Spławik i Grunt - Forum
NAD WODĄ => Zawody i imprezy => Wątek zaczęty przez: mjmaciek w 02.01.2017, 11:09
-
Panowie wiem że mogę zasiać ziarno goryczy z mojej strony - ale jestem ciekaw jak wy to widzicie....
Czy w Polsce nastała nowa moda ( po spuściźnie PZW - powstaje na naszych oczach wykwit wszelakich zawodów federowych...) Broń boże nie mam nic przeciwko - jako subiektywny obserwator ciekawi mnie to zjawisko...
Tak na szybko w ostatnich tygodniach federowy zawrót głowy się nakręca...
Matrix , Feder Baits , Milo , Poland Fishing , Gazdowa , i jeszcze pewno kilka edycji ...
Pewnie startujący będą rozchwytywani bo kalendarz nie z gumy a zawodów kupa....
Przy okazji każdy będzie chciał ukręcić coś dla siebie....
Organizatorzy - startowe - reklamodawcy ... marketing... zawodnicy promowanie siebie .... - powstaną filmy , artykuły...
Jakie jest wasze zdanie - czy Polska już ma europejski poziom , czy nasi zawodnicy osiągną europejski poziom...
Wiem zaraz pojedziecie że co to za sztuka siedzieć w nad wanna i klepać karpiki do 2 kg w ilościach zawrotu głowy nie którzy to lubią np. JA!!!!
-
Uważam, że to dobrze. Interes się kręci, coraz więcej kasy i coraz większe zainteresowanie. A co za tym idzie - odchodzenie od postrzegania wędkarzy jako dziadów z teleskopami tkwiących smętnie nad beznadziejnymi jak dupa wodami PZW...
-
Zorganizowanie zawodów, szczególnie przez ekipy "firmowe" to same plusy dla organizatorów.
Średnio 120 zł za jedną klasyfikację.
20 na łowisko. 30 lub mniej na catering - zostaje 50-70 dych na nagrody... tak więc niewielkim kosztem można sobie zrobić reklamę i promować markę.
Dla zawodników też jest frajda.
Za finał z reguły płaci się więcej, więc na nagrodę główną także kasa się znajdzie. Oczywiście nie obejdzie się bez kosztów, ale takie zawody robią więcej w marketingu niż reklama w prasie, koszty nieporównywalnie niższe.
Wysyp takich zawodów świadczy też o zapotrzebowaniu. Czyli i sprzęt się sprzeda. :)
PZW daje ciała po na całej linii. A skoro jest nisza trzeba to wykorzystać.
Marcin
-
(...) postrzegania wędkarzy jako dziadów z teleskopami tkwiących smętnie nad beznadziejnymi jak dupa wodami PZW...
To jest kwintesencja tego co się dzieje. Nie można tego inaczej ująć. Brawo! :) Polecam wybrać się np. na zimowisko barek we Wrocławiu (Odra).
-
Zorganizowanie zawodów, szczególnie przez ekipy "firmowe" to same plusy dla organizatorów.
Średnio 120zł za jedną klasyfikację.
20 na łowisko. 30 lub mnieh na catering - zostaje 50-70 dych na nagrody... tak więc niewielkim kosztem można sobie zrobić reklamę i promować markę.
Dla zawodników też jest frajda.
Za finał z reguły płaci się więcej, więc na nagrodę główną także kasa się znajdzie. Oczywiście nie obejdzie się bez kosztów, ale takie zawody robią więcej w marketingu niż reklama w prasie, koszty nieporównywalnie niższe.
Wysyp takich zawodów świadczy też o zapotrzebowaniu. Czyli i sprzęt się sprzeda. :)
PZW daje ciała po na całej linii. A skoro jest nisza trzeba to wykorzystać.
Marcin
Dokładnie, to pole do popisu dla rodzimych firm, które dopiero startują, a ich produkty są równie dobre jak zagraniczne. Nie przepadam jakoś szczególnie za zawodami, ale to fakt bezsporny, że ludzie przy okazji takich imprez mogą zapoznać się z towarem organoleptycznie. Ja chciałbym kupować zanęty polskich firm, zostawiać kasę u polskich producentów. Oczywiście nie lubię być ruchany i chciałbym kupić te produkty relatywnie taniej.
Druga sprawa, to co pisze Michał :thumbup:
-
Takie zawody to w zasadzie reklama organizatora.
Dodajmy, że praktycznie bezkosztowa bo zawodnicy w zasadzie sami finansują wszystko.
Organizacja to doskonałe posunięcie strategiczne i aż dziw bierze, że tak późno i tak mało.
Z drugiej strony to trochę jednak przykre, że organizatorzy ograniczają się do pewnej części kraju w nosie mając resztę.
Dla zawodników to raj bo mogą sięgać po coraz to nowe tytuły, spotykać się i dobrze bawić w zorganizowany sposób. Oczywiscie pod warunkiem, że zdają sobie sprawę że sami sobie to opłacają.
Jednak z czasem obawiam się, że powstanie niewielkie i hermetyczne środowisko w ktore ciężko będzie wejść. Już teraz zdarza się, że połowa listy chetnych jest zajęta już w momencie ogłoszenia zawodów.
Generalnie poki co dobrze, że zawody sa i organizowane są nowe.
Zapomniałbym, że takie zawody to dodatkowo szkoła dobrego zachowania nad wodą.
Haczyki bezzadziorowe, maty i czesto szacunek do ryb.
To jest fajne.
-
Panowie wiem że mogę zasiać ziarno goryczy z mojej strony - ale jestem ciekaw jak wy to widzicie....
Czy w Polsce nastała nowa moda ( po spuściźnie PZW - powstaje na naszych oczach wykwit wszelakich zawodów federowych...) Broń boże nie mam nic przeciwko - jako subiektywny obserwator ciekawi mnie to zjawisko...
Tak na szybko w ostatnich tygodniach federowy zawrót głowy się nakręca...
Matrix , Feder Baits , Milo , Poland Fishing , Gazdowa , i jeszcze pewno kilka edycji ...
Pewnie startujący będą rozchwytywani bo kalendarz nie z gumy a zawodów kupa....
Przy okazji każdy będzie chciał ukręcić coś dla siebie....
Organizatorzy - startowe - reklamodawcy ... marketing... zawodnicy promowanie siebie .... - powstaną filmy , artykuły...
Jakie jest wasze zdanie - czy Polska już ma europejski poziom , czy nasi zawodnicy osiągną europejski poziom...
Wiem zaraz pojedziecie że co to za sztuka siedzieć w nad wanna i klepać karpiki do 2 kg w ilościach zawrotu głowy nie którzy to lubią np. JA!!!!
Drogi Maćku przeciwników i zwolenników zawodów zwłaszcza komercyjnych jest chyba po równo, dają wiele radości ale potrafią też wpędzić w kompleksy. Jak wspomniał Mario kamienne kręgi powoli się tworzą to można odczuć przy zapisach, najbardziej brak jest zawodów dla normalnego Kowalskiego gdzie na niedrogich zawodach mogą poczuć odrobinę adrenaliny, ja byłem na niewielu zawodach wybitnych organizatorów, ale polecę je każdemu choćby po to, żeby zobaczyć co w trawie piszczy i czego musimy się nauczyć.
Brałem w zawodach dwóch sklepów w tym sezonie, małe wpisowe fajna atmosfera do 15 osób, polecam wszystkim. Dużo dały w moim wędkarstwie, takie zawody organizowane przez lokalne firmy czy grupy zapaleńców są jak najbardziej wskazane.
Przy takich imprezach mamy duży kontakt z właścicielami łowisk i możemy podpowiadać co i jak, jakie mamy oczekiwania jako wędkarze bo wielu właścicieli chce ale nie wiedzą jak podołać oczekiwaniom wędkarzy. Wysyp firmowych zawodów świadczy o tym, że tego chcemy, bo gdyby było inaczej, to nikt tego by nie robił, mam nadziej, że nasz związek za tymi zmianami zdąży, jak na razie w naszym okręgu prawdopodobnie idzie wszystko w dobrym kierunku.
-
Swoja drogą ciekawy temat :thumbup: :bravo:
-
Są chętni jest impreza ;) ,pewnie będzie jeszcze więcej.
-
Osobiście odnoszę się do zawodów jako do formy rozrywki ale rozrywki, która uczy obycia w środowisku wędkarskim. Łowienie samemu jest fajne dla uspokojenia wewnętrznego i odpoczynku po pracy ale z czasem robi się to nudne. Zawody dają pewną dozę adrenaliny ale tylko nasz budżet jaki możemy poświęcić na naszą zabawę określa nasze zaangażowanie w ten sport. Jeśli chcemy dużo się nauczyć i zdobyć jak największe doświadczenie trzeba mierzyć wysoko i próbować sił z najlepszymi ale niestety wiąże się to ze sporymi kosztami. Wyjazdy, noclegi, wpisowe i zakupy na każde z eliminacji wiąże się ze sporymi wydatkami.
Aktualnie na arenie wędkarskiej pojawia się sporo zawodów i każdy może wybrać coś dla siebie.
Są zawody czapkowe za przysłowiowe małe pieniążki i zawody organizowane przez sklepy wędkarskie i hurtownie.
Sądzę, że z czasem będzie coraz więcej imprez wędkarskich w których będziemy mogli się wykazywać.
-
Jak mawia wieszcz to tylko zabawa
mamy wybór, kiedyś tego nie było i cieszmy się tym
-
W związku z tym że ta forma wędkowania (zawody) jest mi bliska ,wydaje mi się ,że należy tylko cieszyć się ,że przybywa różnego rodzaju zawodów (czyt.coraz więcej firm i osób się za to bierze).
Nasuwa się skromny apel ,aby uszanować intencje organizatora i po prostu dopasować się do regulaminu tzn. gdzieś np. wszystkie ryby są zaliczane ,gdzieś pewne gatunki są wyłączone .Łowimy na dwie lub jedną wędkę itp.
Wybór jaki teraz mamy nie wymusza startu w konkretnych zawodach i nie należy naciskać na organizatorów aby kopiowali innych.
Co do sedna tematu,z obserwacji "zabawa nie zabawa" zawodnicy którzy traktują to bardziej na serio przeważnie są w "czubie".Treningi ,notatki ,analizy + pełna gama przynęt ,zawsze górą od wersji "piwko przy boku"
.
-
Ta ostatnia wersja coraz mniej spotykana
-
Zdarza się "najlepszym",.....chwileczka zapomnienia...
-
To się nazywa Integracja :P
-
:thumbup:
OK ,ale umówmy się że integracja nie leży w parze z wynikami....
-
Marek kiedy Mała Czapa?
Marcin
-
Niestety wyznaję zasadę że wędkownie ma być przyjemne ,jak tylko aura pozwoli +++++ to będzie .Miło mi słyszeć takie zapytania i na pewno będzie kontynuacja.Nadal z charakterem zawodów "niskonakładowych" (czyt .do 50zł wpisowe) myślę że uzupełni to całą gamę zawodów komercyjnych.
-
Czyli pewnie maj. Super
Marcin
-
Pożyjemy, zobaczymy....
-
Ja przyznam szczerze, że mam szacunek dla ludzi startujących w zawodach w Polsce. Tworzy się grupa naprawdę świetnych wyczynowców. O ile Angole łowią wszechstronnie, w Polsce pojawia się pewna specjalizacja, feeder. Super! Myślę, że już teraz na zawodach na takim Grębowie, nasi byliby zdecydowanie górą.
Powoli mamy już dobre przynęty, zanęty, a i sprzęt się poprawia. Jest dobrze! Według mnie powstaje 'ciśnienie', ludzie chcą wiedzieć więcej, łowić więcej, chcą się rozwijać. To dobrze wróży dla polskiego wędkarstwa, które dotychczas charakteryzował marazm - teleskopy, rurki antysplątaniowe, i powszechne beretowanie wszystkiego co weszło na hak.
Zauważam jednak też jeden minus. Swojego rodzaju eliciarstwo. Mam nadzieję, że wyczyn feederowy nie będzie zmierzał tam gdzie spławikowy. Fajnie jakby ludzie byli otwarci i dzielili się wiedzą...
-
Już tam zmierza,niestety...
-
Już tam zmierza,niestety...
W magazynie SiG będzie wywiad z Pawłem - Dżamukką, i parę rzeczy zostanie powiedzianych, ponadto będzie to nie tylko jeden artykuł, liczę na cykl... :) Będa feederowe artkuły cały czas :)
Jestem pewien, że ludzie zaczną się uczyć, już poziom na forum wyraźnie na to wskazuje. Dla mnie istotne jest, że ludzie chcący spróbować wyczynu muszą zrozumieć co się z tym wiąże. Trzeba sporych wyrzeczeń i przede wszystkim jednego - praktyki. Taktyki, ogarnięcie tematu 'głową', sprzęt za dużą kasę - to wszystko zbyt mało. Aby mieć wyniki regularne trzeba regularnie łowić, i to na zawodach, nie samemu. Inaczej jest jak ryba się odsuwa gdy brzeg jest cały zastawiony i wszyscy na jedną komendę zaczynają nęcić.
-
Fajnie jakby ludzie byli otwarci i dzielili się wiedzą...
W przypadku zawodów jest to mało realne. Przecież Nowak, który przed zawodami był na trzech treningach, przejechał 1000 km itd. nie powie/nie pokaże Kowalskiemu, który przyjechał rano na zawody z marszu na co łowi i czym nęci.
Przy wędkowaniu rekreacyjnym i w wąskim gronie to pewnie działa ale nie w przypadku zawodów, gdzie jest wpisowe i nagrody. Panowie - bądźmy realistami :)
-
Fajnie jakby ludzie byli otwarci i dzielili się wiedzą...
W przypadku zawodów jest to mało realne. Przecież Nowak, który przed zawodami był na trzech treningach, przejechał 1000 km itd. nie powie/nie pokaże Kowalskiemu, który przyjechał rano na zawody z marszu na co łowi i czym nęci.
