tak niewydolna organizacja jest jakimś konkurentem dla małej, sprytnej firmy, która korzysta z myśli technicznej wielkich ale nie celuje w masówkę tylko w konkretne potrzeby grupy klientów? Nie bardzo. Jeśli te Daiwy i Shimano sa takie nienaruszalne to skąd sprzedaż Centrisa z Prestona? Przecież to żaden cud (na nasze warunki) a kosztuje 800 zł i ludzie go kupują. Bo ma modny wygląd, jest dobrze zmontowany i projekt też nie jest jakiś z dupy. Ale czy w polskich realiach on jest wart takiej kasy? Nie. Może na angielskich płytkich i małych kałużach sprawdza się znakomicie i te 150 funtów, czyli ile tam wychodzi z przeliczenia, na tamtym rynku nie jest dużą kwotą. Ale my mamy komercje (i nie tylko) znacznie większe i takie gdzie trzeba mocnej maszyny. Chciałbym zobaczyć takiego odważnego, który tym Centrisem, na Grębowie, pościąga sobie 60 g podajniki z 90-100 metrów. A Grębów nie jest jedyny w Polsce gdzie warto łowić tak daleko. W zasadzie wszędzie, na większych zbiornikach, gdzie osiedlają się karpiarze ze swoimi łódkami trzeba się liczyć z tym, że większa ryba siedzi daleko od brzegu. Mówię o wannach, gdzie nie ma zatoczek i innych naturalnych, bezpiecznych schronień dla ryb.
Zresztą na rynku jest nie tylko Preston. Jest MAP, Matrix, Flagman i jeszcze kilku innych, którzy z produkcją kołowrotków mają tyle wspólnego co polska reprezentacja piłki nożnej z Mistrzostwem Świata w tej dyscyplinie. Kręcą się koło tych mistrzów, niby grają w to samo, jednak nadal są daleko za poziomem mistrzów. A jednak sprzedają, widać je, i nad wodą i na forum. Jednak da się podgryzać liderów i nie trzeba na to wywalać milionów. Ktoś wierzy, że takie miliony wydał Flagman? Bez jaj. Tu przewagą jest zrozumienie potrzeb klienta, sprytne podejście do poskładania, w większości, gotowych klocków i opakowanie tego w atrakcyjny sposób.
Serwis? A Daiwa ma serwisy w każdej gminie? Nie jest przypadkiem tak, że kołowrotki jadą do Niemiec do serwisu? Zresztą jak ktoś ma wątpliwości co do skomplikowania standardowych kołowrotków, to proszę sobie rozkręcić lub obejrzeć foty np. Wonskiego. Mówię o zwykłych maszynach, bez jakichś wydumanych systemów, które niedzielnemu wędkarzowi nic nie dają, bo nie doceni, że podajnik poleci 5 metrów dalej, bo sam nie potrafi tak powtarzalnie rzucić. Jak ma za blisko to założy 10 g cięższy i poleci tam gdzie miało polecieć. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że użycie dobrze wykonanych części i staranne ich zmontowanie wystarczy żeby 99 % tych kołowrotków była niezawodna przez okres gwarancji u każdego niedzielnego wędkarza. A u nie niedzielnego być może nawet dłużej, bo tacy umieją o sprzęt dbać i spada ryzyko przeciążenia np. nieumiejętnym holem, krzywo zakręconą korbką czy czymś podobnym.
Luk, moim zdaniem rynek wcale się nie kurczy a wręcz może się dynamicznie rozwijać, pomimo niżu demograficznego. On się tylko zmienia tak jak zmienia się podejście ludzi do wedkarstwa. Tylko trzeba popatrzeć na to szerzej niż rzeki i bajora PZW. Powstaje masa komercji, co rok przybywa no-killi a za chwilę tę samą dynamikę osiągnie powstawanie wód typowo klubowych. To jest naturalna konsekwencja zmiany pokoleniowej, coraz szerszego propagowania C&R i przede wszystkim tego, że dziś łowienie jest mega przyjemne i skuteczne w porównaniu do tego co było w moim dzieciństwie czy wczesnej młodości. Jeździło się nad rzeki i na jeziorka i 90 procent wypraw kończyła się brakiem ryby, za wyjątkiem 10 cm okazów lub jazgarzy w rzece. Technika była przedpotopowa (albo ja nie znałem tej nowszej), dostęp do wiedzy fachowców był żaden poza Wiadomościami Wędkarskimi. Dziś odpalasz Youtuba i mądrze wybierając filmy w tydzień wiesz o methodzie więcej niż w starych czasach wędkarz dowiedział się o technice łowienia przez całe życie. Oczywiście musisz to jeszcze wdrożyć w życie, znaleźć miejscówki itd. Ale starujesz od razu z bardzo dużą wiedzą (chyba, że zaczniesz się uczyć od Lucia, wtedy jesteś nadal w XiX wieku ;-)).
Dziś możesz zabrać syna/córkę na komercję, poskładać prosty zestaw do methody i jest ogromna szansa, ze już na pierwszym łowieniu pociecha zaliczy piękną rybę i będzie nią podekscytowana jeszcze kilka dni. Dokładnie tak wyglądała sytuacja z moimi synami. Wziąłem ich na Ranczo nad Jeziorkiem na kilka godzin i obaj wrócili ze złowionymi rybami (wrócili bez ryb, bo złowili i wypuścili). I młodszy syn zaliczył karpia prawie 5 kg, każdy się pewnie domyśla jaka to była walka kogoś, kto jest pierwszy raz na rybach z rybą tego rozmiaru. Ręce mu się trzęsły z emocji jeszcze z 10 minut po tym holu. I na powrocie od razu padły pytania kiedy pojedziemy jeszcze raz. I tak co drugi mój wyjazd jeżdżą ze mną. Nie są i nigdy pewnie nie będą wybitnymi wędkarzami, bo na razie nie widać takich ambicji ale nie wykluczam, że w swoim dorosłym życiu jedną z ich rozrywek będzie wędkarstwo. A u mnie skończyło się to nabyciem kolejnych wędek, kołowrotków, podajników, żyłek, krzeseł, parasoli itd. Słowem kilka tysięcy złotych żeby dzieci bawiły się w kulturalnych warunkach w miarę fajnym sprzętem. i jak ktoś chce się dorobić pieniędzy na tym sprzęcie, to powinien zauważyć tę grupę wędkarzy, którzy mają mało czasu przez pracę zawodową, bo nie siedzą na 8 godzinnych etatach i później nic ich nie interesuje co się dzieje z ich firmą, mają jakieś zasoby finansowe i chcą się wędkarstwem pobawić a nie szukać wielkich wyzwań i zawodowstwa. Oczekują dobrego sprzętu, który poprawia komfort tej zabawy. Oczekują wody gdzie są ryby, gdzie można wygodnie usiąść, zarezerwować miejscówkę, żeby nie wstawać o 4 rano i być pierwszym nad wodą, bo inaczej ktoś inny ją obsiądzie. Mają mnóstwo ekwipunku "biwakowego" i cieszą się miło spędzonym czasem nad wodą a nie siedzą spięci jak do skoku wpatrując się tylko w szczytówkę i nie kręci ich szukanie w tym wielkich wyzwań. Ale jednocześnie chcą czerpać od zawodowców typu Stachu i wiedzą, że warto zaklipować i łowić punktowo, bo mimo wszystko się wędkarsko z czasem rozwijają. Ale też chcą na tych rybach zrobić sobie dobrą kawę, usmażyć kawałek kiełbasy czy pogadać z towarzystwem. I dlatego są im potrzebne bezpieczne klipy, wolne biegi itp. A jednocześnie ludzie ci mają naprawdę masę kasy do wydania, jak na każde swoje hobby.
I co lepsze w wędkarzach typu moi synowie? Ponieważ zaczynają w dobie C&R dla nich naturalnym jest, że ryby się co do zasady wypuszcza. Dla odmiany ja wychowałem się w czasach kiedy naturalnym było zabijanie i zjadanie ryby. Mając 15 lat wystarczyło mi 10 min., trochę wody i nóż a spory leszek leżał już na talerzu w formie dzwonków, posolony i popieprzony i czekający na usmażenie. Dlatego tak trudno odzwyczaić ludzi w moim wieku czy starszych od tego, że ryby się zabiera. Jak ktoś to robił przez 30 czy 50 lat, to nie od razu przekona się do zmiany. Ale te pokolenia powoli znikają, trochę młodsi zmieniają swoje podejście. A ci nowi, młodzi nie potrzebują tego, bo ryby są w Makro, Lidlu, Biedronce i osiedlowych delikatesach. I to już gotowe do przyrządzenia. Nie trzeba zabijać, obcinać, łba, bebeszyć flaków itd.
