A teraz Wam napiszę jak wygląda przykład przeciętnego wędkarza-filozofa-cwaniaka-pseudoprawnika.
Siedzę sobie nad wodą i łowię, a przychodzi jakiś dziadek, który zamiast łowić tak jak ja tyra wzdłuż brzegu kanału, dookoła stawu itd. robiąc dla mnie robotę. Żebym miał świadomość, że to na co się zrzucam jest choć odrobinę pilnowane. W interesie moim, moich kolegów, nas wszystkich. Ale ja tego nie rozumię. Jestem bucem.
Kiedy pojawia się problem? No problem pojawia się wtedy, kiedy zrobił bym coś nie tak. Zapomniał o nieszczęśnej dacie i numerze łowiska, zapomniał wpisać złowioną wcześniej rybę, kiedy po moim stanowisku walały by się śmieci a ja dokładał bym w koło pety z fajek, które sobie popalam co jakiś czas, kiedy nie miał bym uprawnień.
Tylko teraz, tak na chłopski rozum. Kto tutaj do cholery jest ten "zły"? Ja, czy ten strażnik, który to ujawnił? Daje mi to podstawę do tego, by psioczyć na niego, opisywać w mediach, tworzyć nagonkę, bo cholera, ja biedny wędkarz jestem PRZEŚLADOWANY. No nie, strażnicy mają tylko chodzić po brzegach i kiwać palcami. A ja, najmądrzejszy wędkarz, oczytany w prawie mogę robić co mi się podoba. I nic, że w regulaminie stoi jak byk, że mam przestrzegać przepisów ustawy, regulaminów, zarządzeń PZW. Jest to nieistotne. Strażnik ma latać, najlepiej mnie nie kontrolować tylko innych, upominać. W końcu to jego psi obowiązek, co nie?
///
Jeżeli wygasa ta wiara w robienie dobra, jest źle. Bo kończy się ta dobra motywacja, zaczyna się tumiwisizm lub właśnie chęć okazania swej wyższości.
Jeżeli wygasa chęć pomocy bo zaczyna się tumiwisizm to znaczy ze trzeba oddać odznakę i przestać być społecznikiem.
A ja uważam zupełnie odwrotnie. Jakieś przekonania i chęć robienia dobrej roboty - jak najbardziej. Ale nie powinno się tego traktować osobiście. Tam, gdzie kończy się robienie po prostu tego, do czego jest się powołanym, mogą zaczynać się patologie. Zbyt poważne traktowanie obowiązków, jakaś nadmierna chęć szukania sprawców, tych złych może powodować złe zachowania u strażnika. Strażnik powinien kierować się zakresem swoich obowiązków wynikających z ustawy, uprawnień i robić swoje. Widziałem już strażników, którzy zbyt poważnie traktowali swoje obowiązki i osobiście mnie się to nie podoba. Olewactwo jest bezsensowne, w końcu do czegoś się ten człowiek deklaruje. Ale znów traktowanie tego zbyt ambitnie nikomu dobrze nie służy. Później taki strażnik na siłę szuka wyników lub po prostu każdego traktuje jak potencjalnego sprawcę wykroczenia. A to jest złe. Strażnik musi robić co do niego należy. Być kolegą dla wędkarzy a ujawnione wykroczenia przekazywać właściwym organom. Tyle.
Ostatecznie, co mnie, wędkarzowi grozi za to, na czym złapał mnie ten zły strażnik.
Praktycznie nic. Jeśli jest to pierdoła, to sprawa kierowana jest do rzecznika dyscyplinarnego koła. Ten zły strażnik, oprócz tego, że miał czelność mi zwrócić uwagę na moje przewinienie, musi napisać wniosek o ukaranie. Wypełnić kwitki po kontroli. Później rzecznik uprawia kolejną papierologię, do której jest ZOBOWIĄZANY. Później zbiera się sąd, kolejni społecznicy, którzy muszą się zebrać w minimum 3 osoby i stwierdzić, że przewinienie jest niskiej wagi i należy mi pogrozić palcem i dać upomnienie.
A ja? No ja jestem ten dobry i wszystkowiedzący wędkarz. Ten, który nie robi nic poza łowieniem i nawet nie chce mu się przeczytać małej książeczki i stosować się do kilku zapisów.
Fajny ze mnie gość, co nie?