Przy wędkowaniu rekreacyjnym i w wąskim gronie to pewnie działa ale nie w przypadku zawodów, gdzie jest wpisowe i nagrody. Panowie - bądźmy realistami :)
Ciekawa sprawa wydarza się w UK. Wędkarze są sponsorowani przez firmy wędkarskie, często piszą do periodyków wędkarskich. Dlatego nie ma wiedzy tajemnej. Artykułów o wyczynie feederowym jest ze 100 w 4 pismach wędkarskich w ciągu roku, do tego dochodzą filmy.
Ci co dobrze łowią i tak będą dalej dobrze łowić :) Ważna zaś sprawa to taka, ze jeżeli przybędzie startujących, to zawody będą miały szerszą oprawę, a co za tym idzie i nagrody. To dlatego w UK jest Fishomania czy Maver This, gdzie za wygraną dostaje się 50 tysięcy funtów. Tak może być i w Polsce. Szereg eliminacji, finał... Jestem pewien, że podobnie będzie i w Polsce - muszą być jednak ludzie w sporcie. Jak firmy zwietrzą spore możliwości tutaj, wejdą w to.
Najlepsi zaś wyczynowcy w feederze, często będą dzielić się wiedzą, gdyż tego będzie chciał sponsor, lub też samemu się reklamować będą w ten sposób. Taką mam nadzieję. Że nie będzie chały, że ten i ten poleca te przynęty - i podaje się wywalczone tytuły. Taki Steve Ringer uzyskał rozgłos nie tylko dzięki wynikom, jest rozreklamowany dzięki swoim artykułom czy filmom. Dlatego też jest o wiele bardziej rozpoznawalny od swojego brata. Mnie śmieszą medale i tytuły jakie podają producenci zanęt na opakowaniach swoich firm. Fakt, że zanęta kosztuje 8 PLN nie ma żadnego związku ze skutecznością i byciem takim wicemistrzem Europy przez jej założyciela. Pusta obietnica wg mnie, ściema po polsku. A od mistrzów spławikowców w ogóle bym nie kupował zanęt feederowych :) Lepiej ufać temu jak działają zanęty, a nie jakie medale zdobył założyciel :D
Wyczyn spławikowy w Polsce to inna bajka - z racji, że przynależy on do PZW niejako, nie ma tam mechanizmów, które by sprawiały, że dzielenie się wiedzą opłaca. W takiej rywalizacji normalnym jest, że na poziomie klubów czy okręgów 'trenuje się' skrywając swój warsztat. Podobnie jest w klubach piłkarskich, gdzie trener czy raczej menadżer ma wizję, plan szkoleniowy, taktyki - i jest to tajemnica. Odmienił wiele Górek - nie dlatego, że jest taki chętny do dzielenia się wiedzą, ale z racji swojego biznesu. Głośno też narzeka na PZW i system zawodów zauważcie...
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
Taki na przykład Kolendowicz to faktycznie jest szczęściarzem. Niech go licho, to nie do wiary. Ten gość to trzykrotny (z rzędu) indywidualny spinningowy mistrz Polski. Zapewne w totka wali szóstkę dwa razy do roku.
Twoja wypowiedź to taki żarcik na dobre rozpoczęcie dnia, tak? ;)
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
Szczęście to można mieć tylko przy losowaniu i tyle. Reszta to ciężka praca, podpatrywanie, wyciąganie wniosków itd
Luk - masz rację. W UK zawodnik sponsorowany np.; przez firmę PRESTON będzie ją wychwalał, zachwalał i używał jej i tylko jej wyrobów.
W Polsce zawodnik sponsorowany np.; przez firmę TRAPER będzie ją wychwalał i zachwalał ale już niekoniecznie tylko jej wyrobów używał 8)
Nie ma co porównywać - to dwa oddzielne światy i oby jak najszybciej ta różnica ginęła dla dobra naszego. Teraz już jest i tak łatwiej w dobie internetu a i niektórzy ludzie też coraz bardziej się otwierają. Gdy zaczynałem swoją przygodę z zawodami to jedyną rzeczą, jaką można było dostać od "tuzów" była wiązanka, gdy za blisko wiader się podeszło ;D
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
W pojedynczych zawodach szczęście ma znaczenie. Ale są sektory - i tutaj już umiejętności wiele pokażą. A że szczęście to przypadek, to w serii zawodów trudno o dobrą lokatę bez umiejętności :)
Bazyl, zobacz takiego Janusza Lange. To się nazywa mieć umiejętności! Faktor szczęścia odgrywa u niego małą rolę...
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
Taki na przykład Kolendowicz to faktycznie jest szczęściarzem. Niech go licho, to nie do wiary. Ten gość to trzykrotny (z rzędu) indywidualny spinningowy mistrz Polski. Zapewne w totka wali szóstkę dwa razy do roku.
Twoja wypowiedź to taki żarcik na dobre rozpoczęcie dnia, tak? ;)
Porównanie spiningu do feedera ?
-
Już tam zmierza,niestety...
Oj tam Roman nie przesadzaj, ja tam żadnych tajemnic nie mam a i do elity mi też daleko.
P.Andrzej.
-
Czyli są już zawodnicy lepsi od Ringersa, czy po prostu Steve nie ma już szczęścia? >:O
Reprezentacja feederowa UK też ostatnio dostaje baty,zatem są gorsi, czy nie mają szczęścia?
-
Nie przesadzam Andrzeju,wiesz że trochę w 2016r na zawody jezdziłem i niejedno widziałem.Przesypywanie paszy do innych worów,czy kulek do innych pojemników.Muszę jednak przyznać ze poznałem kilku normalnych chłopaków z dużym doświadczeniem od których dużo się nauczyłem i bardzo mi pomogli w początkach mojego feedera.
-
Bazyl, jasne, że są zawodnicy lepsi od Ringersów. Zależy kiedy. Tak jak najlepszym piłkarzem cały czas nie jest ani Ronaldo, ani Messi ani Lewandowski. W zeszłym bodajże roku, z tego co pamiętam, Rob Wotton i Adam Wakelin dawali sobie świetnie radę, w Irlandii pokonali braci n a jednym z długich festiwali. Na zawodach lokalnych tez Steve nie wygrywa cały czas, ba, często jest poza czołówką. Ale tu nie chodzi też o czynnik szczęścia - poziom rywali jest bardzo wysoki również. Jest też czynnik, jakim jest znajomość łowiska. To bym porównał do startowania skoczków narciarskich na własnej skoczni. Mają oni ciut większe szanse na lepszy wynik.
Wędkarzem roku w AM został jakby nie było Alan Scotthorne... :)
-
Ale co wiedzą jego rywale, czego on nie wie?
Co zmieniło się w ciągu tych 2-3 lat?
Piłka nożna to gra zespołowa a najlepszych zawodników wybierają ludzie z zewnątrz, zatem nie ma co porównywać tego do stacjonarnego łowienia.
-
Ale co wiedzą jego rywale, czego on nie wie?
Faktycznie. Na pewnym poziomie można mówić o umiejętnościach wręcz identycznych. Jeżeli są zawody na takim Boddington lub Ferry Meadows, na 80 startujących może z 20-30 ma podobny zasób wiedzy i umiejętności jak Steve. Ale wtedy nie powinien on kończyć w pierwszej 10tce co drugi start, a jednak kończy, często na pudle. Szczęście? Nie sądzę. Tam zresztą jest leszcz, którego cechuje przemieszczenie się, inaczej jest z karpiem lub F1, które bardziej upodobają sobie jakieś konkretne miejsce.
Inna sprawa, że tacy wędkarze jak Steve Ringer, żyjący poniekąd ze startów w zawodach, nie wybierają się na łowiska których nie znają (może sporadycznie) . Wybierają te które im bardziej odpowiadają i gdzie mają większe szanse 'zarobić'.
Co zmieniło się w ciągu tych 2-3 lat?
O jakich 'tych' latach piszesz? Nie za bardzo rozumiem...
Zmieniło się wiele. Każdy raczej wędkarz wyczynowy ewoluuje, jest to stała mniej więcej wartość. Pojawiają się nowe wynalazki, nowe przynęty, pod nie zmienia się sposób łowienia czasami, ryby się też do czegoś przyzwyczajają. W świecie wyczynowców czasami mała pierdółka zmienia bardzo wiele. Może w UK jest to też powodowane faktem, że wiele firm jest ukierunkowanych na wynalazki, szukanie jeszcze skuteczniejszych rozwiązań właśnie po to aby wygrywać zawody? Nie tylko Steve Ringer, prezentujący Guru/Daiwę i swoją firmę jest 'najlepszy'. Jest masa innych firm i innych zawodników. Czy dałby on radę takiemu Andy'emu May'owi na Cudmore (Andy wygrał Fishomanię w 2016 roku)? Osobiście wątpię, zwłaszcza, że Andy świetnie zna Cudmore :)
Już przez dwa lata tego forum widzimy jak wiele wynalazków pojawiło się w takim feederze. O ile w futbolu liczą się umiejętności i kondycja przede wszystkim, tutaj dochodzi jeszcze taktyka, nowości... Trochę inaczej jest na festiwalach w Irlandii zapewne, gdyż brak karpia i reguły bardziej kontynentalne dają mniejsze pole do popisu firmom (uważam, że połowa wynalazków jest tworzona z myślą o komercyjnym łowieniu).
-
Wg mnie wielu ze szpicy która startuje w zawodach nieustannie nie traktuje swoich startów jako zabawę.To jest po prostu jakis tam pomysł na życie.Tak to juz jest , że dorobienie sie znanego nazwiska w startach procentuje w biznesie, które to osoby często równocześnie rozkrecają.To nie jest tanie.Kiedyś stałem przed taką alternatywą i musiałem wybrać, czy dalej w to wchodzić czy się zatrzymać(tyczka). I choć dalej lubie startować w zawodach to poza powiedzmy wojewódzkie podwórko raczej nie bede sie wychylał ;D
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście.
A mógłbyś tak konkretnie napisać co to jest to "szczęście" o którym piszesz? Bo chyba tylko Ty wiesz, jak to rozumieć
-
Raczej duża wiedzą i konsekwencja trzymania się planu. Niejednokrotnie bywa, że ktoś łowi, a sąsiedzi nie. Lub łowi znacznie więcej. To wiedza na co łowić, czym i w jaki sposób.
Raz miałem okazję łowić, gdy sąsiedzi gapili się na szczytówkę. Założyłem sobie pewien plan i trzymałem się go.
Inna sprawa, że razy więcej ja gapiłem się na szczytówkę i kombinowałem co robię nie tak. W większości przypadków na nadrobienie strat było już za późno.
Tylko specyficzne warunki potrafią sprawić, że np cały sektor nie łowi.. Ale. To już skrajności
Marcin
-
Dobrym przykładam jest też Jon Whincup. W 2016 wygrał Mavera a potem Parkdean Masters, a są to zawody najwyższej rangi, o najwyższą "winner takes it all" stawkę.
Podczas losowania, na White Acres, gdzie rozgrywane są słynne Pakdean Masters, trafiło mu się stanowisko z którego nikt nie wygrał i nikt nie miał liczących się wyników.
A On, tak jak napisałem, rozwalił system i to z poważną przewagą. Obok niego siedział Lee Kerry - który miał założone ręce, w końcu zaczął się już sam z tej sytuacji śmiać - był pierwszy, który podszedł do Jona z gratulacjami.
Więc oczywiście losowanie pomaga w ewentualnym zwycięstwie, zazwyczaj bardzo. Ale jeśli zawodnikowi jest brak wiedzy, lub nie przygotuję się odpowiednio przed łowieniem i nie rozpozna stanowiska, to może i złotą paszę sypać.
-
Dobrym przykładam jest też Jon Whincup. W 2016 wygrał Mavera a potem Parkdean Masters, a są to zawody najwyższej rangi, o najwyższą "winner takes it all" stawkę.
Podczas losowania, na Parkdean Resort trafiło mu się stanowisko z którego nikt nie wygrał i nikt nie miał liczących się wyników.
A On, tak jak napisałem, rozwalił system i to z poważną przewagą. Obok niego siedział Lee Kerry - który miał założone ręce, w końcu zaczął się już sam z tej sytuacji śmiać - był pierwszy, który podszedł do Jona z gratulacjami.
Więc oczywiście losowanie pomaga w ewentualnym zwycięstwie, zazwyczaj bardzo. Ale jeśli zawodnikowi jest brak wiedzy, lub nie przygotuję się odpowiednio przed łowieniem i nie rozpozna stanowiska, to może i złotą paszę sypać.
Czy wiesz może, jak Jon to zrobił? Albo masz jakiś artykuł?
-
Wiem, że złotej paszy nie sypał, żadnych "cudownych" produktów z torby z 624 pudełkami przynęt też nie używał - wręcz przeciwnie.
Używał za to mózgu, zebranego doświadczenia przez "obłowienie", oraz wyciągnął w pewnym momencie, ze specjalnego pojemnika, coś co wyglądało na "wiarę w siebie", ale mogę się mylić....
Aaaa no i spojrzał raz na kibicującą mu żonę (swoją).
I już :P Tylko to ;)
Na razie nie znalazłem żadnych artykułów.
-
... a u mnie w mieście jest Gość co ma Coś. Inaczej Pan który ma Plan. Świadczyły o tym Jego wyniki.
Zawodowiec - spławikowiec. Łowiłem kilka razy z wędkarzem co bym z Nim kilka lat razem w kadrze zawodniczej.
Miałem nadzieje, że uszczknę odrobinkę wiedzy ... ;) (przy okazji).
Dowiedziałem się, że nawet w Jego ekipie nie wiedzieli co On dodał. Nikomu nie powiedział.
Jak rozrabiał zanętę to bym sam i tyle.
Chyba jednak jest odrobina prawdy w micie o "cosiu".