A jeśli chodzi o stan rzek i jak to kiedyś "pięknie" było, to pamiętam jak jeździłem z ojcem nad San (Stalowa Wola) i łowiliśmy ryby i je wypuszczali. I nie dlatego, że byliśmy C&R, tylko dlatego, że San na wysokości Stalowej Woli był wtedy śmierdzącym ściekiem i ojciec nigdy by mi nie pozwolił takiej ryby przynieść do domu. Jadło się tylko takie złowione w stawach, jeziorkach, gdzie woda była dużo czystsza, bo i rolnictwo nie było tak chemiczne jak teraz a i intensywność zabudowy była mniejsza i ludzie generalnie produkowali mniej syfu niż dzisiaj. Patrząc na ten San dzisiaj, to jest to mega czysta woda (choć nadal nie jakaś cudowna obiektywnie) i ludzie łowią tam ryby i to wcale nie jakoś dramatycznie mało. Niestety rzeka jest strasznie zarośnięta itam gdzie były 20 lat temu fajne wyspy czy miejscówki są teraz tylko krzaczory. No i wedkarzy jest też duuuuużo mniej. W przeciwieństwie do no-killi i komercji, gdzie w weekendy jest zawsze pełny stan.
Wiem, że Ty i wielu doświadczonych wędkarzy z tego forum jesteście na innym poziomie wędkarstwa i dla Was złowienie karpia czy jesiotra na komercji to żadna przyjemność i szukacie innych wyzwań. Ale to nie tylko Wy dajecie zarobić firmom wędkarskim. A wręcz jestem przekonany, że jeśli nie już, to najdalej za kilka lat będziecie w mniejszości (jeśli chodzi o wielkość wydatków) w stosunku do wędkarzy typowo rekreacyjnych, niedzielnych.
Komercje też się zmieniają i urozmaicają ofertę. Pojawiają się ciekawsze dołki a nie wanny po hodwolach, pojawiają się inne ryby a nie tylko karpie i jesiotry. Cześć komercji staje się zbyt karpiowych przez poważny desant karpiarzy i feederowcy dostaną mniejsze wody z leszkami, karasiami, dużymi płociami, jaziami i całą resztą białorybu. Do tego dojdą wody klubowe i rekreacyjny wędkarz będzie miał kompletnie wyje...ne na PZW i ich rabunkową gospodarkę i ustalane z palca opłaty. Nie mówię, że dla ogólnego stanu rzek i jezior i zachowania ich naturalnych walorów wędkarskich to tak bardzo dobrze ale ludzie wybierają łatwiejsze rozwiązania i trudno im się dziwić.
Jeszcze o PZW, powiedzcie mi jaki jest sens tych opłat jeżeli za 300 zł emeryt może siedzieć 300 dni w roku nad wodą i wyjadać wszystkie ryby jakie uda mu się złowić a rekreacyjny wędkarz jak chce skoczyć na no-killa 5 razy w roku, to płaci dniówkę 40 zł? przecież to jest jakiś absurd biznesowy, skoro ten sam wędkarz może pojechać z dwoma wędkami na Grębów albo na Ranczo i będzie go to kosztować 20-25 zł. I jak zechce ze sobą wziąć dwóch synów, to tylko za to dopłaci (za wędkę lub za osobę w zależności od łowiska) a na PZW nie można więcej niż dwie wędki i nie można za to dopłacić. Co za kretyn to wymyślił? Czemu nie mam możliwości zapłacić np. 50 zł za dzień i połowić z dwoma synami na wodzie PZW? Mam im kazać wyrobić karty? Przecież te całe egzaminy na kartę to obecnie jedna wielka fikcja i jak ktoś jest no-kill, to w zasadzie nieprzydatna wiedza. Egzamin nauczył Was rozpoznania ryby? Mnie nie, pomimo, że w 1989 roku kiedy go zdawałem to nie było takie hop-siup i wielu moich kolegów zaliczało poprawki. Dziś jest internet w telefonie i sprawdzenie okresu ochronnego czy wymiaru trwa sekundę. A tym bardziej, że na wielu zbiornikach PZW są jeszcze dodatkowe wymagania co do okresów z zakazem zabierania czy wymiarów i bez tego internetu, to można sobie jeszcze narobić kłopotów łamiąc wewnętrzny regulamin łowiska. Oczywiście nawet gdybyśmy z synami brali ryby (chętnie bym to widział za to dodatkową opłatę jak ktoś ma ochotę) to i tak przecież w ramach jednego, mojego limitu wynikającego z mojej opłaty. Jak oni chcą konkurować o mnie i moje pieniądze takimi absurdami?
Edit.
Syborg, ja nie piszę o kołowrotku wysokiej klasy i tym bardziej nie do spinningu. Ten rynek jest tak konkurencyjny, że nawet wroga bym nie wysłał na jego podbój z nową firmą.
Ja pisze o kołowrotku za 300-400 zł z bezpiecznym klipem, być może z WB, w nowoczesnej stylistyce, estetycznym designie i ładną (oraz trwałą) pracą. Czyli takie jak ten mój Robinson tylko bez błędów konstrukcyjnych w hamulcu, ładniejszy i zmontowany jak nawet tanie Daiwy czyli zwarty, bez luzów. Do tego fajna, płytka szpula z potencjałem na dalsze rzuty i bez potrzeby nawijania pół kilometra żyłki 0,22 - 0,23. I wskazuję, że można to osiągnąć z chińskiech klocków kołowrotkowych tylko trzeba opracować nową szpulę i zadbać o jakość materiałów i montażu.
Swoją drogą ktoś mi wyjaśni po kiego ch... takie głębokie szpule w tych, jak by nie patrzył, małych kołowrotkach? Przecież nikt normalny nie będzie nawijał tam żyłki do suszenia bielizny typu 0,40 ani nikt przy feederze nie potrzebuje 300 metrów żyłki. Przy spinningu czy matchu tym bardziej. Z moich amatorskich obserwacji szpula o pojemności 150 metrów żyłki 0,28 jest zupełnie wystarczająca dla każdego. I tak chyba nikt nie łowi grubiej niż to 0,28 a nawet jak ktoś łowi feederem na dystansach typu 120 metrów to i tak ze strzałówką i żyłką 0,20-0,23, bo takim grubasem jak 0,28 ciężko rzucić tak daleko.
-
Michał, trochę przesadzasz z tym opisem. Wielu wędkarzy u nas na forum to jednocześnie pasjonaci i gadżeciarze. Nie ma się co oszukiwać, że wydajemy więcej na sprzęt niż średnia wyciągnięta z przeciętnego członka ;) Ale z tego co widzę u siebie, to nie ma tak, że 90% łowi zdezelowanym sprzętem z bazaru, byle taniej. Nawet jeśli nie jest to sprzęt za grube setki, to jest w miarę nawet dobrany, i zazwyczaj chociaz podstawowo zadbany. Nie ma szmerów bajerów, ale jak widzę łowią dość komfortowo. Inna sprawa, że często wybór teleskopu to kwestia transportu. Sporo wędkarzy dojeżdża nad wodę rowerem, skuterem czy jakimś niewielkim hatchbackiem. Wyobrażasz sobie kogoś takiego z kijem float 3,96 m w dwuskładzie?
Nie poruszam tu kwestii zamożności portfela, bo jeśli ktoś łowi 'słabym sprzętem' z tego powodu, to nie możemy w żadnym wypadku się ze tego naśmiewać czy krytykować. A pewna istotna część 'dziadków' łowi tym a nie czymś innym z tego powodu właśnie.
-
Mateusz, dobrze wiesz, że nie chodzi o to, żeby naśmiewać się z kogoś, kto łowi kiepskim sprzętem, bo go nie stać na lepszy. Idzie o filozofię, podejście do łowienia - ma być maksymalnie duży stosunek wyjętych ryb do kosztu zakupu, z pominięciem kwestii związanych z przyjemnością łowienia.
Ostatnio bawiłem się z okoniami, paprochy i takie tam. Usiadł koło mnie gość, raczej niemłody, i zaczął łowić dwoma kijami, metodą spławikową. Jeden z jego kijów miał może 160 cm długości, był uzbrojony w trzy przelotki, a szczytówka miała jakiś 7-8 mm grubości (kij ewidentnie kiedyś złamany). Zrobiło mi się gościa żal, tak po ludzku. Nawet pomyślałem, że skoczę do domu i przywiozę mu jakiś kij, nawet z kołowrotkiem. Ale okazało się, że dziadek przyjechał autem wartym 10 moich, więc już się nie wyrywałem do caritasowania. Gdyby nie to, że wrzucał rybki do siatki, to bym pomyślał, że łowi na żywca (później nawet się zastanawiałem, kto skrobie te mikrusy, ale wiadomi - żona). Zresztą, uj wie, kto był bardziej szczęśliwy na tych rybach...
