No ale to trochę jakbyś twierdził, że nie ma sensu dbać o owce, kury, świnie i inne zwierzęta domowe, bo ich los jest 'przypieczętowany', lub też uważał, że można robić co się chce...
Problem polega na tym, że takie kury znoszą jajka - nie zabijamy więc ich i nie mrozimy, bo jajec wtedy nie będzie. Tutaj działa coś innego - jak będziemy zabierać ryby a w takim stopniu jak teraz, to na wielu wodach PZW nie będzie co łowić, w praktyce już jest kiepsko. Trzeba dbać o ryby aby ich liczba była na stałym poziomie, aby mogły się odradzać naturalnie.
Pomijam kwestie moralne, i ataków tych co wypuszczają na tych co biora i na odwrót. Ja jestem za zdrowym rozsądkiem. Łowię i wypuszczam, a ponieważ to czynię, zależy mi aby ryba wróciła w jak najlepszej kondycji.Gdzieś tam głęboko czuję tez jakiś moralny obowiązek aby tak robić (dbać), czuję szacunek do tych zwierząt. Skoro mogę pomóc w jakiś sposób swoim zachowaniem - pomagam. Kiedyś sam się broniłem przed podbierakami, matami, hakami bezzadziorowymi. Teraz nie mam z tym problemu, używam ich na co dzień, ryby praktycznie zawsze przeżywają, mnie to cieszy, kłopotu nie odczuwam.
Problem jaki porusza ten wątek dotyczy pewnego zachowania, jakie wciąż w Polsce jest popularne. Z dziada pradziada ryby zabierano, więc teraz też to się robi... Szkoda jednak, że ktoś zbudował taka ideologię na przekór tym co głoszą złap i wypuść, tylko na przekór... Bo jeżeli ryb zaczyna brakować, a ja sobie narzucam przykaz zabijania wszystkich, to coś nie gra. Jeżeli jeszcze szukam kiepskiego upsrawiedliwienia, jakim jest 'nie znęcanie się nad zwierzętami poprzez branie wszystkiego' - to w ogóle jest to rozumowanie pełne dziur i konfliktów. W ten sposób można zabić ostatnie zwierzę lub wyciąć ostatnie drzewo. Bo dziad i pradziad tak robili... Jeżeli ryb byłoby mnóstwo, pewnie problem byłby marginalny, jednak Polska posiada najgorsze wody w Europie pod względem ilości ryb (dużych, nie mówię o drobnicy). Dlatego warto myśleć zdroworozsądkowo.
Najlepiej zachować właśnie zdrowy rozsądek. Jednak trzeba tez miec na uwadze fakt, że czasy się zmieniają. Dbanie o zwierzęta, szukanie sposobów aby było im lepiej, to znak naszej epoki. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu mało kto przejmował się losem zwierząt, takie psy na wsiach były traktowane często w straszny sposób, cały czas na łańcuchu, często krótkim. Teraz jest inaczej, są schroniska, promuje się dobre traktowanie ,naszych milusińskich'. Wszędzie (gdzie się dawało) praktycznie polowano na lwy, tygrysy, zabijano wieloryby, słonie... Dla futer, kłów, mięsa i tłuszczu... Teraz nie trzeba tego robić, zaczęto chronić zwierzęta, zbiera się ogromne sumy aby pomagać zagrożonym gatunkom... Nie widzę powodu aby nie robić tego i z rybami. Zwłaszcza, że jak wypuścimy je, to jest szansa, że dadzą potomstwo, może złowimy je jeszcze raz? Coraz powszechniejszy staje się termin wędkarstwo sportowe, gdzie nie łowi się ryb w celu zjedzenia ich, ale dla pewnej satysfakcji. Myślę, że jako wędkarze nie mamy się czego wstydzić tutaj. Ostatnie badania potwierdzają, że ryby nie odczuwają bólu - przynajmniej nie jest to coś co my rozumiemy pod takowym pojęciem. Jeżeli więc dbamy o ryby, będąc członkiem lokalnych kół, jesteśmy trochę niczym pasterz. Ja się tak czuję trochę

Nie ma sensu ciągnąć tematu znęcania się na d zwierzętami- bo można dojść do pewnych dziwnych wniosków (czy pijąc mleko nie wspieramy przemysłu, który powoduje cierpienie u krów? Przecież to nie jest ich naturalny stan tylko wymuszony - i takie tam). Znałem człowieka co odmawiał jazdy samochodem, bo zabijał owady

Byłoby fajnie, jakby wędkarze dawali się przekonać do lepszego traktowania ryb. Na pewno byłyby lepsze wędkarsko wody!