-
Chyba jednak jest odrobina prawdy w micie o "cosiu".
Masz rację, ale ten mit istnieję, abyś myślami wodził po "złotych środkach", zamiast się wziąć do roboty.
Ci z góry tabeli o tym wiedzą ;D Oni już rozkminiają łowisko, a ty próbujesz oko zapuścić do ich wiadra.
-
Chyba jednak jest odrobina prawdy w micie o "cosiu".
Masz rację, ale ten mit istnieję, abyś myślami wodził po "złotych środkach", zamiast się wziąć do roboty.
Ci z góry tabeli o tym wiedzą ;D
i to dla mnie jest przepis na sukces.
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
-
Dobrym przykładam jest też Jon Whincup. W 2016 wygrał Mavera a potem Parkdean Masters, a są to zawody najwyższej rangi, o najwyższą "winner takes it all" stawkę.
Podczas losowania, na Parkdean Resort trafiło mu się stanowisko z którego nikt nie wygrał i nikt nie miał liczących się wyników.
A On, tak jak napisałem, rozwalił system i to z poważną przewagą. Obok niego siedział Lee Kerry - który miał założone ręce, w końcu zaczął się już sam z tej sytuacji śmiać - był pierwszy, który podszedł do Jona z gratulacjami.
Więc oczywiście losowanie pomaga w ewentualnym zwycięstwie, zazwyczaj bardzo. Ale jeśli zawodnikowi jest brak wiedzy, lub nie przygotuję się odpowiednio przed łowieniem i nie rozpozna stanowiska, to może i złotą paszę sypać.
Czy wiesz może, jak Jon to zrobił? Albo masz jakiś artykuł?
Michał jeżeli chodzi o relację z Maver Mega Match This Final 2016, to relację masz tutaj:
Nic więcej nie znalazłem :(
-
a ty próbujesz oko zapuścić do ich wiadra.
- fajny tekst ;) , dobrze, że nie muszę już tak robić - ale trzeba było na to wiele lat i Prawdziwych Przyjaciół :thumbup: :thumbup:
-
Maćku, dzięki. :thumbup:
Marcin, ja nie z tych co wierzą w cuda ściągające ryby z najdalszych zakątków łowiska. Pytałem czy wiesz, co zrobił inaczej. Bo inaczej coś zrobił, skoro on łowił a inni obok nie ;)
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
Taki na przykład Kolendowicz to faktycznie jest szczęściarzem. Niech go licho, to nie do wiary. Ten gość to trzykrotny (z rzędu) indywidualny spinningowy mistrz Polski. Zapewne w totka wali szóstkę dwa razy do roku.
Twoja wypowiedź to taki żarcik na dobre rozpoczęcie dnia, tak? ;)
Porównanie spiningu do feedera?
Jeżeli w każdej dyscyplinie wędkarstwa jest ścisła czołówka, są ludzie, którzy systematyczne stają na podium, to w takim razie obowiązują te same zasady. Mój przykład jest idealnym dowodem na poparcie tezy, że szczęście to nie wszystko, bo przecież nie można mieć szczęścia trzy lata pod rząd.
Wyłanianie najlepszych polega zawsze na tym samym, więc co to za różnica, o jaką metodę wędkowania chodzi?
Zawsze są dobrzy i lepsi. A od czego zależy różnica, na czym polega, o tym właśnie dyskutujemy. Jedno jest pewne, nie zależy od szczęścia. Szczęście to może dać sukces w jednych zawodach, może w dwóch, ale nie w klasyfikacji ogólnej cyklu zawodów.
Jeżeli uważasz, że jedna dyscyplina wędkarstwa wyłania relatywnie najlepszych, a inna nie, bo jej specyfika na to nie pozwala, proszę o argumenty.
-
Moim zdaniem 70% to szczęście.
-
Moim zdaniem 70% to szczęście.
Wypowiedziałeś się, jakbyś poprzednich wypowiedzi nie czytał...
W pojedynczych zawodach to i 90% może zależeć od szczęścia. Zwłaszcza gdy łowisko nierówne kompletnie. Jak w danej części nie pływają ryby, bo tam nie ma tlenu czy coś innego, to choćbyś się sfajdał, to ci tam nie podejdą. Ale... patrz wyżej.
-
Bardzo sie ciekawie temat rozwinął....
Z moich obserwacji oraz wiedzy od kolegów którzy na zawodach zęby zjedli .... jest ich to sposobem na życie -dziedzina spławik
Panowie nikt nikomu nic nie mówi ....
Tajemna wiedza jest ukrywana -po to by zrobic wynik.....
A wynik to kwestia czasu nazwisko .... a nazwisko to biznes ot koło sie zamyka....
To kto co ma w głowie to nie żaden cyborg.... bog wie co tylko - ciezka orka na treningach ....
Kupa kasy zainwestowana na początku -profity przychodza po latach....
O tym czy ktos jest dobry lub zly ..... czy magikiem decyduje tak jak mowie orka ....
Na filmach co widzimy ... lub w artykulach co czytamy to ma nas ukierunkowac co mamy kupic aby sobie rybke zlowic....
Marketing czyni cuda....
Co do wielu przywolanych przykladow z wyspy osobiscie uwazam ze za pare lat europejczycy z kontynentu dadza rade....
Angole to wymysliki promuja ... lobbuja....
Za jakis czas beda lepsi...
-
Panowie, czy taki polski Bogdan Barton, który całe swoje życie spędził na obserwacji leszczy miałby szanse wygrać z braćmi Ringers?
-
Szczęście to ważne zjawisko, bo bywa i czasami pomaga. Ale jeżeli ktoś nie potrafi z tego skorzystać, to wygra konsekwentny i pracowity (w sumie to samo, chyba że ktoś konsekwentnie unika roboty, co też jest jakąś pracą).
Zawodów nie wygrywa się szczęściem w losowaniu, sprzętem, super zanętą. Zawody wygrywa się obłowieniem, znajomością wody i zachowań ryb w danym zbiorniku na zawodach (a nie wtedy, gdy łowi się samemu), umiejętnością dostosowania się do warunków na łowisku, przy czym nie piszę tu o stromych skarpach, ale np. o nagłej zmianie kierunku wiatru, wzroście poziomu rzeki, wejście drapieżnika, bądź uklei w łowisko itp... Zanęta pomaga i to bardzo, jest prawie równorzędnym czynnikiem (bo można ściągnąć koledze rybę ze stanowiska obok albo i dalej), ale trzeba umieć jej używać i dostosować taktykę nęcenia do warunków. Sprzęt z kolei ma pomagać, nie przeszkadzać, ale bez przesady - lepszy jest stary obłowiony spławik, niż nigdy nie testowana nowość. Do tego dochodzi technika, umiejętność czy to prowadzenia zestawu, czy też celnego zarzucania... A gdzie wiedza o tym, jak prawidłowo montować zestawy w zależności od warunków?
Większość tych kwestii rozwiązuje się sama, gdy człowiek jest obłowiony pod kątem zawodów. A to kosztuje, więcej niż cud zanęta :)
-
Panowie, czy taki polski Bogdan Barton, który całe swoje życie spędził na obserwacji leszczy miałby szanse wygrać z braćmi Ringers?
Ciekawe pytanie. U siebie na wodzie na pewno by wygrał. Na brytyjskich komercjach? Bez szans. Na neutralnym zbiorniku, gdzie żaden wcześniej nie łowił? Wydaje mi się, że Ringersi są bardziej wszechstronni.
-
Ciekawe pytanie. U siebie na wodzie na pewno by wygrał. Na brytyjskich komercjach? Bez szans. Na neutralnym zbiorniku, gdzie żaden wcześniej nie łowił? Wydaje mi się, że Ringersi są bardziej wszechstronni.
Pytanie, jak miałyby wyglądać takie zawody. Jeżeli w ten sposób, że każdy ma łódkę i płynie, gdzie chce, stawiam na Bodzia. Jeżeli w grę wchodzi tylko określona część akwenu i jest czas na poznanie wody - stawiam na braciaków.
-
Panowie, czy taki polski Bogdan Barton, który całe swoje życie spędził na obserwacji leszczy miałby szanse wygrać z braćmi Ringers?
Byłby bez szans, najmniejszych. On nie łowi z brzegu i ma sprzęt przedpotopowy wręcz. Bogdan Barton ma wiedzę o leszczach, ale tych ze swojego łowiska. Na zawodach niewiele by mu dały smrodki czy makarony, zwłaszcza, że nie dałby rady dorzucić nawet na połowę tej odległości co któryś z braci Ringers :D
-
No np.u Bodzia na przystani.
Wszyscy łowią z brzegu.
Bracia Ringers rozkładają swoje kosze Daiwy i machają najdroższymi Tournamentami a na hakach zbalansowane kulki ich własnej produkcji.
Bodzio klasycznie - krzesło drewniane, dwa teleskopy pod ręką i smrodek z różanym makaronem w wiadrze.
-
Moim zdaniem 70% to szczęście.
Wypowiedziałeś się, jakbyś poprzednich wypowiedzi nie czytał...
W pojedynczych zawodach to i 90% może zależeć od szczęścia. Zwłaszcza gdy łowisko nierówne kompletnie. Jak w danej części nie pływają ryby, bo tam nie ma tlenu czy coś innego, to choćbyś się sfajdał, to ci tam nie podejdą. Ale... patrz wyżej.
Czytałem i zdania nie zmienię kolego
-
Wiesz, co... Gdybyś się spytał, czy na takim łowisku wygra Piotrek Lorenc czy Stefek Ringers, to stawiam na naszego Lorpia. Ale Bodziowi nie dawałbym najmniejszych szans.
-
Ja uważam, że Bodzio miałby również szanse na zwycięstwo. U mnie np. ryby nie znają czegoś takiego jak kulka, dumbels i pellet. A robaki wszędzie są takie same.
Bodzio co prawda już w podeszłym wieku ale nie bagatelizowałbym jego możliwości rzutowych.
Lucjanie a czy Ty czułbyś się na siłach żeby z nimi konkurować w zawodach? Znasz w końcu wędkarstwo angielskie i polskie.
-
Czytałem i zdania nie zmienię kolego

Absolutnie nie zamierzam polemizować z Twoim zdaniem, ale powiedz, czy często łowisz na zawodach, czy raczej Twoja ocena jest wynikiem doświadczeń w takim niezawodniczym łowieniu? Osobiście uważam, że są to dwa różne światy, stąd pytanie.
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście. Pozostała część to losowanie stanowiska i taktyka.
Tak więc mając szczęście można wygrać zawody.
Taki na przykład Kolendowicz to faktycznie jest szczęściarzem. Niech go licho, to nie do wiary. Ten gość to trzykrotny (z rzędu) indywidualny spinningowy mistrz Polski. Zapewne w totka wali szóstkę dwa razy do roku.
Twoja wypowiedź to taki żarcik na dobre rozpoczęcie dnia, tak? ;)
Porównanie spiningu do feedera?
Jeżeli w każdej dyscyplinie wędkarstwa jest ścisła czołówka, są ludzie, którzy systematyczne stają na podium, to w takim razie obowiązują te same zasady. Mój przykład jest idealnym dowodem na poparcie tezy, że szczęście to nie wszystko, bo przecież nie można mieć szczęścia trzy lata pod rząd.
Wyłanianie najlepszych polega zawsze na tym samym, więc co to za różnica, o jaką metodę wędkowania chodzi?
Zawsze są dobrzy i lepsi. A od czego zależy różnica, na czym polega, o tym właśnie dyskutujemy. Jedno jest pewne, nie zależy od szczęścia. Szczęście to może dać sukces w jednych zawodach, może w dwóch, ale nie w klasyfikacji ogólnej cyklu zawodów.
Jeżeli uważasz, że jedna dyscyplina wędkarstwa wyłania relatywnie najlepszych, a inna nie, bo jej specyfika na to nie pozwala, proszę o argumenty.
Oczywiście , że spining wyłania najlepszych . Jedyna metoda , która nie zamyka wędkarzy w klatce i każe łowić w wyznaczonym miejscu. Tutaj myślisz obserwujesz , wyciągasz wnioski . Wystarczy popatrzeć na parę relacji zawodników jak to wyglada z bliska na wysokiej rangi imprezach. Mi osobiscie najbardziej podobają się imprezy nad rzekami bo to ona pokazuje cały kunszt
Dobry zawodnik wie , że z tego miejsca wyciągnie n.p bolka z innego snadacza czy okonia.
A czy inne nacje mają taką możliwość ? Wątpię ;)
-
Bazyl, na zawodach liczą się punkty. Łowi się na to, na co biorą ryby, a nie na katalogi. Jak dobry wędkarz będzie miał czas i stwierdzi, że da to mu wynik, to będzie łowił na ścięte dupki rosówki albo larwy przypłaszczka granatka. Daj mu tylko czas - głupi przez rok będzie siedział na pomoście, mądry popatrzy, w którą stronę chylą się podwodne chabazie i pójdzie za rybą.
-
Więc co może być przyczyną, że Ci najlepsi,którzy kilkukrotnie z rzędu zdobywają puchary mistrzowskie, nagle nie mogą nawiązać rywalizacji z innymi.
Jak to wytłumaczysz?
Dałbym Ci kolejnego plusa ale muszę odczekać znowu godzinę ale nie martw się, zapiszę sobie na kartce żeby nie zapomnieć.
-
Więc co może być przyczyną, że Ci najlepsi,którzy kilkukrotnie z rzędu zdobywają puchary mistrzowskie, nagle nie mogą nawiązać rywalizacji z innymi.
Jak to wytłumaczysz?
Dałbym Ci kolejnego plusa ale muszę odczekać znowu godzinę ale nie martw się, zapiszę sobie na kartce żeby nie zapomnieć.
Są takie historie, fakt. Parę znam ze swojego podwórka. Moim zdaniem - każdy przypadek to inna historia. To się tak nie da znormalizować. Jednego sponsor pogonił, drugiemu kobita się zerwała ze smyczy, trzeci zabaniaczył, czwarty miał w ego wyższy hormon wzrostu niż w rozumie...