-
Jasne, wiem. Chciałem tylko zaakcentować to co powiedziałem.
-
Wracając do podbicia rynku, jedynym wyjściem jest zrobić coś, czego nie ma w regularnej ofercie inna firma/y.
Niby trudne prawda? Ale żeby nie było, że mądrkuje się podam pierwszy lepszy przykład. Np. wędkarstwo survivalowe. Wędki typu 2,7 z dopałka na 3,3 i tak dalej, 3,0-3,6 i powiedzmy 3,3-3,9 metra. Krótkie długości transportowe, rozwiązanie jak kiedyś u Drennana, do tego np. torba wędkarska z kołkami i rączka wysuwana, tworząca ala wózek, do której kompatybilna będzie inna torba typu chlebak, i pokrowiec na wędki plus osprzęt, jak parasol, kijki dystansowe, kompaktowy podbierak.
Rozumiecie wizję? Kompleksowy, kompatybilny zestaw wędkarski, wędki typu 2in1, pokrowiec skrojony pod te konkretne długości transportowe wędki, do tego kompaktowy podbierak, parasol, mini fotel, lekki, z tacka i karuzela chowana do schowków w fotelu, coś ala Caperlan, torba z kołkami i rączka ala wózek jednocześnie która będzie kompatybilna z drugą torba, i pokrowcem. Krzesełko z pasami na plecy, full opcja na typowe podchody pod najdziksze miejsca na łowiskach.
Ktoś powie Korum ma coś podobnego. Niby ma podobne, ale nie do końca. Na nasze Polskie wody, czy wszystko na wschód od nas, do Skandynawii, na wody Czeskie, idealne rozwiązanie dla pasjonatów, ludzi pragnących podbić najdalsze, najdziksze czesci łowisk, gdzie wędkarstwo miesza się z wyprawa ala survival. My, czy nasi sąsiedzi mamy do tego odpowiednie wody, i mentalność. Im dalej na zachód tym będzie gorzej z jednym i drugim, ale to jest przykładowa nisza, kompletna pustka na rynku, gdzie warto by uderzyć. Ja mając możliwości kupna takiego zestawu all in one, biorę w ciemno. Bo marzy mi się zaszyc sie gdzieś na najdalszym odludziu, gdzie nigdy nikomu się nie chciało dochodzić i łowić w totalnej dziczy.
Jest koncepcja, są myślę dobre warunki zbytu, produkcja podparta motywacyjnymi filmami na YouTube rozpalającymi nasze wędkarskie serca, i już można mówić o Polskiej innowacji.
-
Tak , dołączą się do tego wędkarze rowerowi 8).
Ja w spiningach mam same trójskłady np robione w pracowniach :fish: robione pod dojazdy w dziczy.
-
Ano. Do tego skarbnika dodam, że w zeszłym roku odwiedziłem pewne zawody i prezes jednego z okolicznych kół łowił na stary teleskop sklejony plastrem...
Taki skarbnik i taki prezes - oto kręgosłup PZW. Alegoryczna twarz polskiego wędkarza. Dla takich to kołowrotek z Lidla jest sprzętem luksusowym. I gdyby już zdecydował się na zakup takiego rarytasu jak omawiana tu podpórka od Lorpio, to nawet by mu brewka nie tykła, że tam są jakieś nadlweki, bo to jest poza horyzontem jego zdolności poznawczych.
Nie ma dla kogo otwierać w Polsce produkcji dóbr luksusowych. Dla każdej grupy hobbystycznej. Można sobie otworzyć manufakturę dla prawdziwych pasjonatów i strugać pojedyncze sztuki w cenie x5 podobnego jakościowo sprzętu masowej produkcji, ale z plakietką hand-made.
To nie Stany, że jak wprowadzisz coś na rynek i zarabiasz na tym 1 dolara, to po chwili jesteś milionerem. Nie ta skala. U nas 40 milionów obywateli nauczonych przez historię, że wełna nie wełna, byle dupa pełna. Tam 330 mln konsumentów z apetytem na coraz więcej, coraz lepszego.
Michał, musiałbyś pojechac na Śląsk, na takie Ochaby, Dzierżno czy inne Śródlesie (Śląsk Opolski), wtedy byś zobaczył sprzęt wędkarzy. Wg mnie gdzies na wsiach zabitych dechami ludzie mają taki kiepski sprzęt, teraz jednak wielu ma naprawdę sporo kasy w kijacjh, kręciołach, namiotach itd. Na ten przykład łódka zanętowa to juz powszechne wyposażenie u karpiarza na Śląsku, i uważam, że tego jest więcej niż w UK.
Kolejna rzecz to wyznaczanie trendów. Bata (czeska firma obuwnicza) wysłała dwóch przedstawicieli do kraju afrykańskiego bodajże jeszcze przed II WŚ. Jeden zadzwonił do firmy mówiąc, że nic się nie da tu zrobić, bo tam nikt nie chodzi w butach, drugi zaś powiedział coś odwrotnego, dla niego była to żyła złota, bo tu jeszcze nikt butów nie posiadał :) Inne spojrzenie i inne podejście.
W Polsce od lat naciska się na sprzedaż tego co tanie. Ludzie dawniej zwłaszcza woleli coś tańszego, co nie było równowartością ich wypłaty. Ale sytuacja się poprawiła, finansowo Polacy stoją lepiej. Dlatego aby sprzedawać np. sprzęt o charakterystyce wyczynowej, czyli taki pod zawody, potrzeba...zawodów. To nie przypadek, ze Angole mają tak wiele patentów. Oni robią je z myślą o wyczynowcach głównie, bo tam jest ciągła 'wojna' o wynik. I idzie to dalej. U nas więc aby sprzedawać coś takiego, trzeba stworzyć odpowiednie rozgrywki wpierw. I wtedy to ruszy, podparte oczywiście filmami i artykułami. To przykład oczywiście. W przypadku 'Wirka bis' nie trzeba tylko zawodów ale wędkarzy, którzy będą pokazywać jak używać koszyków, ryby jakie łowią dzięki nowym modelom. Wtedy to chwyci dość szybko. Sklepom wystarczy przedstawić katalog z opisem każdego koszyka, aby sprzedawca i klient wiedzieli co z czym się je. Czy Wirek zwykły tak kiedyś zrobił? Oczywiście, że raczej nie. Ja nie wiem w ogóle, jak można liczyć, że coś się będzie sprzedawać samo z siebie. Czy nie zastanawiał się ktoś w Polsce, dlaczego Brytole mają tak wiele produktów opakowanych w ten sposób, ze w środku jest instrukcja z rysunkami? Bo szukający czegoś klient w sklepie może nie wiedzieć, a tak... :)
I teraz kolejna rzecz - grupy docelowe. Każda firma powinna określić swoją grupę docelową. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce większość firm typuje klienta biednego, co nie śmierdzi groszem. Dlaczego nie mieć szerszej grupy, a przede wszystkim dlaczego nie celować w klienta ze średniej i wyższej półki? Mniej sprzętu ale droższy, więc mniej reklamacji, więcej kasy z marży, mniej miejsca magazynowego itd? A tu wszyscy jak jeden robią to samo. Już z tego powodu logiczne jest zrobienie czegoś na opak, aby nie być jedną z dziesięciu takich samych firm, ale mieć inny zakres. Wielu by powiedziało, ze to nie przejdzie, zerknijcie na Feeder Baita. Cena zanęt za kilo wyższa niż mieszanek Sonu/Dynamite/Bait-tech - i klienci są. Jest to potwierdzenie, że jak najbardziej można :) Inny przykład to Flagman. Pominę to, że sprzedają podróbki, jednak oni celują w średnio zamożnego klienta lub tego co ma więcej kaski - proszę, masa Polaków chce mieć ich kije. Przecież to jest tak czytelny przykład wstrzelenia się w odpowiedni segment, że aż bolą oczy :)
