Nareszcie na rybach

Piękna, słoneczna pogoda, cieplutko. Może tylko trochę wiatr przeszkadzał. Ale i to nie za bardzo. W zasadzie to nie było chyba opcji, by coś mi zakłóciło atmosferę wyjazdu.
Nawet fakt, że o mały włos i musiałbym szukać jakiegoś rolnika z traktorem, bo trochę podmokły grunt był. A uparłem się, że zawrócę w tym to, a tym miejscu. Na szczęście skończyło się na chwili stresu, a później... czysta przyjemność wędkowania.
Pierwotny plan zakładał wyjazd na kędzierzyński no-kill, ale po przybyciu musiałem się szybciej ewakuować, aniżeli przyjechałem. Dlaczego? Cały, 9-cio hektarowy staw, zajęty. Zatem alternatywą stała się pobliska "zaporówka" w miejscowości Ujazd.
Na ogień poszedł klasyk i metoda. Jak się okazało później - każdy wybór był trafny. Metoda dała mi 20, może 25cm leszcza, a klasyk... Oj klasyk mnie zaskoczył. Na dzień dobry uwiesił się rak, a później niewielki krąp. Jeszcze było jedno branie, wydawało mi się, że zacięte w tempo, ale coś spadło.
Jednakże cały pierwszy, inauguracyjny, wyjazd uważam za bardzo udany.
W niedzielę ciąg dalszy zmagań. I nie wiem, czy nie pojadę w to samo miejsce - z tą jednak różnicą, że dużo wcześniej.