Z reguły wyobrażenia zawodnika są zbyt wysokie do profitów, których oczekiwał. Ale to już kwestia uwarunkowań rynkowych. Tu się nie ma co obrażać.
Są też obrzydliwe, przyziemne sprawy, jak z organizacją MP, gdzie najlepsi swego czasu powiedzieli: dość tej maniany. Ale to już PZW :)
W każdym razie nie wierzę w to, że ktoś po kilkunastu-kilkudziesięciu latach wędkarstwa zapomniał, jak to się robi. Jak się kobietę kocha, to się pamięta o jej urodzinach ;)
PS. Za przyrzeczoną łapkę dziękuję, ale ich nie kolekcjonuję. :beer:
-
Dobrym przykładam jest też Jon Whincup. W 2016 wygrał Mavera a potem Parkdean Masters, a są to zawody najwyższej rangi, o najwyższą "winner takes it all" stawkę.
Podczas losowania, na Parkdean Resort trafiło mu się stanowisko z którego nikt nie wygrał i nikt nie miał liczących się wyników.
A On, tak jak napisałem, rozwalił system i to z poważną przewagą. Obok niego siedział Lee Kerry - który miał założone ręce, w końcu zaczął się już sam z tej sytuacji śmiać - był pierwszy, który podszedł do Jona z gratulacjami.
Więc oczywiście losowanie pomaga w ewentualnym zwycięstwie, zazwyczaj bardzo. Ale jeśli zawodnikowi jest brak wiedzy, lub nie przygotuję się odpowiednio przed łowieniem i nie rozpozna stanowiska, to może i złotą paszę sypać.
Czy wiesz może, jak Jon to zrobił? Albo masz jakiś artykuł?
Michał jeżeli chodzi o relację z Maver Mega Match This Final 2016, to relację masz tutaj:
Nic więcej nie znalazłem :(
Jon Whincup,to najlepszy matchowiec w Uk w 2016, za same nagrody zgarnął dobre 90tyś funta ??? Szczęście,umiejętności i można startować ;D ;D
-
U mnie np. ryby nie znają czegoś takiego jak kulka, dumbels i pellet. A robaki wszędzie są takie same.
Ryby nie znają kulek, dumbellsów i pelletów?Bazyl , skąd taka teoria? :D Powtarzam z uporem maniaka - wiele przynęt zrobiło furorę pomimo, że ryby widziały to pierwszy raz w życiu. Jeżeli założysz kulkę proteinową na zestaw spławikowy, nie wróżę powodzenia, ale taki dumbells w Metodzie da świetne wyniki, jeżeli woda ma przejrzystość. Jeżeli działa kukurydza, działa i dumbells! A jak woda jest mętna? Wtedy zadziałają przynęty o mocniejszym zapachu, takie jak pellet. To miks w Metodzie wabi rybę, przynęta zaś jest tym czymś, co ją zachęca do połknięcia, do spróbowania przynajmniej. A wtedy mamy już samozacięcie...
Na Odrze we wrześniu wrzuciłem do wody pellety 2 mm. Drobnica po prostu je roznosiła. Jak to wytłumaczysz? Powinna tego nie ruszać. Jeżeli drobna ryba wcinała pellety - jak można twierdzić, że duża tego nie będzie chciała jeść? Zwłaszcza, że wiele ryb to oportuniści, zjedzą to co się napatoczy. Leszcz to wzrokowiec, zwłaszcza ten większy szuka konkretnego kąska. Właśnie skorzysta z okazji aby zjeść coś dużego. Taki pellet halibutowy czy dumbells to dla niego przysmak.
Ja uważam, że Bodzio miałby również szanse na zwycięstwo. Bodzio co prawda już w podeszłym wieku ale nie bagatelizowałbym jego możliwości rzutowych.
Lucjanie a czy Ty czułbyś się na siłach żeby z nimi konkurować w zawodach? Znasz w końcu wędkarstwo angielskie i polskie.
Ja nie miałbym szans z braćmi, nie jestem wyczynowcem, nie mam nawet odpowiedniego sprzętu na zawody, a ten musi być naprawdę konkretny. Bogdan Barton nie miałby już jakichkolwiek szans, zwłaszcza w łowieniu z brzegu. Zwłaszcza, że jego wiedza nijak się ma do tej o zawodach. To jest lokalny znawca wody, ale nie wyczynowiec. NIe wiem czy on w ogóle łowi feederem. Może miałby jakieś fory z racji znajomości swojego łowiska, ale na tym koniec. Jego łowienie to głównie łódka, więc to w ogóle dwa światy, nęcenie z ręki, zarzuty na kilkanaście metrów. BB ma wiedzę o rybach ze swojego jeziora, ale w starciu z wyczynowcem poległby w okamgnieniu. Zresztą on nie pretenduje zapewne do takiego tytułu, to skromny człowiek raczej i mam nadzieję, że nie rozpatrujemy poważnie nawet takiej opcji :)
-
Lucjan czy uważasz że Twoim sprzętem (a dokładnie kijami) i połowy tego forum nie da się wygrać zawodów na najwyższym poziomie? Przecież to nie sprzęt wygrywa.
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
-
A ja Wam powiem tak... Z takim Ringersem spokojnie bym wygrał.
A wiecie dlaczego tak twierdzę? Ponieważ wiem, że nigdy z nim się nie zmierzę i mogę sam siebie pooszukiwać :D 8)
-
Filip jesteś młody i dużo przed tobą, jak będziesz się tak rozwijał (i poziom feedera w Polsce) to kiedyś im pokażesz jak się łowi :)
Nie ograniczaj się do marzeń w takich jak Ty przyszłość polskiego feedera...
-
Za kilka lat, to mi taki Ringers będzie mógł wędki nosić :D 8) :-X
-
Za kilka lat, to mi taki Ringers będzie mógł wędki nosić :D 8) :-X
Albo pellet moczyć :D
-
Za kilka lat, to mi taki Ringers będzie mógł wędki nosić :D 8) :-X
Albo pellet moczyć :D
Na to już potrzeba większego doświadczenia ;)
Zaraz mnie jakiś fan Ringersa zniszczy :-X
-
Lucjan czy uważasz że Twoim sprzętem (a dokładnie kijami) i połowy tego forum nie da się wygrać zawodów na najwyższym poziomie? Przecież to nie sprzęt wygrywa.
Teoretycznie sprzęt nie wygrywa. Ale nie mam pięciu kijów z super kręciołami na różne zasięgi. A takie w ręku takiego Steve'a to jest konkret. Nie mam też tylu koszyków co on (na każdą okazję), tylu różnych przyponów i tak dalej. O umiejętnościach nie wspominam nawet :) To jest wypadkowa wielu rzeczy.
Trzeba zrozumieć, że tacy goście jak Steve Ringer, łowią tylko na zawodach praktycznie, ewentualnie na treningach. Non stop rywalizacja. Dodatkowo on się przygotowuje do zawodów przez wiele godzin, jak pisze przez cały dzień. 'Zawody wygrywa się w domu'...jak twierdzi. Wielu z nas łowi rekreacyjnie, to jest olbrzymia różnica...
-
Lucjan czy uważasz że Twoim sprzętem (a dokładnie kijami) i połowy tego forum nie da się wygrać zawodów na najwyższym poziomie? Przecież to nie sprzęt wygrywa.
Teoretycznie sprzęt nie wygrywa. Ale nie mam pięciu kijów z super kręciołami na różne zasięgi. A takie w ręku takiego Steve'a to jest konkret. Nie mam też tylu koszyków co on (na każdą okazję), tylu różnych przyponów i tak dalej. O umiejętnościach nie wspominam nawet :) To jest wypadkowa wielu rzeczy.
Trzeba zrozumieć, że tacy goście jak Steve Ringer, łowią tylko na zawodach praktycznie, ewentualnie na treningach. Non stop rywalizacja. Dodatkowo on się przygotowuje do zawodów przez wiele godzin, jak pisze przez cały dzień. 'Zawody wygrywa się w domu'...jak twierdzi. Wielu z nas łowi rekreacyjnie, to jest olbrzymia różnica...
W kilku słowach ... duża kasa do wydania , ciężka orka ... i sa wyniki :-X 8)9
-
Cyt,..'Zawody wygrywa się w domu',.................,wiele w tym prawdy .Osobiście uważam że lepszy najgorszy plan ,niż jego brak.
-
Lucjan czy uważasz że Twoim sprzętem (a dokładnie kijami) i połowy tego forum nie da się wygrać zawodów na najwyższym poziomie? Przecież to nie sprzęt wygrywa.
Teoretycznie sprzęt nie wygrywa. Ale nie mam pięciu kijów z super kręciołami na różne zasięgi. A takie w ręku takiego Steve'a to jest konkret. Nie mam też tylu koszyków co on (na każdą okazję), tylu różnych przyponów i tak dalej. O umiejętnościach nie wspominam nawet :) To jest wypadkowa wielu rzeczy.
Trzeba zrozumieć, że tacy goście jak Steve Ringer, łowią tylko na zawodach praktycznie, ewentualnie na treningach. Non stop rywalizacja. Dodatkowo on się przygotowuje do zawodów przez wiele godzin, jak pisze przez cały dzień. 'Zawody wygrywa się w domu'...jak twierdzi. Wielu z nas łowi rekreacyjnie, to jest olbrzymia różnica...
W kilku słowach ... duża kasa do wydania , ciężka orka ... i sa wyniki :-X 8)9
Ale chodzi mi już o same kije i młynki, reszta wiadomo musi być w odpowiedniej ilości na każdą okazję.
Bo chyba kijami i młynkami po 300-400 zł można też wygrywać. Nie czuję różnicy która mogła by wpłynąć na wyniki. Czy droższe coś więcej dają?
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
-
Lucjan czy uważasz że Twoim sprzętem (a dokładnie kijami) i połowy tego forum nie da się wygrać zawodów na najwyższym poziomie? Przecież to nie sprzęt wygrywa.
Teoretycznie sprzęt nie wygrywa. Ale nie mam pięciu kijów z super kręciołami na różne zasięgi. A takie w ręku takiego Steve'a to jest konkret. Nie mam też tylu koszyków co on (na każdą okazję), tylu różnych przyponów i tak dalej. O umiejętnościach nie wspominam nawet :) To jest wypadkowa wielu rzeczy.
Trzeba zrozumieć, że tacy goście jak Steve Ringer, łowią tylko na zawodach praktycznie, ewentualnie na treningach. Non stop rywalizacja. Dodatkowo on się przygotowuje do zawodów przez wiele godzin, jak pisze przez cały dzień. 'Zawody wygrywa się w domu'...jak twierdzi. Wielu z nas łowi rekreacyjnie, to jest olbrzymia różnica...
W kilku słowach ... duża kasa do wydania , ciężka orka ... i sa wyniki :-X 8)9
Ale chodzi mi już o same kije i młynki, reszta wiadomo musi być w odpowiedniej ilości na każdą okazję.
Bo chyba kijami i młynkami po 300-400 zł można też wygrywać. Nie czuję różnicy która mogła by wpłynąć na wyniki. Czy droższe coś więcej dają?
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
Stary zadajesz proziczne pytania....
Zastanow sie czy w kurtcce za 100 zl z lidla da sie hasac ... da
A czy w kurtcce za 1500 jakies markowej da sie da..
To sa mo ze sprzetem jezeli twoja psycha lepiej poczuje sie z kijkiem za 1500 w dloni niz za 5 stow ....
to two wybor ...
Panowie tylko prosze bez klimy czterostopniowej bo to juz zbytek....
-
Wydaje mi się, że 51% sukcesu w zawodach to szczęście.
A mógłbyś tak konkretnie napisać co to jest to "szczęście" o którym piszesz? Bo chyba tylko Ty wiesz, jak to rozumieć
Zmieniłeś zdanie czy nie potrafisz określić tego "stanu"? 8)
I napisz proszę w ilu zawodach brałeś udział
-
Ale chodzi mi już o same kije i młynki, reszta wiadomo musi być w odpowiedniej ilości na każdą okazję.
Bo chyba kijami i młynkami po 300-400 zł można też wygrywać. Nie czuję różnicy która mogła by wpłynąć na wyniki. Czy droższe coś więcej dają?
Zawody to zawody. Często wygrywa się je jedną rybą, każda jest na wagę złota... Tutaj właśnie dobry sprzęt daje ci tzw. edge. Począwszy od kijów z 300 funtów, po kręcioły w podobnej cenie, dobrze utrzymane, z nowymi żyłkami, zapasowe kije do użycia od ręki... O wiele więcej szans na doholowanie każdej ryby masz dzięki takim drogim rzeczom, jesteś szybszy, dokładniejszy... Możesz dodać słowo 'troszeczkę' do każdej czynności. Jednak jeżeli jest to 10% więcej szans dzięki klasie wędki, kręcioła i tak dalej, to sumując takie procenty, wychodzi, ze wyczynowiec taki jak Steve już ma nad Tobą przewagę kilkudziesięciu procent. Zarzuci dalej od Ciebie, zrobi to szybciej, szybciej wyholuje, będzie miał mniej spadów.
Trzeba zrozumieć kim jest taka osoba jak wyczynowiec pokroju Steve'a. To wyczynowiec, zawodowy wędkarz łowiący w 95% na zawodach i treningach, tylko i wyłącznie po to aby być lepszym od innych, aby robić najlepszy wynik. Na dodatek łowi ze świetną konkurencją, co jeszcze bardziej podnosi poprzeczkę i zmusza do maksymalnego wysiłku.
