Niesamowite są te dyskusje typu komercha be, PZW super.
Od razu zaznaczam, że na komercji praktycznie w ogóle nie łowię.
Generalnie osoby wyrażające się skrajnie negatywnie o komercji mają przed oczami prostokątny staw z tucznikami, a same łowią zapewne na jakichś dzikich jeziorach (a przynajmniej tak sobie wody PZW w swych umysłach przedstawiają).
Sam mam dostęp jedynie do małych glinianek i żwirowni. Największy zbiornik w okolicy to Zalew Żyrardowski całe 14 ha i dla mnie to jest potężna woda. Do tego dwie z tych okolicznych żwirowni są już na całe szczęście zbiornikami NK. I teraz proszę mi powiedzieć, czym się różnią te dwie żwirownie od komercji?
A w czym są gorsze albo lepsze łowiska różnych stowarzyszeń? Albo zbiorniki licencyjne PZW? To jest jeszcze PZW/dzika woda, czy już nie? Zniżylibyście się, piewcy dzikich wód PZW, by zamoczyć kija w takim Jeziorze Miłoszewskim, czy jednak nie, bo to nie jest woda PZW, więc się nie liczy?
A czy dobrze zarybiona woda PZW z górnymi wymiarami, od lat pilnowana to jeszcze PZW, czy to prawdziwe PZW to musi być takie przetrzebione przez dziadów, w którym człowiek uprawia masochizm, bo istnieje jakieś tam prawdopodobieństwo, że coś większego się jeszcze uchowało. I jeśli w tak zdegradowanym zbiorniku, całkowicie odbiegającym rybostanem od warunków naturalnych, uda się coś czasem większego wymęczyć, to tylko wtedy jest to prawdziwy sukces godny prawdziwego wędkarza?
Podział PZW/komercja sobie wymyślili