Zerknijcie co zrobił taki Korum. Wyczyn to domena Prestona, więc co oferuje Korum? W rzeczywistości brytyjskiej skupia się na łowieniu linów, brzan, kleni i leszczy oraz karpi. Zwłaszcza wędkarstwo brzanowe jest tu dobrze rozwijane. Kije brzanowe z Koruma mają niską cenę, i wg mnie są często lepsze niż dwu lub trzykrotnie droższe odpowiedniki z Greysa, Daiwy czy Shimano. A brzanówki 2.5 lb to po prostu strzał w dychę. Więc tu mamy inwestowanie w dany styl łowienia, który pokazują odpowiednio testerzy na filmach i w artykułach (kije, kołowrotki, żyłki, zestawy, koszyki, haki, materiał na przypony itd). I powstały oprócz świetnych wędek i inne rzeczy jak np. stojak brzanowy na rzeki, który w pierwszej wersji był kiepski strasznie, w drugiej zaś już nie ma konkurencji. Korum przebił Drennana w wędkarstwie brzanowym, dało się? Dało... Bez wymyślania koła jeszcze raz. Teraz Korum korzysta z tego na maksa. Aczkolwiek wpadli w pewną pułapkę. Wielu nie chce ich wędek, bo są zbyt tanie. Nie ważne, że dobre, są zbyt tanie i chcą mieć coś 'lepszego'. A lżejsza brzanówka z Daiwy wcale nie musi być lepsza, bo ani się tym nie zarzuca co chwilę, ani nie używa małych kręciołów, więc maa waga nie ma to żadnego wpływu, oprócz psychologicznego wg mnie. Ale to inny problem :) Po prostu brakuje brzanówki z Prestona w wyższej cenie dla takich z głębszą kieszenią i wymaganiami :)
No i jeszcze jedna rzecz. W takim UK ich związek wędkarski jak i rząd, wspierają przemysł wędkarski, aby się rozwijał jak najbardziej. U nas tego nie ma prawie w ogóle, można rzec wręcz o rzucaniu kłód pod nogi. Samo PZW to obraz nędzy i rozpaczy tutaj. Przez wiele lat działacze korzystali ze 'specjalnych' kontraktów z firmami (dobrych głównie dla nich samych), niszcząc lub hamując rozwój wędkarstwa. Idioci z kapitanatu wciąż nie rozumieją, że zawody mają aktywizować jak największą liczbę wędkarzy, nie zaś być sportem olimpijskim dla wąskiej garstki (patrz beznadziejny regulamin). Tam daje się małpom kierować autobusem, pan Iwański wg mnie to dobry przykład, jak i otoczka towarzysząca narodzinom rozgrywek feederowych w Polsce ;) U nas zrobiono je aby wyłonić ekipę na MŚ, jest to tak żałosne, że aż boli :facepalm: Dlatego w UK pomimo kryzysu demograficznego (tam już on jest, w Polsce się dopiero zacznie) wciąż są mocni, u nas zaś ryba popsuta jest już u głowy. W UK ich związek wędkarski organizuje największe z zawodów na komercjach i na rzekach, Fishomanię i Riverfest. Chętnych jest razem około 7-8 tysięcy aby w nich wystartować. Gdyby w PZW pracowali normalni ludzie a nie wąsate dziady powiązane z SB i WSI, byłoby inaczej...
-
Panowie, kiedy ostatnio byliście na "zwykłym"PZW?
Bo ja jeżdżę na takie zwykłe i na nokill. To są dwa światy. Jasne, są wędkarze jak ja, co łowią tu i tu. Ale jest też większa grupa, która łowi tylko tam, gdzie ryby można brać. I jest, jak opisał to wcześniej Jacek. Sprzęt po dziadku, klejony na taśmę, a auto za 50 tysięcy.
Jasne, są ludzie z dobrym sprzętem. Są też tacy ze sprzętem za grube tysiące, a tłukący każą rybkę w łeb. Jednak większość ze stałych bywalców (właśnie z tych stałych, co prawie codziennie łowią) nie traktuje wędkarstwa jako czegoś, w czym lokują swoje oszczędności, bo im sprawia frajdę kompletowanie sprzętu.
Więc nie piszczcie mi o Ochabach czy DD...
-
Jeszcze o PZW, powiedzcie mi jaki jest sens tych opłat jeżeli za 300 zł emeryt może siedzieć 300 dni w roku nad wodą i wyjadać wszystkie ryby jakie uda mu się złowić a rekreacyjny wędkarz jak chce skoczyć na no-killa 5 razy w roku, to płaci dniówkę 40 zł? przecież to jest jakiś absurd biznesowy, skoro ten sam wędkarz może pojechać z dwoma wędkami na Grębów albo na Ranczo i będzie go to kosztować 20-25 zł. I jak zechce ze sobą wziąć dwóch synów, to tylko za to dopłaci (za wędkę lub za osobę w zależności od łowiska) a na PZW nie można więcej niż dwie wędki i nie można za to dopłacić. Co za kretyn to wymyślił? Czemu nie mam możliwości zapłacić np. 50 zł za dzień i połowić z dwoma synami na wodzie PZW? Mam im kazać wyrobić karty? Przecież te całe egzaminy na kartę to obecnie jedna wielka fikcja i jak ktoś jest no-kill, to w zasadzie nieprzydatna wiedza. Egzamin nauczył Was rozpoznania ryby? Mnie nie, pomimo, że w 1989 roku kiedy go zdawałem to nie było takie hop-siup i wielu moich kolegów zaliczało poprawki. Dziś jest internet w telefonie i sprawdzenie okresu ochronnego czy wymiaru trwa sekundę. A tym bardziej, że na wielu zbiornikach PZW są jeszcze dodatkowe wymagania co do okresów z zakazem zabierania czy wymiarów i bez tego internetu, to można sobie jeszcze narobić kłopotów łamiąc wewnętrzny regulamin łowiska. Oczywiście nawet gdybyśmy z synami brali ryby (chętnie bym to widział za to dodatkową opłatę jak ktoś ma ochotę) to i tak przecież w ramach jednego, mojego limitu wynikającego z mojej opłaty. Jak oni chcą konkurować o mnie i moje pieniądze takimi absurdami?
Wędkarze powinni zrozumieć, że władze PZW to nie są wędkarze mający służyć wędkarzom, ale goście, co 'dostali' pracę w spółce działającej jak za czasów PRL, dzięki znajomościom lub plecom, gdzie się zarządza po pereelowsku. Oni nie mają za zadanie zapewnić jak najlepszych warunków do wędkowania członkom związku, oni są tam aby jak najwięcej nachapać dla siebie. Wędkarze tego nie rozumieją, do tego wielu ustawia się nie jako członkowie stowarzyszenia, ale klienci, którzy sami chcą jak najwięcej przywilejów i możliwości aby się nachapać. Więc mamy do czynienia z rodzajem działania, gdzie i władze, i członkowie w dużej mierze, działają na szkodę wędkarstwa, jak i swoją. Gdyby związek miał 800 tysięcy wędkarzy i łowiska zbliżone do komercji w odpowiedniej liczbie na okręg, to wtedy miałby o wiele większą kasę, co się wiąże i z wyższymi zarobkami prezesów i innych pracowników. To dla mnie oczywiste. Ale nie dla tych tygrysów biznesu z wąsiskami. Polecam zerknąć jak oni podchodzą do tematu zawodów. Tępe dzidy nie rozumieją, że im więcej startujących tym lepiej dla związku, dla ich samych. Oni jednak niczym w PRL czy innym DDR chcą sportu organizowanego na modłę olimpijską. Dlatego myślą, że jak skopiują regulamin z MŚ, to jest to mądry ruch. Betony zbrojone :facepalm: nauczyli się żerować na tego typu rzeczach, w końcu wielu SB-ków i partyjniaków z PZPR przeskoczyło do związków sportowych i wysysa kase jak może. Kto pamięta jak z polską reprezentacją piki nożnej jeździła czereda działaczy na mecze, urządzając pijatyki w hotelach, często zapraszając do biesiad zawodników? Tak się pasożytuje na danej organizacji. Mamy to samo w PZW, wciąż. PRL wiecznie żywy.
Ogólnie zgadzam się z Twym wpisem, gdyby takich jak my było więcej we władzach PZW... :)
-
Panowie, kiedy ostatnio byliście na "zwykłym"PZW?
Bo ja jeżdżę na takie zwykłe i na nokill. To są dwa światy. Jasne, są wędkarze jak ja, co łowią tu i tu. Ale jest też większa grupa, która łowi tylko tam, gdzie ryby można brać. I jest, jak opisał to wcześniej Jacek. Sprzęt po dziadku, klejony na taśmę, a auto za 50 tysięcy.
Jasne, są ludzie z dobrym sprzętem. Są też tacy ze sprzętem za grube tysiące, a tłukący każą rybkę w łeb. Jednak większość ze stałych bywalców (właśnie z tych stałych, co prawie codziennie łowią) nie traktuje wędkarstwa jako czegoś, w czym lokują swoje oszczędności, bo im sprawia frajdę kompletowanie sprzętu.
Więc nie piszczcie mi o Ochabach czy DD...