Jest rewelacyjna książka o rozwoju personalnym, mniejsza jaka i kogo, ale tam podany jest pewien przykład. W latach przed II Wojną Światową w USA dwóch baseballistów z niższej ligi postanowiło dodatkowo trenować. Ćwiczyli odbijanie, dzień w dzień, po ciężkim dniu, wieczorami. Na zakończenie sezonu tylko dwóch baseballistów dostało się do najwyższej ligi. Którzy? Ci dwaj właśnie! Więc zdajmy sobie sprawę jak łowi taki Steve Ringer, jakiej klasy jest to wędkarz, ile on ma praktyki. Dodatkowo nie jest on tylko 'feederowcem'. Nie jest ograniczony jak to jest pośród spławikowych wyczynowców, którzy łowią na typowych łowiskach, w typowy sposób. Na Wyspach łowi się tyczką, pellet wagglerem, matchówką i feederem właśnie. Dochodzi więc tutaj totalne dopasowanie się do ryb, uderzenie w ich gusta, robienie wyniku na tym co daje najwięcej punktów. Taki wyczynowiec wie jak łowić małego leszcza, średniego, dużego, małego karpia, większego, płoć, lina, F1, okonie, klenia, brzany itd. Oni mają nie tylko sprzęt i mega umiejętności. Oni doskonale wiedzą jak ugryźć dany gatunek, maja dopasowany jakby pewien schemat do każdego z nich. Mają olbrzymie doświadczenie.
Właśnie dlatego Angole są zawsze na podium. Są wszechstronni. Pomimo wytykania tego, że komercje w UK są łatwe, ryby tam są takie i takie, oni właśnie rządzą. Na wodach często trudnych - jak Inniscara (2014), jak ponad dwudziesto metrowy kanał w Holandii (2015), kanał w Serbii z drobniejszą rybą (2016).
Mało kto na tym forum więc może się równać do takich wędkarzy, oprócz tych co często startują w zawodach. Aczkolwiek nie twierdzę, że byliby bez szans. Nasi wyczynowcy mają ten plus, że łowiąc feederem głównie, i w tym się specjalizują. Z roku na rok poziom rośnie, i różnice będą coraz mniejsze, za jakiś czas nawet minimalne. I wtedy będzie jak w szachach. Tacy bracia Ringer w Polsce mogliby parę zawodów wygrać, w kilku by polegli :) Na pewno jednak aby poziom wędkarskich umiejętności rósł, potrzeba praktyki. Do startów w zawodach trzeba się wyspecjalizować w specyficzny sposób. Dlatego taki Bogdan Barton nie powinien być też brany jako ktoś, kto mógłby nawiązać walkę z takim Ringerem. Ale jeżeli już chodzi o złowienie największej ryby, to szanse mogłyby być zgoła inne :)
-
Kolego tak masz rację sprzęt nie łowi ale pomaga i robi tą różnicę dzięki której bardzo często się wygrywa .
-
W każdym sporcie tak jest. Sprzęt odgrywa potworną rolę.
-
W każdym sporcie tak jest. Sprzęt odgrywa potworną rolę.
Oprócz szachów i brydża :D :D :D
-
W każdym sporcie tak jest. Sprzęt odgrywa potworną rolę.
Oprócz szachów i brydża :D :D :D
Tam farmakologia, którą pod sprzęt można podciągnąć ;)
-
Bo chyba kijami i młynkami po 300-400 zł można też wygrywać.
Zapewniam Cię, że można :)
Do tej pory moimi podstawowymi wędkami są Mikado UV Light Feeder 3,9 do 90 gram i Konger do 60 gram :) - a to raczej nie są wędki z "górnej półki". Mam też wędkę Prestona - fakt, że to już inna klasa ale jeśli dobierzemy sprzęt do własnych preferencji i wymogów danego łowiska to naprawdę nie musimy inwestować wielkich pieniędzy w sprzęt.
Znajomość łowiska (częste łowienie - najlepiej z kimś), technika holu, zanęta (kolor, konsystencja), jak najszybsze dobranie przynęty (często podczas drugiej tury nie działa przynęta z poprzedniego dnia) - uważam, że to są ważniejsze sprawy niż cena wędki czy kołowrotka.
-
Mnie się wydaje, że tak stawiając sprawę, czyli zastanawiając się nad tym, czy dobry, drogi sprzęt daje przewagę, przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie poboczne, złudnie poboczne, jednak chyba główne.
Pytanie byłoby następujące: jaka jest granica, której przekroczenie nie gwarantuje wzrostu wartości użytkowych sprzętu?
Odpowiadając na to pytanie, powinno się wziąć pod uwagę wiele kwestii, bo sprawa nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać. Chyba najlepszym przykładem będą kołowrotki, więc poteoretyzujmy. Jeżeli kwestią priorytetową byłyby znaczne dystanse, nie byłoby tak prosto, bo wypadałoby zainwestować w kołowrotki nie tylko w miarę niezawodne, ale przede wszystkim z kapitalnym nawojem linki. Tu jest niestety problem, bo tego nie zagwarantuje maszyna za 200 złotych. Jeśli zagwarantuje, to tylko w chwili zakupu, bo po trzech zawodach pozostanie jedynie miłe wspomnienie po dobrym nawoju. Tego zagadnienia nie przeskoczymy, niestety.
Jeśli jednak warunki nie wymuszą ponadstandardowych wyzwań, czyli ekstremalnych odległości połowu, a często tak jest, to w tym wypadku można mówić o jakiejś tam sensownej granicy standardu. No właśnie, a gdzie ulokować tę granicę? Czy będzie to kwota 1000 zł za kołowrotek? Może 500, a może tylko 200 zł? Są wędkarze, szczególnie spinningiści, którzy nie ruszą na szczupaki bez Stelli za 3000 złotych, bo uważają, że tylko taki sprzęt gwarantuje im powodzenie, czyli jedną dwukilogramową sztukę w sezonie. Inni natomiast łowią kilka takich sztuk dziennie, a nawet większych, mając przykręconego do kija Jaxona ZX Machine za 200 zł. Wiem, wiem, zastosowałem bezczelny podstęp, bo porównałem Stellę, czyli przedmiot pożądania wielu z nas, z kołowrotkiem firmy Jaxon, którego nazwa wywołuje ironiczny grymas ma twarzach "zawodowców". Zainteresowani jednak wiedzą, że ZX Machine to kołowrotek już kultowy, gwarantujący wieloletnią, bezawaryjną pracę.
Byłbym skłonny uznać, że takim sprzętem, czyli tym chińskim produktem (nie tylko ze względu na miejsce produkcji), można ograć każdego wędkarza na globie, nie tylko braci Ringers, ale także braci Daltonów, łącznia z ich mamą :)
Proszę, oto potencjalny mistrz
(http://www.jaxon.pl/users/210/385/high/041_0001_KJ-ZVX200%20kopia.jpg)
Rotor i korpus metalowy, dwie takie same szpule - również metalowe, poprawny nawój linki, dobra praca, wytrzymałość ponadprzeciętna.
Czy z kijami będzie podobnie? Zapewne tak.
Jestem skłonny przyznać, że mając sprzęt tani, ale solidny, można osiągnąć bardzo wiele, jednak trzeba wierzyć w to, trzeba tym żyć, doskonalić się, poznawać wodę i ryby. Trzeba też mieć niesamowite doświadczenie w komponowaniu zanęt, w doborze przynęt. Czy kupimy tę wiedzę? Nie, nie kupimy. Nawet płacąc pewną kartą kredytową. To właśnie jest piękne w wędkarstwie, bo pieniądze to nie wszystko. Jeśli wędkarz, nie mając wiele, pokona znaczne przeszkody, które jako pierwsze staną na jego drodze, to zapewne kiedyś osiągnie wszystko to, co sobie założył, wymarzył. Być może przyjdzie taki moment w jego życiu, że przy każdym kiju będzie miał Stellę. Wyznaję zasadę, że można spełniać marzenia, mając niesamowitą pasję, zapał, determinację. Trzeba mieć mentalne jajca niczym buchaj, a nie jak szczeniak Yorka, a na to składa się wszystko powyższe. Jednak z tym trzeba się już chyba urodzić.
Żeby była jasność, dyskutujemy o feederze, a nie o tyczkach ;)
-
Krzysztof, wiele też zależy z kim łowisz na zawodach. U nas jeszcze poziom jest często powiedzmy średni. Jeżeli miałbyś łowić z najlepszymi tylko, szybko byś docenił klasę sprzętu.
Wyczynowcy jak bracia Ringers, żyją z zawodów często. Dla nich same zawody, to też przygotowania dzień wcześniej. Sam start to wydatek na paliwo, przynęty i takie tam, plus wpisowe. Więc jeżeli trzeba zarobić, trzeba mieć jak najlepszy wynik. Sprzęt w tym pomoże wymiernie. Nawet jeżeli da procent lub kilka przewagi, może to decydować o byciu w pierwszej, płaconej trójce czy piątce, lub poza nią. I dwa dni są bez zarobku, ale ze stratami.
W Polsce znaczenie sprzętu zauważyć będzie można na zawodach najwyższej rangi. Wszelkie niuanse będą się liczyć. Jeżeli dane mi będzie takie zawody obserwować, chętnie zrobię zestawienie klasy sprzętu i wyników. To mogą być ciekawe dane :)
-
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Jest zima czas żeby to ogarnąć i może będzie jakiś chleb z tej mąki.
Wysłane z mojego GT-S7580 przy użyciu Tapatalka
-
Mnie się wydaje, że tak stawiając sprawę, czyli zastanawiając się nad tym, czy dobry, drogi sprzęt daje przewagę, przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie poboczne, złudnie poboczne, jednak chyba główne.
Pytanie byłoby następujące: jaka jest granica, której przekroczenie nie gwarantuje wzrostu wartości użytkowych sprzętu?
Odpowiadając na to pytanie, powinno się wziąć pod uwagę wiele kwestii, bo sprawa nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać. Chyba najlepszym przykładem będą kołowrotki, więc poteoretyzujmy. Jeżeli kwestią priorytetową byłyby znaczne dystanse, nie byłoby tak prosto, bo wypadałoby zainwestować w kołowrotki nie tylko w miarę niezawodne, ale przede wszystkim z kapitalnym nawojem linki. Tu jest niestety problem, bo tego nie zagwarantuje maszyna za 200 złotych. Jeśli zagwarantuje, to tylko w chwili zakupu, bo po trzech zawodach pozostanie jedynie miłe wspomnienie po dobrym nawoju. Tego zagadnienia nie przeskoczymy, niestety.
Jeśli jednak warunki nie wymuszą ponadstandardowych warunków, czyli ekstremalnych odległości połowu, a często tak jest, to w tym wypadku można mówić o jakiejś tam sensownej granicy standardu. No właśnie, a gdzie ulokować tę granicę? Czy będzie to kwota 1000 zł za kołowrotek? Może 500, a może tylko 200 zł? Są wędkarze, szczególnie spinningiści, którzy nie ruszą na szczupaki bez Stelli za 3000 złotych, bo uważają, że tylko taki sprzęt gwarantuje im powodzenie, czyli jedną dwukilogramową sztukę w sezonie. Inni natomiast łowią kilka takich sztuk dziennie, a nawet większych, mając przykręconego do kija Jaxona ZX Machine za 200 zł. Wiem, wiem, zastosowałem bezczelny podstęp, bo porównałem Stellę, czyli przedmiot pożądania wielu z nas, z kołowrotkiem firmy Jaxon, którego nazwa wywołuje ironiczny grymas ma twarzach "zawodowców". Zainteresowani jednak wiedzą, że ZX Machine to kołowrotek już kultowy, gwarantujący wieloletnią, bezawaryjną pracę.
Byłbym skłonny uznać, że takim sprzętem, czyli tym chińskim produktem (nie tylko ze względu na miejsce produkcji), można ograć każdego wędkarza na globie, nie tylko braci Ringers, ale także braci Daltonów, łącznia z ich mamą :)
Rotor i korpus metalowy, dwie takie same szpule - również metalowe, poprawny nawój linki, dobra praca, wytrzymałość ponadprzeciętna.
Czy z kijami będzie podobnie? Zapewne tak.
Jestem skłonny przyznać, że mając sprzęt tani, ale solidny, można osiągnąć bardzo wiele, jednak trzeba wierzyć w to, trzeba tym żyć, doskonalić się, poznawać wodę i ryby. Trzeba też mieć niesamowite doświadczenie w komponowaniu zanęt, w doborze przynęt. Czy kupimy tę wiedzę? Nie, nie kupimy. Nawet płacąc pewną kartą kredytową. To właśnie jest piękne w wędkarstwie, bo pieniądze to nie wszystko. Jeśli wędkarz, nie mając wiele, pokona znaczne przeszkody, które jako pierwsze staną na jego drodze, to zapewne kiedyś osiągnie wszystko to, co sobie założył, wymarzył. Być może przyjdzie taki moment w jego życiu, że przy każdym kiju będzie miał Stellę. Wyznaję zasadę, że można spełniać marzenia, mając niesamowitą pasję, zapał, determinację. Trzeba mieć mentalne jajca niczym buchaj, a nie jak szczeniak Yorka, a na to składa się wszystko powyższe. Jednak z tym trzeba się już chyba urodzić.
Żeby była jasność, dyskutujemy o feederze, a nie o tyczkach ;)
Ciekawy wywód, jednak porównujesz Jacek spinning do feedera, według mnie to nie to samo.
Na zawodach gruntowych bardzo ważnym może się okazać zasięg. To właśnie tutaj sprzęt da nam przewagę. Jak sam przyznal Steve Ringer, on i jego brat wygrywali wiele zawodów głównie dzięki temu, że potrafili zarzucić dalej niż inni. Do tego trzeba dobrego sprzętu. Na dodatek w spinningu masz jedną, dwie wędki może, nie zaznaczasz odległości. Tutaj zaś liczy się czas. Trzeba mieć kilka wędzisk, często identycznych, aby mieć ten sam zestaw na dwóch lub trzech kijach, zarzucający w to samo miejsce. To znaczny wydatek. Te same kołowrotki pozwolą Ci liczyć wszystko w obrotach korbki, te same kije zachowają się tak samo podczas zarzutów. Nie czarujmy się, że wygrywają Ci, co mają tylko jedną lub dwie wędki. Może dobrze wylosują, ale pewnych rzeczy się nie da oszukać.
