Dlatego nie ma sensu edukować poprzez siłowe wlewanie oleju do głowy. Najlepiej edukować na dobrych przykładach. Jak zorganizujesz jakieś łowisko No Kill w okręgu i okaże się, że można tam fajnie powędkować (bynajmniej nie połowić) i że atmosfera wypoczynku jest przednia, to ludzie zobaczą, że warto tam jechać. Z czasem, powoli wody wędkarskie będą wypierać wody rybaków - amatorów.
Dlatego zaczynać trzeba od małych rzeczy. Jedna woda, góra kilka w okręgu, by rybacy - amatorzy nie burzyli, że się im połowy odbiera. Oczywiście łowiska No Kill nie wymagałyby nakładów (lub wymagałyby mało) na zarybianie, więc licencje na te wody byłyby tańsze.