Michał, ale mam wrażenie, że piszesz o tych, co mają powyżej 60 lat :) Im nie sprzedasz zbyt wiele, i dobrze o tym wiedzą dobre firmy wędkarskie. Bo ci co wydają najwięcej, to ci co mają pracę, a więc aktywni zawodowo. Ja przyznam, że w moim wieku wędkarze na wodach PZW, plus minus 10 lat, mają wcale niezły sprzęt, nie stwierdzałem klejonych teleskopów.
Więc tu o czym powinniśmy pisać? W UK wielu emerytowanych wędkarzy ma sprzęt z poprzedniej epoki i łowi kijami mającymi po 20 lub więcej lat. Im tutaj Drennany czy Prestony wiele nie sprzedadzą, i nie do nich kierują swą ofertę. Podobnie jest więc w Polsce. Nie rozumiem jaki jest sens dopasowywać się ofertowo do kogoś, kto chce aby karta mu się zwróciła? Zarabia się na tych, co chcą wydać tutaj dużo więcej. I o nich mowa. Do tego tutaj można 'tworzyć' grupę klientów odpowiednim działaniem, której w Polsce obecnie nie ma :)
I nie jest to wcale nisza, wędkarze mający lepszy sprzęt niż taki Jaxon. Do tego polskie firmy powinny kombinować jak ogólnie docierać do wędkarzy. Skoro wciąż wielu nie ma Facebooka lub nie ogląda czegoś na YT, to trzeba innych form reklamy. Konkursy w sklepach, newslettery wysyłane pod adres pocztą lub w formie gazetek do wzięcia w sklepach wędkarskich mogą wiele załatwić. Kwestia dopasowania się. Wielu starszych wędkarzy nie wie co im da nowy sprzęt, techniki. Jasne, że są konserwatystami, jednak jak nie wiedzą i nie rozumieją czegoś, to jak mają to kupić? :)
-
Mój region do biednych nie należy, ale spotkać gościa, który ma kije nieteleskopowe, to jak wygrać w totka. Setki wędkarzy z tanimi teleskopami i jęczącymi bazarowymi kołowrotkami, elita z jaxonami. Jeśli ktoś ma feederka czy pickerka, to i tak podwiesza bombkę, "policjanta" czy inny sygnalizator ("policjanty" rządzą). Preston, Drennan, Matrix? Nie rozśmieszajcie mnie.
Pewien gość przyznał, że łowi sandacze sprzętem najtańszym z najtańszych, bo w razie konfiskaty trzech czy pięciu zestawów niewiele straci. Nie żartował, bo nawet żyłki miał na kołowrotkach tak po 20, może 30 metrów, oczywiście bez podkładu, bo to też kosztuje...
Jak ustawiałem się z pickerem czy feederem, to odwiedzały mnie wycieczki ciekawskich, zastanawiając się, czy kosmita, czy też zwyczajny pojeb. I nie byli to starzy ludzie.
-
Ja pisałem o tym co widzę nad wodami jak najbardziej 'kill' :) W tym sezonie na razie tylko po takich jeździłem, na komerchę mnie jeszcze nie zawiało. Powiem nawet więcej, na typowych 'dziadowskich' wodach trafiałem ludzi także z tyczkami czy karpiówkami. I to łowiących rekreacyjnie, a nie że zawody jakieś, czy coś. Chociaż fakt, procentowo jest ich najmniej. Niemniej jednak, nie mogę powiedzieć, że większość łowi jak najtaniej, byleby się szybko w rybie zwróciło.
-
Panowie, Rybołówka, jeden z najbardziej obleganych zbiorników komercyjnych na Górnym Śląsku, bywam czasem na spacerze z dziećmi, czasem usiądę po wędkować. Procentowo 70 do 30 na korzyść teleskopów. I w głowie raczej też teleskop.
Stara "szkoła" ma się dobrze i powiew świeżości to raczej delikatna bryza niż halny O:)
Najlepsze jest to, że większość osób z tych 30 procent, jeśli udało mi się z nimi pogadać jest związana anonimowo bądź czynnie z Sigiem. :beer:
Ostatnio na wodzie mojego stowarzyszenia przyszedł do mnie z ciekawości gumofilc, bo nie potrafił zrozumieć dlaczego mam wędkę na wprost, a zestaw rzucam do boku. Odpowiadam mu, że łowię feederem, i szczytówka sygnalizuje mi branie. Muszę mieć dobry kąt pomiędzy podajnikiem a sygnalizatorem. Popatrzył jak na debila i odszedł. 21 wiek w Polsce, na Śląsku, bądź co bądź regionie dosyć bogatym w wędkarzy. Tfu, miesarzy. :)
-
Ja nad wodą jestem prawie codziennie. Jakkolwiek by było Zagłębie to aktualnie Śląsk. Fakt o dziwo łódki do wywózki na niektórych wodach to już istna plaga. Jednak Panie jakie lepsze rodzime firmy a co dopiero te jakieś Prestuny, Drebnany i Maktriksy. Niezależne od metody, ale z 90% ma jakieś stare bazarowe teleskopy, z 9% ma jakieś tam lepsze Jaxony czy inne potworki z 0.9% ma już fajny sprzęt,a 0.01% masz szansy na spotkanie Leprechaun z high endem. Takiego spotkać to prawie jak wygrana w totka i (https://media.makeameme.org/created/ciekawe-skd-wzi-5b4369.jpg)
Feeder to dominacja rurki i bombki pod kijem co lepsi mają sygnałke, Zanęta najtańszy Traper wiecznie żywy.
W wędkarskich dalej w sprzedaży króluje Jaxon i ten najtańszy sprzęt. Te sklepy co mają na stojakach coś lepszego, praktycznie im to cały czas zalega. Dlatego poza internetem ciężko znaleźć sklep, który ma sprzęt ze średniej półki a co dopiero z tej topowej. I jak ktoś chce wziąć jakiś kij w łapę, to musi się namęczyć i nierzadko jechać gdzieś dalej. W małych miejscowościach to już istna tragedia.
Na komercjach może więcej widać osób ze sprzętem z co najmniej średniej półki, ale obok nich jak popatrzeć jest od groma niedzielnych wędkarzy z teleskopami obok krzesełka.
I są na naszym podwórku firmy, których oferta wyczynowa nie odbiega jakościowo od tej zachodnich firm. A często daje więcej za niższą kasę: Traper, Robinson VDE, Matchpro czy Lorpio w zanętach. Taki sprzęt jednak to dosłownie promil w ich sprzedaży.
-
I żeby była jasność, pisząc teleskopy nie chce nikogo obrazić czy urazić. Ktoś jest oldschool, łowi teleskopem na sprężyne jest to super, bardzo romantyczne w czasach raczej wyścigu zbrojeń i szaleństwa metodowego.
Mam na myśli mentalność, kiedy my mamy na ustach radość po złowieniu pięknej ryby, oni zaś ślinkę cieknącą z koncika ust.
Dla nas wędkarstwo to rodeo, zabawa, pasja, dla nich corrida, krew i śmierć.
-
I żeby była jasność, pisząc teleskopy nie chce nikogo obrazić czy urazić. Ktoś jest oldschool, łowi teleskopem na sprężyne jest to super, bardzo romantyczne w czasach raczej wyścigu zbrojeń i szaleństwa metodowego.
Uraziłeś :) :P
Mam karpiowy teleskop FOX-a do deepera i spomba.
Zajebisty spinning shimano do plecaka też mam.
I to są pragmatyczne zakupy.
-
Mam na myśli mentalność, kiedy my mamy na ustach radość po złowieniu pięknej ryby, oni zaś ślinkę cieknącą z koncika ust.
Dla nas wędkarstwo to rodeo, zabawa, pasja, dla nich corrida, krew i śmierć.
Tacy to nawet wolą wydać hajs na benzynę niż na jakieś wymysły. Spakują swoje teleskopy, naostrzą haczyki i potrafią przejechać wszerz całe województwo, gdy tylko rozniesie się fama, że są ryby czy było zarybienie. Potem z dumą pakują swoje zdobycze na kolejne półki zamrażalki. Smutne, ale prawdziwe.
-
Czytam wasze posty i porównuje do moich stron pzw. Jako że w tym sezonie wędkuje tylko na pzw - jak do tej pory , mam na świeżo ogląd....
W większości gości wyposażenie to standart dostępny w lokalnym sklepie - a jaki standart w sklepie - no taki jaki klieent chce wydać... czyli po taności...
Na pytanie jak dam z ludźmi na temat na jaki sprzęt łowią - odpowiedz po co lepszy jak rybki da się wyjąć... w większości to goście z nastawianiem na handlówkę i średnie leszki... płotki ..
