Co prawda,łowiłem na Dzierżnie ledwie 5 kilkudniowych zasiadek,ale nie mogę sobie wyobrazić,że już tam nie połowię,a mówi to człowiek,który ma do tej wody 560km. Nawet nie umiem domyślać się,co czują miejscowi wędkarze,bardzo im współczuję. To,co wydarzyło się,to już nawet nie jest tragedia,to jest zbrodnia nie tylko na ekosystemie Dzierżna,ale na każdym sercu,które zachwyciło się tą przewspaniałą wodą. To jak zniszczyć wędkarską mekkę,złoty gral każdego wędkarskiego marzyciela o wielkich okazach. Osobiście bardzo to mnie dotyka i bardzo chciałbym pomóc,chociaż finansowo. Wydaje mi się,że jest zasadne i uczciwe,by została stworzona zbiórka dobrowolna ,w ramach pomocy dla tej wody. Szkoda,że miejscowe koło takowej nie organizuje.
Można spierać się o przyczyny obumarcia populacji ryb,natomiast trzeba myśleć o przyszłości,a ta nie rysuje się kolorowo.
Chciałbym móc znowu przebyć te ponad pół tysiąca kilometrów,by połowić te niesamowite okazy leszczy,karpii,karasi.
Uważam,że jest to możliwe i to w niedalekiej przyszłości. Dzierżno ma wspaniałe warunki naturalne do rozrostu ryb,pytanie jak zaradzić,by katastrofa nie nastąpiła po raz kolejny.
Nie znam szczegółowych danych strat,natomiast dla przykładu,J.Rajgrodzkie 1460h,potrafiło mieć kilkanaście zaciągów sieci w roku,z czego każdy oscylował w przedziale wagi 5-15 ton żywej ryby.a nie jest to zbiornik z okazowymi sztukami,jak Dzierżno,a jest odławiany od ponad 25 lat.
Nie wierzę,że woda jest całkowicie zabita. To głęboki ,potężny akwen ,którego zasób,raczej liczony powinien być w tysiącach,aniżeli dziesiątkach ton ryby.
Pomór jest potężny,ale nie całkowity.
A przynajmniej chcę w to wierzyć.