Panowie - wskazywanie ile wydajemy na sprzęt przy stanie wód jest pozbawione sensu. Zwłaszcza osoby nie zabierające ryb mogą mieć więcej do powiedzenia, co?
Dyzma - niestety operat zablokuje nadmierne zarybiania, chyba że władujecie coś na lewo do wody. To nie jest tak, że jest 'ściepa' i kupujemy tyle kilo ryby ile mamy kasy. Ponadto jeżeli wszystko ma polegać na zasadzie zarybiamy/odławiamy - to jest to nierozsądne. Trzeba ryby chronić, dlatego górne wymiary ochronne, tak nielubiane przez IRŚ lub PZW są jak najbardziej na miejscu. W ogóle zarządzanie łowiskiem nie jest łatwą rzeczą - dlatego współpraca z ichtiologami jest jak najbardziej wskazana. Na wielu wodach PZW stan rybostanu można określić jako katastrofalny lub bardzo niski (w ujęciu wędkarskim) - warto więc bazować zarówno na tarle przeżyciowym jak i zarybieniach. Rozsądek, rozsądek i jeszcze raz rozsądek.
Druga sprawa to zaglądanie do kieszeni wędkującym. To trochę nie na miejscu. To tak jakby na stacji benzynowej cena paliwa zależała od samochodu jakim przyjeżdżamy, właściciel by nam ją 'sugerował'. To, że ktoś przyjechał Porsche nie znaczy , że ma płacić 10 zeta za litr benzyny. Brakuje odpowiednich przepisów, pewnych schematów, które mogłyby powielać koła PZW. Niestety zabieranie wszystkiego nie wchodzi w grę, woda tyle nie urodzi. A jeżeli ma to wyglądać w ten sposób, że wali się tony ryb do wody co roku - to sorry - ale to jest o wiele gorsze niż komercja. Według mnie utrzymywanie w Polsce tak wysokich limitów ilościowych i wagowych, połączonych z brakiem kontroli i niskimi karami - prowadzi do wyjaławiania wód, dodatkowo wprowadza się gatunki niszczące łowiska. Ilość karpików z wód PZW i linów w wynikach mówi sama za siebie - gdzie lin to przecież rodzima, podstawowa ryba.