Także dał bym odpór - wymogą sprzętowym - w końcu nie każdy ma hajs na sprzęt wędkarski - on w końcu łowi ryby do siaty a nie nimi się bawi....
A co do trendów - polecam fejsa lub you tuba - testerów do porzygania - pod przykrywką skutecznego łowienie pchają nachalnie swoje produkty... i to te na których mają zarobek a nie ku uciesze wędkarza. Nie mówię o konkretnych firmach - bo to ogłupianie ludzi - robią wszystkie firmy od prawa do lewa....
Moim zdaniem spokojna głowa i normalne podejście wpływa na wynik... a nie chytra reklama paszy i cud miód barachła wędkarskiego....
-
To może pójdźmy trochę dalej :)
Pomyślmy, skąd ta moda na teleskopy? Wielu wędkarzy powie, że tu chodzi o transport. A ja mogę iść w zakład, że szybciej złożę swoją matchówkę niż on teleskopa. Hak zaczepia się o druga największą przelotkę, skręca luz, i można kij złożyć (trójskład), dwie gumki recepturki lub coś lepszego i po sprawie. Ogólnie zajmuje mi to około 30-45 sekund. Kij ma długość teleskopa dokładnie :)
Skoro więc matchówka jest lepsza od teleskopa, dlaczego wędkarze ich nie kupują tak chętnie? Pytanie za 100 punktów :) Bo nikt im nie wytłumaczył dlaczego taki kij jest lepszy, jak w ogóle łowić na spławik. To co się sprzedaje w dużych ilościach, to nie rzeczy, których obsługa jest wielką niewiadomą, ale coś co jest ogólnie znane i praktykowane. Czy oni nie chcą łowić lepiej? Kaman, wędkarstwo to często pokazywanie się, pieszczenie swego ego, dla wielu też lepsze wyniki to i więcej 'zaoszczędzonej kasy'. Każdy chce łowić lepiej, każdy!
Gdyby więc firmy wędkarskie promowały takie łowienie i tłumaczyły co i jak, to by więcej ludzi zamieniało teleskopa na kij matchowy w trójskładzie. Bo aby być skutecznym trzeba unieruchomić zestaw, a to oznacza - zatopić żyłkę, a to znów oznacza zanurzenie szczytówki pod wodą. Teleskop z racji małej ilości przelotek spowoduje klejenie się żyłki do blanku.
I co się okazuje? Ze wielu nie potrafi łowić i nie zna podstaw, smutna prawda. Stąd te spławiki chociażby. Rok temu jednym ze sponsorów zawodów PAA w UK był polski producent spławików X (nieważne który). Ich spławiki wyglądały jakby ktoś buchnął kolekcję spławików z muzeum i je odmalował. Tu nikt by tego nie kupił, może pod okonia na małego żywca :) A w wielu firmach ich menadżerowie sami nie wiedzą dlaczego match jest lepszy. Więc jak mają zrobić coś więcej? Kupcie teleskopa w UK, polecam poszukanie takiej wędki. Ciężko jak cholera. Tu wędkarze po prostu umieją lepiej łowić, mają podstawy.
Więc czemu się dziwimy? Jeżeli polskie firmy nie wykonują ruchów aby wędkarzy czegoś nauczyć i zachęcić do zakupów, to nie jest niczym nieoczekiwanym, że ci tkwią w 'epoce teleskopa'. Gdyby taki Konger chciał zwiększenia sprzedaży kijów matchowych, powinien wyjść właśnie do tych ludzi w odpowiedni sposób. Wtedy wielu będzie kupować ich matchówki, nie zaś konkurencji. Prosta rzecz - w Polsce można sprzedawać z powodzeniem matchówki o dużym cw, pod większe ryby, jak karpie, dopasowane nie do żyłek 0.13-0.16 mm, ale do do takich 0.16-0.22 mm. Idealnie wpisałyby się w polskie łowiska, gdzie karp jest dużo większy niż w UK. Do tego można zrobić łowienie zestawem z większym spławikiem, i już jest ciekawie. A przystawka rzeczna? Dlaczego nie pokazać ludziom jak świetnie się tu sprawdzi mocna matchówka 4.5 metra? I mamy konkretny sprzęt. Angole stworzyli technikę łowienia karpi z opadu i nazwali to pellet wagglerem, gdzie kije są dopasowane do takich zarzutów, są odpowiednio krótsze. Tu można kij nazwać znacząco, aby klientowi się dobrze kojarzył, i już jest git. I można robić kije pod tę technikę. A Wędkarskiej Tubie i kilku innym wędkarzom znanym dać za zadanie rozpowszechnienie tej techniki (co już w dużej mierze zrobili) - i sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać :)
Ale tego typu myślenia u nas nie ma. Zerknijcie na takiego Drapieżnika. Jak ktoś pogrzebie, to jeszcze z początków tego forum znajdzie się głosy w wątkach, gdzie wielu, w tym 'pan Rafał' z Gozdawy wyrażają opinię, że handel musi wyglądać tak i tak, i właśnie dlatego Drapieżnik długo nie pociągnie. Nie pociągnęła to Gozdawa, zaś Drapieżnik udowodnił, że można być sklepem numer jeden w Polsce, bez oferowania teleskopów i wszystkiego po jak najniższych cenach, mając siedzibę nie w Warszawie ale bardziej na prowincji. Chłopaki mają się świetnie, bo się nie wpisali w ogólne tendencje, wyszli poza 'polski' schemat :)
I właśnie tu bym upatrywał sukcesów, nie wpisywać się w te tendencje, ale tworzyć nowe i pod nie dopasowywać dany asortyment :) Nie być odtwórcą, ale twórcą. Angole nie znają specyfiki polskich łowisk, rybostanu i mentalności wędkarzy, i nikt lepiej się nie dopasuje tu jak polskie firmy. A te stoją praktycznie w miejscu, wyścig zaś polega na tym jakie rzeczy zamówią z chińskich katalogów i po ile będa je sprzedawać, jakby niska cena była wyznacznikiem powodzenia w sprzedaży :) A jak coś robią już, to dlatego, ze wielu sie pyta o kije do Metody na przykład. A lepiej byłoby, aby sami kreowali modę na taką Metodę, oferując odpowiednie kije. Prosty przykład. Koj 3.90 metra, mocniejszy, pod dużą Metodę, progresywny. I już jest coś, czego nie mają Angole. Która polska firma ma taki kij i się nim chwali, go reklamuje? Ja nie słyszałem.
-
Lucek, wiesz dlaczego jest moda na teleskopy? Teleskopów obecnie w sklepach jak na lekarstwo.
Moda na teleskopy wynika z faktu, że one pochodzą z czasów, gdy praktycznie tylko takie wędki można było dostać w sklepach.
-
Lucek, nie zgodzę się z jednym. Sam kupiłem niedawno uniwersalny teleskop. Tego typu jest najwięcej, a nie teleskopowych spławikówek. I rzeczone uniwersały mają mniej więcej 70 cm długości transportowej. Więc w stosunku do trójskładowej matchówki różnica jest znaczna. A jak idzie Ci jechać rowerkiem czy skuterem, to ma to już znaczenie.
A, i o ile do feedera, delikatnej matchówki, czy karpiówki ten wybrany przeze mnie kij nie ma podjazdu, to całkiem zgrabnie daje radę łączyć wszystkie trzy metody połowu. No, na klasyka na wodzie stojącej to nie połowię, ale reszta dość swobodnie. Więc bez problemu widzę, dlaczego inni mogą na takie kije łowić latami, na prawie wszystkie metody. I bez specjalistycznego sprzętu.
-
Michał, zerknij w katalogi polskich firm i zobaczysz ile tam teleskopów. Mi chodzi o to, że wędkarze nie rozumieją często dlaczego matchówka lub kij feederowy jest lepsza od teleskopa. Dlatego ich używają. Nie umieją łowić spławikiem czy koszykiem, stąd taki a nie inny sprzęt. Ktoś kto zaczął łowić na Metodę na przykład, szybko rozumie co mu pasuje a co nie, i szybko się dostosowuje. Dlatego nie pozostaje przy teleskopie ale szuka czegoś jeszcze lepszego. Ilość wątków o kijach do takiej a takiej techniki jest u nas olbrzymia. Dlaczego? Bo ludzie szukają tego dla siebie. Dlaczego nie polegają na katalogach firm? :)
Coś musi zapoczątkować zmiany. Powinny robić to właśnie firmy wędkarskie, a tego nie ma. Dlaczego tyle filmów zamieszcza Drennan, Preston, Bait-tech, Korda, Nash itd? Tam się właśnie pokazuje co i jak, dzięki temu jest zainteresowanie produktami. U nas jest to robione z innej strony (chciałoby się powiedzieć z doopy strony). Wędkarze szukają tego lub tamtego i wprowadza się to dopiero do oferty. I w ten sposób zawsze jest się z tyłu stawki :) A najwięcej wygrywają ci, co mają pomysły. Shakespeare zaoferował np. pojemnik wędkarski z możliwością siedzenia na nim, było to jakiś czas temu. Sprzedano ich pół miliona sztuk. oczywiście większość ta firma, nie zaś ci, co mają podróby w ofercie.