Przykładowo - są zawody - i nęcimy miejsce na 60 metrach, drugie na 40, na trzecim nęcimy z procy. Do każdego z nich trzeba mieć kija, jak się ma zapas, to wtedy zestaw jest non stop w ruchu, nie trzeba niczego wiązać nie łowiąc. Nęcisz trzy miejsca, masz okazję sprawdzać trzy taktyki nęcenia, dopasować się do nich.
Łów teraz mając tylko jedną lub dwie wędki :) Nie masz szans aby tak zrobić... Pomnóż zaś dobry kij z kołowrotkiem razy cztery :D I daj tu człowieku radę bez sponsora!
To co napisałem to taka opcja feederowa, normalnie w UK wędkarze mają mniej wędek, bo jest jeszcze tyczka (lub dwie - bo z wersją margin) i często matchówka lub pellet waggler pod ręką (lub dwa). Ale właśnie taki Steve Ringer jest specem od łowienia na wielu liniach, donęcaniu ich i sprawdzaniu która da więcej ryb.
-
Kolego Jacku może rodzinie Daltonów wraz z mamą ten sprzęt dałby radę ale Chuck Norrisowi to już nie :D ;D :P
a tak poważnie to na zawodach wysokiej rangi gdy zawodnicy maja bardzo zbliżone umiejętności, czasami właśnie takie niuanse sprzętowe pomagają wygrać.
-
Krzysztof, wiele też zależy z kim łowisz na zawodach. U nas jeszcze poziom jest często powiedzmy średni. Jeżeli miałbyś łowić z najlepszymi tylko, szybko byś docenił klasę sprzętu.
Wyczynowcy jak bracia Ringers, żyją z zawodów często. Dla nich same zawody, to też przygotowania dzień wcześniej. Sam start to wydatek na paliwo, przynęty i takie tam, plus wpisowe. Więc jeżeli trzeba zarobić, trzeba mieć jak najlepszy wynik. Sprzęt w tym pomoże wymiernie. Nawet jeżeli da procent lub kilka przewagi, może to decydować o byciu w pierwszej, płaconej trójce czy piątce, lub poza nią. I dwa dni są bez zarobku, ale ze stratami.
W Polsce znaczenie sprzętu zauważyć będzie można na zawodach najwyższej rangi. Wszelkie niuanse będą się liczyć. Jeżeli dane mi będzie takie zawody obserwować, chętnie zrobię zestawienie klasy sprzętu i wyników. To mogą być ciekawe dane :)
Luk - startuję w zawodach organizowanych przez takie firmy jak Sensas, Milo, Matrix.
Wg mnie startuje z najlepszym zawodnikami w Polsce - na tą chwilę innych zawodów w Polsce nie ma i to są dla mnie zawody najwyższej rangi :). Widzę u niektórych całe "sklepy" rozłożone i przygotowane do użycia. I wyniki tych zawodników niewspółmierne do ilości posiadanego sprzętu też widzę 8)
Zdaję sobie sprawę z własnych umiejętności i wiem ile mi brakuje do wyczynowców z UK (przede wszystkim czasu i kasy :))
Ale bardzo to lubię i na samą myśl o zbliżającym się kolejnym sezonie i spotkaniach z Kolegami morda mi się już cieszy :D I jak dla mnie to te wszystkie statystyki, wyliczenia itp. są mi obojętne bo dla mnie najważniejsze jest spotkanie i rywalizacja w zdrowej i przyjacielskiej atmosferze (pozdrowienia dla całej ekipy Grębowskiej :) :beer:) a takiej atmosfery nigdy nie dawały zawody wszelkiej rangi pod egidą PZW (a startowałem w nich kilkanaście lat).
-
Mnie się wydaje, że tak stawiając sprawę, czyli zastanawiając się nad tym, czy dobry, drogi sprzęt daje przewagę, przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie poboczne, złudnie poboczne, jednak chyba główne.
Pytanie byłoby następujące: jaka jest granica, której przekroczenie nie gwarantuje wzrostu wartości użytkowych sprzętu?
Odpowiadając na to pytanie, powinno się wziąć pod uwagę wiele kwestii, bo sprawa nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać. Chyba najlepszym przykładem będą kołowrotki, więc poteoretyzujmy. Jeżeli kwestią priorytetową byłyby znaczne dystanse, nie byłoby tak prosto, bo wypadałoby zainwestować w kołowrotki nie tylko w miarę niezawodne, ale przede wszystkim z kapitalnym nawojem linki. Tu jest niestety problem, bo tego nie zagwarantuje maszyna za 200 złotych. Jeśli zagwarantuje, to tylko w chwili zakupu, bo po trzech zawodach pozostanie jedynie miłe wspomnienie po dobrym nawoju. Tego zagadnienia nie przeskoczymy, niestety.
Jeśli jednak warunki nie wymuszą ponadstandardowych warunków, czyli ekstremalnych odległości połowu, a często tak jest, to w tym wypadku można mówić o jakiejś tam sensownej granicy standardu. No właśnie, a gdzie ulokować tę granicę? Czy będzie to kwota 1000 zł za kołowrotek? Może 500, a może tylko 200 zł? Są wędkarze, szczególnie spinningiści, którzy nie ruszą na szczupaki bez Stelli za 3000 złotych, bo uważają, że tylko taki sprzęt gwarantuje im powodzenie, czyli jedną dwukilogramową sztukę w sezonie. Inni natomiast łowią kilka takich sztuk dziennie, a nawet większych, mając przykręconego do kija Jaxona ZX Machine za 200 zł. Wiem, wiem, zastosowałem bezczelny podstęp, bo porównałem Stellę, czyli przedmiot pożądania wielu z nas, z kołowrotkiem firmy Jaxon, którego nazwa wywołuje ironiczny grymas ma twarzach "zawodowców". Zainteresowani jednak wiedzą, że ZX Machine to kołowrotek już kultowy, gwarantujący wieloletnią, bezawaryjną pracę.
Byłbym skłonny uznać, że takim sprzętem, czyli tym chińskim produktem (nie tylko ze względu na miejsce produkcji), można ograć każdego wędkarza na globie, nie tylko braci Ringers, ale także braci Daltonów, łącznia z ich mamą :)
Rotor i korpus metalowy, dwie takie same szpule - również metalowe, poprawny nawój linki, dobra praca, wytrzymałość ponadprzeciętna.
Czy z kijami będzie podobnie? Zapewne tak.
Jestem skłonny przyznać, że mając sprzęt tani, ale solidny, można osiągnąć bardzo wiele, jednak trzeba wierzyć w to, trzeba tym żyć, doskonalić się, poznawać wodę i ryby. Trzeba też mieć niesamowite doświadczenie w komponowaniu zanęt, w doborze przynęt. Czy kupimy tę wiedzę? Nie, nie kupimy. Nawet płacąc pewną kartą kredytową. To właśnie jest piękne w wędkarstwie, bo pieniądze to nie wszystko. Jeśli wędkarz, nie mając wiele, pokona znaczne przeszkody, które jako pierwsze staną na jego drodze, to zapewne kiedyś osiągnie wszystko to, co sobie założył, wymarzył. Być może przyjdzie taki moment w jego życiu, że przy każdym kiju będzie miał Stellę. Wyznaję zasadę, że można spełniać marzenia, mając niesamowitą pasję, zapał, determinację. Trzeba mieć mentalne jajca niczym buchaj, a nie jak szczeniak Yorka, a na to składa się wszystko powyższe. Jednak z tym trzeba się już chyba urodzić.
Żeby była jasność, dyskutujemy o feederze, a nie o tyczkach ;)
Ciekawy wywód, jednak porównujesz Jacek spinning do feedera, według mnie to nie to samo.
Na zawodach gruntowych bardzo ważnym może się okazać zasięg. To właśnie tutaj sprzęt da nam przewagę. Jak sam przyznal Steve Ringer, on i jego brat wygrywali wiele zawodów głównie dzięki temu, że potrafili zarzucić dalej niż inni. Do tego trzeba dobrego sprzętu. Na dodatek w spinningu masz jedną, dwie wędki może, nie zaznaczasz odległości. Tutaj zaś liczy się czas. Trzeba mieć kilka wędzisk, często identycznych, aby mieć ten sam zestaw na dwóch lub trzech kijach, zarzucający w to samo miejsce. To znaczny wydatek. Te same kołowrotki pozwolą Ci liczyć wszystko w obrotach korbki, te same kije zachowają się tak samo podczas zarzutów. Nie czarujmy się, że wygrywają Ci, co mają tylko jedną lub dwie wędki. Może dobrze wylosują, ale pewnych rzeczy się nie da oszukać.
Przykładowo - są zawody - i nęcimy miejsce na 60 metrach, drugie na 40, na trzecim nęcimy z procy. Do każdego z nich trzeba mieć kija, jak się ma zapas, to wtedy zestaw jest non stop w ruchu, nie trzeba niczego wiązać nie łowiąc. Nęcisz trzy miejsca, masz okazję sprawdzać trzy taktyki nęcenia, dopasować się do nich.
Łów teraz mając tylko jedną lub dwie wędki :) Nie masz szans aby tak zrobić... Pomnóż zaś dobry kij z kołowrotkiem razy cztery :D I daj tu człowieku radę bez sponsora!
To co napisałem to taka opcja feederowa, normalnie w UK wędkarze mają mniej wędek, bo jest jeszcze tyczka (lub dwie - bo z wersją margin) i często matchówka lub pellet waggler pod ręką (lub dwa). Ale właśnie taki Steve Ringer jest specem od łowienia na wielu liniach, donęcaniu ich i sprawdzaniu która da więcej ryb.
Nie, nie porównuję różnych metod, bardziej chcę przedstawić pewien trend, który polega na tym, że często wręcz w absurdalny sposób postrzegamy drogi sprzęt i jego wartości użytkowe. Jest to trochę takie: "gdybym miał dobre pędzle, malowałbym niesamowite obrazy". Zazwyczaj jest tak, że taki ktoś nawet nie potrafi narysować koła ołówkiem :)
Cóż, faktem jest, że sprzętu trzeba trochę mieć. Kilka zestawów na różnorodne warunki to podstawa na zawodach - tego nie neguję. Jestem pewien, że nie muszą to być zestawy budowane na bazie Daiw Airity czy Tournament, ale na czymś zdecydowanie tańszym, jednak też dobrym.
Uważam jednak, że dla chcącego, naprawdę chcącego, nie ma bariery finansowej. Skoro "zawodowe" wędkarstwo jest dla kogoś wielką pasją, to da sobie radę. Przyznajmy, ilu z nas kupuje telewizory za minimum 5000 złotych? Wielu to robi, nawet nie będąc bogaczami. Nie miałbym telewizora, a wędki bym miał. Oglądałbym telewizję Trwam w Rubinie, a na zawody bym jeździł :)
Czy naprawdę uważacie, że sprzęt posiadany przez ludzi, którzy wygrywają zawody feederowe w Polsce, to aż takie miody? Zostawmy już tych angielskich mistrzów związanych z topowymi firmami, spójrzmy na nasze podwórko. Uważacie, że tutaj nie ma pola do popisu?
Jak pisałem, sprzęt z biegiem czasu przyjdzie do każdego, jednak od czegoś trzeba zacząć.
Proszę mi nie pisać o niuansach sprzętowych, bo dobrze sobie z tego zdaję sprawę. Moje wywody to trochę takie dodawanie otuchy potencjalnym mistrzom ;) Tego się trzymajmy.
-
-" Moje wywody to trochę takie dodawanie otuchy potencjalnym mistrzom ;) Tego się trzymajmy. "
I tu się z Tobą w 100% zgadzam :)
-
Pozwolę sobie na małe wtrącenie, tak sobie czytam i myślę :facepalm: nie prościej byłoby zapytać na Fb, bo takowego ma Steve R. ilu wędzisk używa podczas zawodów? Wtedy jedną wadliwość mieliśmy rozwiązaną :-\
-
No właśnie - ile używa a nie ile ma rozłożonych :)
Przecież On jest sponsorowany i podejrzewam, że nie musi wędek kupować. Podejrzewam też, że duża ilość rozłożonego sprzętu to wymóg sponsora bo to jest forma REKLAMY.
W Polsce bawimy się i startujemy za swoje. Dwie - trzy wędki rozłożone na stanowisku w zupełności wystarczają do prawidłowego ogarnięcia zawodów. Tym bardziej, że w 95% podstawową rybą łowioną w Polsce jest karp.
Wg mnie nie ma co porównywać zawodów w UK i Polsce.
-
Pozwolę sobie na małe wtrącenie, tak sobie czytam i myślę :facepalm: nie prościej byłoby zapytać na Fb, bo takowego ma Steve R. ilu wędzisk używa podczas zawodów? Wtedy jedną wadliwość mieliśmy rozwiązaną :-\
2 do 3- w zależności od zawodów i nigdy nie łowi krótszymi kijami niż 11stóp.
-
Ale bardzo to lubię i na samą myśl o zbliżającym się kolejnym sezonie i spotkaniach z Kolegami morda mi się już cieszy :D I jak dla mnie to te wszystkie statystyki, wyliczenia itp. są mi obojętne bo dla mnie najważniejsze jest spotkanie i rywalizacja w zdrowej i przyjacielskiej atmosferze (pozdrowienia dla całej ekipy Grębowskiej :)
Dla Ciebie też dużo zdrowia :) I oby konieć kwietnia nadszedł jak najszybciej, a potem już niech się weekendy ciągną jak flaki z olejem :P
Krzysiek wie co gada, bo na pudle końcowym stanął.
