W południe wyskoczyłem nad wodę. W sumie to nie miałem za bardzo koncepcji gdzie jechać. Pytałem wcześniej syna, czy chciałby pojechać nad wodę, "pomoczyć dupę", ale stwierdził, że "On odpoczywa w domu po tygodniowym pobycie w Turcji All Inclusive". Dobra, skoro tak... Pierwszy wybór padł na Komorów. Stary, nieco zapomniany. Ale z racji problemów natury przejezdności dróg dojazdowych (wertepy i inne nierówności) odpuściłem po uprzednim oglądnięciu dwóch miejscówek.
Pojechałem na "Stare Trzydniaki". Z czapy wybrałem pierwszą-lepszą miejscówkę i rozłożyłem jednego pickera na metodę. Znalazłem fajne wypłycenie w granicach 37-39 metra i zacząłem obławiać. Na końcowy wynik złożyły się dwa liny (takie po 20, 22cm), jedna spinka i złamana szczytówka. Tą ostatnią da się spokojnie odratować.
Wyjazd zrobiły mi te dwa liny. Tak rzadko goszczą u mnie na haku, że mało nie posiadałem się z radości. Pełni szczęścia dodało lekkie opalanie. Wyjazd niby z czapy, ale za to bardzo miły. W sumie to można powiedzieć, że obiecujący początek urlopu. I nie będzie to urlop typowego polaka (czyt. remont mieszkania).