Ja się zgadzam, że wielu wędkarzy łowi starym sprzętem. Jednak nie wymieniają go nie tylko dlatego, że szkoda im kasy, oni nie widzą takiej potrzeby. Dlatego należy im to uświadomić, i to jest właśnie marketing :)
-
Michał, zerknij w katalogi polskich firm i zobaczysz ile tam teleskopów. Mi chodzi o to, że wędkarze nie rozumieją często dlaczego matchówka lub kij feederowy jest lepsza od teleskopa. Dlatego ich używają. Nie umieją łowić spławikiem czy koszykiem, stąd taki a nie inny sprzęt. Ktoś kto zaczął łowić na Metodę na przykład, szybko rozumie co mu pasuje a co nie, i szybko się dostosowuje. Dlatego nie pozostaje przy teleskopie ale szuka czegoś jeszcze lepszego. Ilość wątków o kijach do takiej a takiej techniki jest u nas olbrzymia. Dlaczego? Bo ludzie szukają tego dla siebie. Dlaczego nie polegają na katalogach firm? :)
Coś musi zapoczątkować zmiany. Powinny robić to właśnie firmy wędkarskie, a tego nie ma. Dlaczego tyle filmów zamieszcza Drennan, Preston, Bait-tech, Korda, Nash itd? Tam się właśnie pokazuje co i jak, dzięki temu jest zainteresowanie produktami. U nas jest to robione z innej strony (chciałoby się powiedzieć z doopy strony). Wędkarze szukają tego lub tamtego i wprowadza się to dopiero do oferty. I w ten sposób zawsze jest się z tyłu stawki :) A najwięcej wygrywają ci, co mają pomysły. Shakespeare zaoferował np. pojemnik wędkarski z możliwością siedzenia na nim, było to jakiś czas temu. Sprzedano ich pół miliona sztuk. oczywiście większość ta firma, nie zaś ci, co mają podróby w ofercie.
Ja się zgadzam, że wielu wędkarzy łowi starym sprzętem. Jednak nie wymieniają go nie tylko dlatego, że szkoda im kasy, oni nie widzą takiej potrzeby. Dlatego należy im to uświadomić, i to jest właśnie marketing :)
Dla mnie sprawa jest prosta...
Poprostu w polsce rządzą firmy ktore robią podróby ...
Popatrz do katalogów firmy nisko budżetowe klepią to samo.
A nowosci wprowadzają dopiero w tedy jak chinczyk klepnie ala to samo co markowy sprzęt.
Filozofii w tym nie ma i tyle.
Jaki rynek takie towary....
-
Lucek, nie zgodzę się z jednym. Sam kupiłem niedawno uniwersalny teleskop. Tego typu jest najwięcej, a nie teleskopowych spławikówek. I rzeczone uniwersały mają mniej więcej 70 cm długości transportowej. Więc w stosunku do trójskładowej matchówki różnica jest znaczna. A jak idzie Ci jechać rowerkiem czy skuterem, to ma to już znaczenie.
Jasne, że są rzeczy uniwersalne, ale nie każdy chce coś uniwersalnego. Wędkarze, zapewniam, że tak, chcą łowić skuteczniej. Nie wiedzą jednak co zrobić. Nie bez kozery większość upatruje drogi do sukcesu w super przynęcie czy zanęcie, bo nie mają po prostu wiedzy. Gdyby więc ich 'oświecić' :)
Dawniej wielu nie miało pojęcia, jak zrobić zestaw gruntowy bez rurki antysplątaniowej czy ciężarka 'trumienki'. Pokaż im, a szybko zaskoczą :) A jak połowią, to dopiero zaczną się puszyć i namawiać kumpli na przejście na coś takiego! :)
Wyobraźmy sobie Wirka, który ma koszyki różnego typu w ofercie, plus części do budowy zestawy - stopery, krętliki, krętliki z agrafkami, koraliki z uchwytami i tak dalej i dalej. W ulotce lub mini broszurze, można pokazać jak łowić, jak budować zestaw, pod dane gatunki, na rzekę, jezioro czy kanał. I już jest dobrze. A co zrobił Wirek? Zartrzymał sie na rurce. Dawniej może to było OK, bo spełniało większość oczekiwań, ale teraz? Przegonili go wszyscy praktycznie. A gdyby miał testerów i wynalazców, to teraz sam by spijał śmietankę z pomysłów, a kupował od niego nie Jaxon ale Preston czy Drennan :)
Prosty przykład. Koszyk z rurką w dnie, aby można go było montować przelotowo. Do tego łącznik do szybkiej wymiany przyponów i co? Mamy najprostszy zestaw. Można mieć przypony 100 cm jak i 10 cm. I już wędkarze w to wejdą na maksa. Dlaczego tego nie zrobił? Po co mu jakieś koszyki z wąsami, czy o przekroju trójkątnym? Tu można było sprzedać coś masowo, w milionach sztuk, a nie w setkach. A gdyby mieć wersję koszyka przelotowego, zamykanego z dwóch stron, do białych? Mniejszy do pinki? Można kombinować naprawdę nieźle. Ale trzeba to umieć. A tu mamy właściciela co niby 'wie' bo od 'lat jest na rynku' i coraz mniejszą sprzedaż :)
I tu docieramy do pewnego 'sedna'. Otóż wielu tych 'producentów' mają mini fabryczki, zaczynali od garażowej produkcji. Po 1989 roku wszystko się praktycznie sprzedawało na pniu. Potem było trudniej, to zaczęto obniżać ceny, to wciąż w Polsce podstawowy sposób na walkę o klienta. Do tego nie trzeba było mieć wykształcenia, tytułu, wystarczyło się 'wbić'. I teraz to właśnie daje kwaśne owoce, bo tacy 'miszczowie' jak Wirek czy chociażby Gutkiewicz, dali się objechać i zdublować. Chińskiej tandecie lub tym, co mają łeb na karku. Bo zamiast iść z duchem czasu, zatrzymali się w miejscu. Bu wydawało im się, że bez marketingu zwojują świat jak w latach 90-tych, bo 'wiedzą'. To był specyficzny okres, przejściowy, i zdecydowanie minął :) Teraz nie da się być liderem na rynku bez jego znajomości, trzeba mieć ludzi, którzy się w nim orientują, najlepiej jak wyznaczają trendy. Stąd najlepsi wyczynowcy lub wędkarze od 'okazów' w firmach brytyjskich, francuskich czy włoskich. Sam Peter Drennan nie wymyśla wciąż nowości, robią to fachowcy których zatrudnił. U nas zapewne często szkoda było kasy na takie fanaberie, jak już, to się zatrudnia gościa co pojedzie do Chin i będzie szukał tam 'nowości' na ichnich targach wędkarskich :)
A w handlu i produkcji trzeba się orientować w rynku, widzieć co jest na topie, co się starzeje i sprzedaje gorzej. Należy pilnować konkurencji i nie spuszczać ich z oka. I to zrobił chociażby Lorenc, bo nie wymyślił koła, ale poszedł drogą Sonubaitsów czy Dynamite Baitsów. I zdominował konkurencję bardzo mocno. Pokażcie mi sklep, który nie ma jego zanęt, przynęt. Do tego wielu bierze od niego inny towar :)
-
Poglądów na podejście naszych producentów nie neguję ;) I o ile modyfikację zestawu większość wędkarzy przyjęłaby, gdyby poznała jego większą skuteczność, to do zmian kijów i kokowrotków już mocno wątpię.
No i może jednak to dobrze, że nie wszyscy łowią skutecznie. Mam wrażenie że tylko dzięki temu w wielu miejscach w kraju jeszcze cokolwiek pływa ;D
-
Panowie, kiedy ostatnio byliście na "zwykłym"PZW?
Michał, jestem praktycznie co weekend nad Siemianówką, zwykłe PZW. :)
Widuję ludzi łowiących najtańszymi teleskopami, widuję również łodzie o wartości luksusowych samochodów. Łódki zanętowej nie widziałem, może dlatego, że nęcenie w taki sposób jest zabronione. :)
Używam czasami bardzo taniego krótkiego teleskopu łowiąc z łódki wśród trzcin. Nie wyobrażam sobie machania batem lub matchówką.