Uważam że sprzęt musi być dobrany przez i pod zawodnika. Nie ważne czy kij będzie kosztował 300 czy 1100 zł. Człowiek musi umieć nim się posługiwać i umieć nim holować. Znam wędkarzy, jak to napisał Krzychu - "Grębowskich", którzy mają bardzo różne preferencje. Odnoszą sukcesy i stają na "pudle" używając sprzętu różnej klasy, ale dobranego pod własne preferencje. Jedni, jak ja, walą pełną parabolą, inni kijami od szczotki. Każdy z tych typów pozwala na coś innego.
Są kije z wyższej klasy niż moje, ale ja nie umiem na nie łowić. Są kije tańsze niż te które posiadam, a ich użytkownicy często stają na podium. Wszystko musi być spasowane jak plandeka na Żuku. Musi być przetestowane, wymacane i kilka razy musi pęknąć (wiem coś o tym). Sprzęt musi mieć swoje położenie, znaczenie i przeznaczenie, ale tylko i wyłącznie dla mnie, dla wędkującego.
Jak już tak mocno mielimy temat braci R. to wiadomo,że Steve Ringer używa wędek z kolekcji angielskiej Daiwy, najczęściej wybiera te krótsze,czyli raczej pełnoparaboliczne blanki, o zupełnie innej pracy niż kije Phila. Bo ten z kolei zazwyczaj łowi na długie, sztywniejsze wędki, nie ważne na jakim dystansie. No chyba że łowi pod nogami. Kiedyś powiedział nam, że zazwyczaj wybiera kije Matrixa.
Reasumując uważam, że sprzęt na takie imprezy musi być dobrej jakości, ale nie koniecznie "najdroższy w sklepie". Chyba, że właśnie ten najdroższy jest dla zawodnika najlepszy.
-
Marcinie, podoba mi się Twój wpis :thumbup:
Szkoda, że - z nielicznymi wyjątkami - nie zabierają tutaj głosu koledzy, którzy regularnie startują w zawodach, często je wygrywając. Zapewne wolą inny aspekt forumowej działalności, czyli przede wszystkim sprzedaż nagród z zawodów, czy też promowanie firm, które reprezentują ;)
Napisałem "szkoda", bo wszyscy byśmy zyskali. Pretensji nie mam, żeby była jasność.
-
Jacku, bo oni na zawodach są, albo na treningu ;)
Ale tak poważnie, to masz rację :thumbup: Mogli by nas amatorów, troszkę uświadomić chyba że to tajemnica :-\
-
Robercie, chyba nieświadomie odpowiedzieliśmy na tytułowe pytanie ;)
Wydaje się, że zawody to już nie zabawa. Zapewne nigdy nią nie były. Gdzie jest rywalizacja na takim poziomie, tam kończą się sentymenty. Taka kolej rzeczy...
-
Inteligenty wątek.
I godne jego posumowanie ;)
-
Ale bardzo to lubię i na samą myśl o zbliżającym się kolejnym sezonie i spotkaniach z Kolegami morda mi się już cieszy :D I jak dla mnie to te wszystkie statystyki, wyliczenia itp. są mi obojętne bo dla mnie najważniejsze jest spotkanie i rywalizacja w zdrowej i przyjacielskiej atmosferze (pozdrowienia dla całej ekipy Grębowskiej :)
Dla Ciebie też dużo zdrowia :) I oby konieć kwietnia nadszedł jak najszybciej, a potem już niech się weekendy ciągną jak flaki o olejem :P
Krzysiek wie co gada, bo na pudle końcowym stanął.
Uważam że sprzęt musi być dobrany przez i pod zawodnika. Nie ważne czy kij będzie kosztował 300 czy 1100 zł. Człowiek musi umieć nim się posługiwać i umieć nim holować. Znam wędkarzy, jak to napisał Krzychu - "Grębowskich", którzy mają bardzo różne preferencje. Odnoszą sukcesy i stają na "pudle" używając sprzętu różnej klasy, ale dobranego pod własne preferencje. Jedni, jak ja, walą pełną parabolą, inni kijami od szczotki. Każdy z tych typów pozwala na coś innego.
Są kije z wyższej klasy niż moje, ale ja nie umiem na nie łowić. Są kije tańsze niż te które posiadam, a ich użytkownicy często stają na podium. Wszystko musi być spasowane jak plandeka na Żuku. Musi być przetestowane, wymacane i kilka razy musi pęknąć (wiem coś o tym). Sprzęt musi mieć swoje położenie, znaczenie i przeznaczenie, ale tylko i wyłącznie dla mnie, dla wędkującego.
Jak już tak mocno mielimy temat braci R. to wiadomo,że Steve Ringer używa wędek z kolekcji angielskiej Daiwy, najczęściej wybiera te krótsze,czyli raczej pełnoparabolicznych blanków, o zupełnie innej pracy niż kije Phila. Bo ten z kolei zazwyczaj łowi na długie, sztywniejsze wędki, nie ważne na jakim dystansie. No chyba że łowi pod nogami. Kiedyś powiedział nam, że on wybiera kije Matrixa.
Reasumując uważam, że sprzęt na takie imprezy musi być dobrej jakości, ale nie koniecznie "najdroższy w sklepie". Chyba, że właśnie tan najdroższy jest dla zawodnika najlepszy.
W punkt Marcinie...w punkt :) :beer:
A wszystkim polecam choć raz wystartować w Gębowie - zobaczycie, że zawody to i zabawa od samego rana :P dla zdecydowanej większości :)
-
Zabawa kończy się wtedy, gdy zaczynają się duże pieniądze ;-)
Ktoś tak kiedyś powiedział. :beer:
-
Wiadomo że fajnie i miło jest wygrywać lub stać na pudle ale sama rywalizacja w fajnym towarzystwie bez jakiś spinek to już jakieś osiągnięcie :)
-
Uwierz mi, że są jeszcze ludzie którym pieniądze czy nagrody nie przeszkadzają w zabawie :)
-
Ale bardzo to lubię i na samą myśl o zbliżającym się kolejnym sezonie i spotkaniach z Kolegami morda mi się już cieszy :D I jak dla mnie to te wszystkie statystyki, wyliczenia itp. są mi obojętne bo dla mnie najważniejsze jest spotkanie i rywalizacja w zdrowej i przyjacielskiej atmosferze (pozdrowienia dla całej ekipy Grębowskiej :)
Dla Ciebie też dużo zdrowia :) I oby konieć kwietnia nadszedł jak najszybciej, a potem już niech się weekendy ciągną jak flaki z olejem :P
Krzysiek wie co gada, bo na pudle końcowym stanął.
Uważam że sprzęt musi być dobrany przez i pod zawodnika. Nie ważne czy kij będzie kosztował 300 czy 1100 zł. Człowiek musi umieć nim się posługiwać i umieć nim holować. Znam wędkarzy, jak to napisał Krzychu - "Grębowskich", którzy mają bardzo różne preferencje. Odnoszą sukcesy i stają na "pudle" używając sprzętu różnej klasy, ale dobranego pod własne preferencje. Jedni, jak ja, walą pełną parabolą, inni kijami od szczotki. Każdy z tych typów pozwala na coś innego.
Są kije z wyższej klasy niż moje, ale ja nie umiem na nie łowić. Są kije tańsze niż te które posiadam, a ich użytkownicy często stają na podium. Wszystko musi być spasowane jak plandeka na Żuku. Musi być przetestowane, wymacane i kilka razy musi pęknąć (wiem coś o tym). Sprzęt musi mieć swoje położenie, znaczenie i przeznaczenie, ale tylko i wyłącznie dla mnie, dla wędkującego.
Jak już tak mocno mielimy temat braci R. to wiadomo,że Steve Ringer używa wędek z kolekcji angielskiej Daiwy, najczęściej wybiera te krótsze,czyli raczej pełnoparaboliczne blanki, o zupełnie innej pracy niż kije Phila. Bo ten z kolei zazwyczaj łowi na długie, sztywniejsze wędki, nie ważne na jakim dystansie. No chyba że łowi pod nogami. Kiedyś powiedział nam, że zazwyczaj wybiera kije Matrixa.
Reasumując uważam, że sprzęt na takie imprezy musi być dobrej jakości, ale nie koniecznie "najdroższy w sklepie". Chyba, że właśnie ten najdroższy jest dla zawodnika najlepszy.
Podobnie jak Syborg uwazam ten wpis Marcinie za bardzo dobry !
Szkoda ze wasza wiedza zawodowcow jest tak tajemnie schowana ...... przez was ....
ale rozumiem to i szanuje chcac wygrywac trza byc ostroznym...
Z tego co mi wiadomo 70 % z was i juz tak nie lowi na sonu , drenana , etc....
Przeciez dwa miechy ten san towar podawany do wody juz nie dziala i choc wielu mnie wysmieje to tak jest...
Ja lubie lowic duze rybki i wiem co pisze sonu byl umnie kilerkiem 4 lata temu teraz za, duzo gosci go podaje i po temacie...
trza zzukac dlubac ....
-
No właśnie - ile używa a nie ile ma rozłożonych :)
Przecież On jest sponsorowany i podejrzewam, że nie musi wędek kupować. Podejrzewam też, że duża ilość rozłożonego sprzętu to wymóg sponsora bo to jest forma REKLAMY.
W Polsce bawimy się i startujemy za swoje. Dwie - trzy wędki rozłożone na stanowisku w zupełności wystarczają do prawidłowego ogarnięcia zawodów. Tym bardziej, że w 95% podstawową rybą łowioną w Polsce jest karp.
Wg mnie nie ma co porównywać zawodów w UK i Polsce.
Nie zrozum mnie źle - ja nie twierdzę, że sprzęt jest potrzebny aby wygrywać, że nie da się na czymś tańszym zrobić wyniku. Bardziej chodzi mi o to, że jak poziom się wyrówna, to będą się liczyły drobne szczegóły, niuanse. Takimi jest właśnie lepszy sprzęt. Nie ma sensu pisać kto czym łowi, bo jedni używają amortyzatorów i sztywniejszych kijów, drudzy zaś bardziej miękkich. Jak pisałem - ani Steve ani i brat Phil, nie wygrywają wcale wszystkich zawodów non stop... :)
Co do sprzętu to jeszcze istotną rzeczą jest sponsoring. Faktycznie tutaj łowiący w UK mają zagwarantowany sprzęt najlepszej klasy. Ale jest to też 'coś za coś'. Jest presja, trzeba być skutecznym, być na 'świecznikach'. Trzeba też wygrywać zawody aby mieć z nich kasę, aby nie dopłacać. Taki Dave Harrell, pomimo, że kosi na rzekach i jest bardzo dobry, od lat nie wygrywa głównych zawodów, nawet chyba nie stawał na pudle. Poziom jest strasznie wysoki, umieją łowić dobrze wszyscy finaliści. Liczy się każdy szczegół, czynnik szczęścia również.
Dwa lata temu bodajże na jednym z festiwali na komercji, nie pamiętam jakiej firmy, w finale wystartowało kilkudziesięciu wyczynowców. Była tylko jedna nagroda - główna, 25 000 funtów. Wyobraźcie sobie - jeden z redaktorów gazety, Ben Fisk, przegrał wtedy o kilkaset gramów (złowił ponad 50 kg ryb). Gdyby złowił jednego F1 więcej, on wracałby z dużą sieką. A tak... Ja bym się pochlastał chyba :)
W Polsce jestem pewien, że nagrody będa coraz bardziej atrakcyjne, i coraz większe będzie zainteresowanie, a co za tym idzie i poziom pójdzie w górę. Podobna elita jak w UK się wytworzy na pewno, w sumie już mamy jej zaczątki. Firmy poczują kase w feederze, zainwestują. Będzie ostro! :D :D :D
-
Podobnie jak Syborg uwazam ten wpis Marcinie za bardzo dobry !
Szkoda ze wasza wiedza zawodowcow jest tak tajemnie schowana ...... przez was ....
ale rozumiem to i szanuje chcac wygrywac trza byc ostroznym...
Z tego co mi wiadomo 70 % z was i juz tak nie lowi na sonu , drenana , etc....
Przeciez dwa miechy ten san towar podawany do wody juz nie dziala i choc wielu mnie wysmieje to tak jest...
Ja lubie lowic duze rybki i wiem co pisze sonu byl umnie kilerkiem 4 lata temu teraz za, duzo gosci go podaje i po temacie...
trza zzukac dlubac ....
Cieszę się, że się podobało.
Za zawodowca się nie uważam. Startuję tylko w zawodach. Czuję się zawodnikiem, ale nie zawodowcem.
Wiedza jest chowana. To prawda.
Nikt z zawodników, wszystkiego nie zdradzi, bo nad większością zdobytej wiedzy pracowali długie godziny uczestnicząc w zawodach, czy po części treningach - bo "zwykłe" wędkowanie mało co do wędkowania na zawodach wnosi.
Ale istnieją też informacje, które żadną tajemnicą nie są. Nie pisze się o nich, chyba z zasady. Może z braku czasu. Nie wiem. Takie informacje, jakie można wyczytać w tym wątku to żadne tabu. To proste informacje, do których każdy ma dostęp, przecież żyjemy w dobie internetów - trzeba tylko chcieć.