Łowię również spinningami kosztującymi sporo pieniędzy.
Prawda jest taka, że każdy łowi czym chce. :)
-
Ilość wątków o kijach do takiej a takiej techniki jest u nas olbrzymia. Dlaczego? Bo ludzie szukają tego dla siebie. Dlaczego nie polegają na katalogach firm? :)
Teraz sobie zażartowałeś :P
A co można znaleźć w takim katalogu o kołowrotku? Wagę, przełożenie, ilość łożysk, pojemność szpuli, czasem nawój (nie zawsze) i czy ma w komplecie szpulę zapasową. Średnica szpuli? Brak, a to dość istotna informacja. Rodzaj klipa? Brak (czasem w krasomówczym opisie coś uda się przemycić).
Oczywiście pojemność szpuli jest podana dla jakiejś abstrakcyjnej wartości typu 150/0,43 przy kołowrotku 6000 znamienitej firmy nadającym się do ciężkiego spinningu lub feedera. Kur..a, kogo obchodzi żyłka 0,43 przy takim kołowrotku? Po co te zagadki? Nie można napisać 270 metrów 0,25?
Jest za to opis o niewiarygodnie cichej i gładkiej pracy, potężnej mocy i o tym, że to absolutna nowość i cud techniki. Opis jest z grubsza taki sam dla kołowrotka za 100 zł jaki i dla tego za 1000 zł. Potęga napędu dotyczy i modelu 2000 i tego 6000.
Przy wędkach? Potężna moc w dolniku, pewne dalekie i precyzyjne rzuty ale polecny również do łowienia na krótkim dystansie, sprawdzi się na każdym łowisku, idealny do łowienia płoci. leszczy, amurów i karpi. I to prawie przy każdym kiju od 240/35 do 390/150. Wielkość pierwszej przelotki? Odległość przelotki od kołowrotka, średnica przelotek na szczytówce? Kogo to interesuje, przecież to nieistotne parametry. Ważne, że to węgiel HXV milion pińcet sto dziewincet o krzyżowo-poprzecznym splocie powstający specjalnie na potrzeby tej serii wędek. I od razu wszystko jasne dla każdego Janusza wędkarstwa chcącego kupić feedera za 300 zł.
Do tego te wartości cw. coraz częściej wyssane z palca skoro jedna 150 g zaczyna płakać przy podajniku 60 g a druga zaczyna się budzić dopiero przy 70 g.
Moim zdaniem szkoda to w ogóle czytać i warto tylko spojrzeć na podstawowe technikalia. A co ten kij czy kołowrotek wart, to albo trzeba sprawdzić na sobie albo polegać na pomocnych opiniach kolegów. I stąd ta masa pytań.
-
Pomyśleć, że gość tylko wstawił zdjęcia podpórki za 10 zł i zapytał, czy tak ma być. Brakuje tylko, k...a, Roty i hymnu. Ciekawy temat z niczego, fakt.
-
Pomyśleć, że gość tylko wstawił zdjęcia podpórki za 10 zł i zapytał, czy tak ma być. Brakuje tylko, k...a, Roty i hymnu. Ciekawy temat z niczego, fakt.
Przynajmniej jest ruch w interesie choć nie wiem czy przebije koronawirusa 😀
-
Może przebić.
-
39 stron
Musiałby złożyć reklamacje i dostać odpowiedz odmowna ze wskazaniem na winę kupującego, który to świadomie zepsuł sprzęt wysokiej jakości lub rozpocząć batalie o kradzież patentu, inaczej nie widzę tego
-
Cierpliwości. Lucjan napisał tutaj tyle, ile nigdzie nie napisał, a dopiero się rozgrzewa, więc nikt nie jest w stanie wyrokować przyszłości tego wątku.
-
A tak z czystej ciekawości zapytam Drapieźnik sprzedał cały zapas rzeczowej podróby :P
-
Ilość wątków o kijach do takiej a takiej techniki jest u nas olbrzymia. Dlaczego? Bo ludzie szukają tego dla siebie. Dlaczego nie polegają na katalogach firm? :)
Teraz sobie zażartowałeś :P
A co można znaleźć w takim katalogu o kołowrotku? Wagę, przełożenie, ilość łożysk, pojemność szpuli, czasem nawój (nie zawsze) i czy ma w komplecie szpulę zapasową. Średnica szpuli? Brak, a to dość istotna informacja. Rodzaj klipa? Brak (czasem w krasomówczym opisie coś uda się przemycić).
Oczywiście pojemność szpuli jest podana dla jakiejś abstrakcyjnej wartości typu 150/0,43 przy kołowrotku 6000 znamienitej firmy nadającym się do ciężkiego spinningu lub feedera. Kur..a, kogo obchodzi żyłka 0,43 przy takim kołowrotku? Po co te zagadki? Nie można napisać 270 metrów 0,25?
Nie do końca sobie zażartowałem. W innych krajach wędkarze raczej rozumieją rzeczy związane z kołowrotkami, choć nie wszyscy. Jednak brakuje informacji bardziej konkretnych. Na przykład do czego taki kołowrotek jest najlepszy, jakie gatunki się dobrze na niego łowi, z jakimi kijami łączy. Robią to często wędkarze którzy w artykułach lub filmach na YT pokazują jak i czym łowią. W polskich realiach, gdzie wiedzy jest znacznie mniej, dodawałbym opis szczególnie prosty i radziłbym co 'dalej'. Przecież teraz jest i tak wesoło, bo często same firmy nie informują o nowych produktach wiele. Zerknijcie na stronę Daiwy czy Shimano, wiele kręciołów czy kijów posiada minimalistyczne opisy, trzeba się domyślać co i jak.
Takiej wiedzy właśnie brakuje. Polecam jednak katalogi grupy Preston, tam często jest pokazane wszystko, co i jak. Zwłaszcza Sonubaits jest tu dobry oraz Korum. Kto miał ich katalogi ten wie o czym mowa :)
Oczywiście nie chodzi o to, aby robić z katalogu jakieś opasłe tomisko ale aby dotrzeć do wędkarzy. W takim UK wiele robią właściciele sklepów, którzy są chodzącymi encyklopediami i zawsze praktycznie pomogą z wyborem. U nas wielu sprzedawców nie łowi nawet ryb, więc ma wiedzę tylko jako sprzedawca, czego się tam nauczyli przez lata.
Gdybym pracował w jakimś Kongerze czy Mikado, to właśnie robiłbym wszystko aby wyjaśniać jak najwięcej wędkarzom, tak aby nakierowywać ich na konkretne produkty. Wolałbym aby nie szukali odpowiedzi na pytania na forach wędkarskich, ale znajdywali je w katalogach, broszurach, ulotkach, stronie WWW firmy, filmach na YT.
-
Ktoś to tak bardzo odstaje od reszty nie wytrzyma długo. Ile można się starać kiedy wszyscy inni to olewają? Wydaje mi się że tak działają polskie firmy wędkarskie. Dystrybucja po najmniejszej linii oporu.
Sprzedają później niedoróbki ale tanio bo ludzie tego oczekują.
Inna sprawa gdyby to był Twój własny biznes. Robisz coś co lubisz, starasz się i ludzie jadą do Ciebie bo wiedzą że dostaną produkt który spełni ich oczekiwania. Mam taki sklep wędkarski niedaleko od domu. W ciągu kilku lat powiększył się kilkanaście razy. Właściciel ma ogromną wiedzę, z każdym rozmawia, dorzuci coś gratis albo udzieli rabatu. Chcesz coś czego nie ma to sprowadzi.
-
Ktoś to tak bardzo odstaje od reszty nie wytrzyma długo. Ile można się starać kiedy wszyscy inni to olewają? Wydaje mi się że tak działają polskie firmy wędkarskie. Dystrybucja po najmniejszej linii oporu.
Sprzedają później niedoróbki ale tanio bo ludzie tego oczekują.
Nie tylko polskie firmy tak działają/działały. Łowiąc na Bury Hill miałem okazję rozmawiać z Kennym, osobą co dawniej była słynna w wyczynowym światku, i była przedstawicielem DAM na UK. Opowiadał, jak firma oferowała coraz większe badziewie, i na targach wędkarskich jedyne tyczki, jakie dotykaly topami ziemi, to były ich. Nawet Preston, co oferował garażową jakość, szybko ich przeskoczył. I firma 'paszła w pi..du', bo mało kto chciał kupować ich produkty, zawodzili na całej linii. Teraz coś tam reanimują, ale nie ma mowy o odzyskaniu nawet połowy rynku jaki mieli dawniej.