Poza tym, i tak tylko mały procent ludzi wyniesie jakąś widzę dla siebie z takich informacji. Część czytających przeleci temat wzrokiem, bo za dużo literek, a za mało obrazków. Część przewinie stronę rolką myszki na wpis człowieka z "czerwonym awatarem" czyli Luka. Cześć przeczyta, a jutro zapomni, a może jeszcze dziś zapomni, za chwilę, bo zobaczy na przykład.....gołą kobietę :facepalm: Jeszcze inni przeczytają, a i tak stwierdzą, że wiedzą lepiej, i nie ważne czy kiedyś byli na takiej imprezie, czy nie, oni zawsze wiedzą lepiej. Kolejni przeczytają i stwierdzą, że pisze to koleś, który nie osiągnął tyle co Ringery, więc trudno, niech się gryzie w dupsko. Ale jest też grupa ludzi, dla których każdy okruch informacji jest na wagę złota, którzy jedząc zupę myślą o ukształtowaniu dna w talerzu, którzy każdą chwilę wolną poświęcają na studiowanie forów, oglądanie YouTube, i śledzenie poczynań świata zawodniczo-feederowego, a kiedy nie są nad wodą to urabiają i mieszają zanęty na sucho w głowie. To właśnie oni doczytają ten wątek do końca - i niech im będzie na zdrowie ! Mam nadzieję, że ludzie będą wiedzieli coraz więcej i będą mieli coraz więcej umiejętności w pozyskiwaniu i stosowaniu tejże wiedzy. Może dzięki temu na zawodach będziemy oglądać nowe zdolne persony zajmujące "jedynki" sektorowe oraz wygrywające zawody. Może będzie jak w UK, że nie ma pewnych zwycięzców, i nudnej rutyny, tylko jest cała rzesza zawodników, którzy są super i mają szanse. Do tego to wszystko dąży i mam nadzieję, że takie zmiany, wg mnie na lepsze, nastąpią i to jak najszybciej.
Choć muszę przyznać, że z tego co obserwuję, coraz częściej tak jest. Czasem się nie spodziewasz, a tu "chyc" na podium ;)
Poza tym warto, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, obejrzeć film z zakończenia Matrixa w 2016. Sporo informacji można z niego wyciągnąć. Bardzo fajnie wypowiedział się Irek Durka, z którym miałem przyjemność wędkować cały "zawodniczy" (?) sezon.
Polecam.
-
No właśnie - ile używa a nie ile ma rozłożonych :)
Przecież On jest sponsorowany i podejrzewam, że nie musi wędek kupować. Podejrzewam też, że duża ilość rozłożonego sprzętu to wymóg sponsora bo to jest forma REKLAMY.
W Polsce bawimy się i startujemy za swoje. Dwie - trzy wędki rozłożone na stanowisku w zupełności wystarczają do prawidłowego ogarnięcia zawodów. Tym bardziej, że w 95% podstawową rybą łowioną w Polsce jest karp.
Wg mnie nie ma co porównywać zawodów w UK i Polsce.
Nie zrozum mnie źle - ja nie twierdzę, że sprzęt jest potrzebny aby wygrywać, że nie da się na czymś tańszym zrobić wyniku. Bardziej chodzi mi o to, że jak poziom się wyrówna, to będą się liczyły drobne szczegóły, niuanse. Takimi jest właśnie lepszy sprzęt. Nie ma sensu pisać kto czym łowi, bo jedni używają amortyzatorów i sztywniejszych kijów, drudzy zaś bardziej miękkich. Jak pisałem - ani Steve ani i brat Phil, nie wygrywają wcale wszystkich zawodów non stop... :)
Co do sprzętu to jeszcze istotną rzeczą jest sponsoring. Faktycznie tutaj łowiący w UK mają zagwarantowany sprzęt najlepszej klasy. Ale jest to też 'coś za coś'. Jest presja, trzeba być skutecznym, być na 'świecznikach'. Trzeba też wygrywać zawody aby mieć z nich kasę, aby nie dopłacać. Taki Dave Harrell, pomimo, że kosi na rzekach i jest bardzo dobry, od lat nie wygrywa głównych zawodów, nawet chyba nie stawał na pudle. Poziom jest strasznie wysoki, umieją łowić dobrze wszyscy finaliści. Liczy się każdy szczegół, czynnik szczęścia również.
Dwa lata temu bodajże na jednym z festiwali na komercji, nie pamiętam jakiej firmy, w finale wystartowało kilkudziesięciu wyczynowców. Była tylko jedna nagroda - główna, 25 000 funtów. Wyobraźcie sobie - jeden z redaktorów gazety, Ben Fisk, przegrał wtedy o kilkaset gramów (złowił ponad 50 kg ryb). Gdyby złowił jednego F1 więcej, on wracałby z dużą sieką. A tak... Ja bym się pochlastał chyba :)
W Polsce jestem pewien, że nagrody będa coraz bardziej atrakcyjne, i coraz większe będzie zainteresowanie, a co za tym idzie i poziom pójdzie w górę. Podobna elita jak w UK się wytworzy na pewno, w sumie już mamy jej zaczątki. Firmy poczują kase w feederze, zainwestują. Będzie ostro! :D :D :D
Ale ja Cię bardzo dobrze rozumiem :)
I dlatego na końcu napisałem, że nie ma co porównywać zawodów w UK i PL - to są jeszcze inne światy...łowiska, sprzęt, otoczka, sponsoring itd. My się "bawimy" amatorsko w zawody - tam jest profesjonalizm i zawodowstwo.
A co do tajemnic i sekretów - ciekawe ile osób uwierzy w to, że cały zeszły sezon w koszyku podawałem pellet 2 mm Mondiala i czasem czystą zanętę MMM? Pewnie znikomy procent. W spławiku było to samo. Prostota się liczyła. Gdy zdradzaliśmy pewne rzeczy znajomym oni po prostu nie wierzyli w to. Marcin dobrze pisze - obserwacja, wiara i cierpliwość są bardzo ważne.
Zauważyłem jedną rzecz. Na jednych zawodach Nowak robi wynik. Na następnych zbiera cięgi. Na trzecich zmienia już całkowicie zanętę. Nie pomyśli nad powodami porażki poważnie tylko idzie po najmniejszej linii oporu. I tu jest pies pogrzebany...ale to się zdobywa z wiekiem 8). Szkoda, że nie mam 20lat mniej :)
-
Marcin: jak Ty nie trafiłeś do polityki? Taki talent nie został jeszcze "wyłowiony"? ;)
Ja tam w zawodach nie startuję, jestem zwykłym chłopkiem-wędkarkiem. Przeczytałem wątek uważnie (chyba, że nie umiem czytać) i .... żadnego okrucha nowej wiedzy nie wyłowiłem. Sorry - ale podzielam pogląd co niektórych, że zawodowcy (zawodnicy) feederowcy u nas: praktycznie nic konkretnego nie piszą na naszym forum. Oczywiście mają do tego pełne prawo.
-
Ktoś mądry kiedyś powiedział - " To nie zanęta łowi a głowa "
-
Powiem tak z własnego doświadczenia,nie ma magicznych zanęt czy przynęt.Równie dobrze możesz jechać na zawody z paczką białych robali i workiem pelletu i też możesz osiągać dobre wyniki.
-
Na Zdrowie Marcin,pozdrowionka dla Irka,gość niezwykle otwarty mało kolegów jest skłonnych do pomocy jak Irek.Ale są.
Wielki Szacun
-
Podobnie jak Syborg uwazam ten wpis Marcinie za bardzo dobry !
Szkoda ze wasza wiedza zawodowcow jest tak tajemnie schowana ...... przez was ....
ale rozumiem to i szanuje chcac wygrywac trza byc ostroznym...
Z tego co mi wiadomo 70 % z was i juz tak nie lowi na sonu , drenana , etc....
Przeciez dwa miechy ten san towar podawany do wody juz nie dziala i choc wielu mnie wysmieje to tak jest...
Ja lubie lowic duze rybki i wiem co pisze sonu byl umnie kilerkiem 4 lata temu teraz za, duzo gosci go podaje i po temacie...
trza zzukac dlubac ....
Cieszę się, że się podobało.
Za zawodowca się nie uważam. Startuję tylko w zawodach. Czuję się zawodnikiem, ale nie zawodowcem.
Wiedza jest chowana. To prawda.
Nikt z zawodników, wszystkiego nie zdradzi, bo nad większością zdobytej wiedzy pracowali długie godziny uczestnicząc w zawodach, czy po części treningach - bo "zwykłe" wędkowanie mało co do wędkowania na zawodach wnosi.
Ale istnieją też informacje, które żadną tajemnicą nie są. Nie pisze się o nich, chyba z zasady. Może z braku czasu. Nie wiem. Takie informacje, jakie można wyczytać w tym wątku to żadne tabu. To proste informacje, do których każdy ma dostęp, przecież żyjemy w dobie internetów - trzeba tylko chcieć.
Poza tym, i tak tylko mały procent ludzi wyniesie jakąś widzę dla siebie z takich informacji. Część czytających przeleci temat wzrokiem, bo za dużo literek, a za mało obrazków. Część przewinie stronę rolką myszki na wpis człowieka z "czerwonym awatarem" czyli Luka. Cześć przeczyta, a jutro zapomni, a może jeszcze dziś zapomni, za chwilę, bo zobaczy na przykład.....gołą kobietę :facepalm: Jeszcze inni przeczytają, a i tak stwierdzą, że wiedzą lepiej, i nie ważne czy kiedyś byli na takiej imprezie, czy nie, oni zawsze wiedzą lepiej. Kolejni przeczytają i stwierdzą, że pisze to koleś, który nie osiągnął tyle co Ringery, więc trudno, niech się gryzie w dupsko. Ale jest też grupa ludzi, dla których każdy okruch informacji jest na wagę złota, którzy jedząc zupę myślą o ukształtowaniu dna w talerzu, którzy każdą chwilę wolną poświęcają na studiowanie forów, oglądanie YouTube, i śledzenie poczynań świata zawodniczo-feederowego, a kiedy nie są nad wodą to urabiają i mieszają zanęty na sucho w głowie. To właśnie oni doczytają ten wątek do końca - i niech im będzie na zdrowie ! Mam nadzieję, że ludzie będą wiedzieli coraz więcej i będą mieli coraz więcej umiejętności w pozyskiwaniu i stosowaniu tejże wiedzy. Może dzięki temu na zawodach będziemy oglądać nowe zdolne persony zajmujące "jedynki" sektorowe oraz wygrywające zawody. Może będzie jak w UK, że nie ma pewnych zwycięzców, i nudnej rutyny, tylko jest cała rzesza zawodników, którzy są super i mają szanse. Do tego to wszystko dąży i mam nadzieję, że takie zmiany, wg mnie na lepsze, nastąpią i to jak najszybciej.
Choć muszę przyznać, że z tego co obserwuję, coraz częściej tak jest. Czasem się nie spodziewasz, a tu "chyc" na podium ;)
Poza tym warto, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, obejrzeć film z zakończenia Matrixa w 2016. Sporo informacji można z niego wyciągnąć. Bardzo fajnie wypowiedział się Irek Durka, z którym miałem przyjemność wędkować cały "zawodniczy" (?) sezon.
Polecam.
Marcinie ja szanuje wasze podejscie ! Mi tlumaczyc pewnych spraw nie trzeba ... wiedza jest cenna.
Marcinie miło by było kiedys siasc nad woda ty z Krzesiem ( znam Krzysia tylko z rozmow telefonicznych ) bo wiem ze smigacie wspolnie ja z Mirkiem..
my lowimy wieksze rybki ale i te mniejsze nie sa nam obce....
Na sezon 2017 wymienilem kilkanascie nowych przynet oraz kilka nowych linii zanetowo , pelletowych.... testow ciag dalszy...
-
Marcin: jak Ty nie trafiłeś do polityki? Taki talent nie został jeszcze "wyłowiony"? ;)
A tfu na psa urok :facepalm:
Bardziej cenię sobie spokojne życie (jeśli jest ono możliwe) i świeże powietrze niż walkę przy korycie :-X
i .... żadnego okrucha nowej wiedzy nie wyłowiłem.
Byś się nie przyznawał ;) :P
Zauważyłem jedną rzecz. Na jednych zawodach Nowak robi wynik. Na następnych zbiera cięgi. Na trzecich zmienia już całkowicie zanętę. Nie pomyśli nad powodami porażki poważnie tylko idzie po najmniejszej linii oporu.
O to to to .....
Na Zdrowie Marcin
To co ? Miłocin ? :fishonhook:
Marcinie miło by było kiedys siasc nad woda ty z Krzesiem
I Januszem ;) Janusz jest jak ..... jak......jak Guru Reaper....i nie byle jaki Reaper tylko front Reaper !
Bez niego nad wodę nie jedziemy :fishonhook:
I jeszcze byś poznał Tomka ! 8)
( znam Krzysia tylko z rozmow telefonicznych ) bo wiem ze smigacie wspolnie
Do Ciebie też dzwonił ? 8) :P Do mnie też czasem dzwoni ;)
-
Miłocin ;D
Fakt film Matrixa dużo mówi,ale więcej pokazuje
-
Mogę prosić o link do w/w filmu ????
-
-
Marcin: jak Ty nie trafiłeś do polityki? Taki talent nie został jeszcze "wyłowiony"? ;)
A tfu na psa urok :facepalm:
Bardziej cenię sobie spokojne życie (jeśli jest ono możliwe) i świeże powietrze niż walkę przy korycie :-X
i .... żadnego okrucha nowej wiedzy nie wyłowiłem.
Byś się nie przyznawał ;) :P
Zauważyłem jedną rzecz. Na jednych zawodach Nowak robi wynik. Na następnych zbiera cięgi. Na trzecich zmienia już całkowicie zanętę. Nie pomyśli nad powodami porażki poważnie tylko idzie po najmniejszej linii oporu.
O to to to .....
Na Zdrowie Marcin
To co ? Miłocin ? :fishonhook:
Marcinie miło by było kiedys siasc nad woda ty z Krzesiem
I Januszem ;) Janusz jest jak ..... jak......jak Guru Reaper....i nie byle jaki Reaper tylko front Reaper !
Bez niego nad wodę nie jedziemy :fishonhook:
I jeszcze byś poznał Tomka ! 8)
( znam Krzysia tylko z rozmow telefonicznych ) bo wiem ze smigacie wspolnie
Do Ciebie też dzwonił ? 8) :P Do mnie też czasem dzwoni ;)
Moze wybieracie sie na poludnie .... u nas jest wiele super lowisk aby sobie kijki pomoczyc......
-
Wielkie dzięki :thumbup: