Ostatnimi czasy szukam kąta do zdechnięcia

, bo sezon wakacyjny zazwyczaj jest u mnie słaby. Klubowa glinianka ma swoje niesamowite fanaberie, a w mojej rzece występuje monodominacja japońców, które skutecznie nie dopuszczają innych ryb, a mnie doprowadzają do kurwicy

. Z tego też powodu ostatnie nocki traktowałem mocno niezobowiązująco - biwak, chill, zimne

i karciochy z kumplami

.




Nie skupiam się na jednej technice, więc idąc za ciosem postanowiłem spróbować czegoś nowego. W zeszłym sezonie zakończyło się na planach i lekkim uzupełnieniem akcesoriów, w tym natomiast trza to było przekuć w czyny. Ostatnie trzy piątki oddałem się nocnemu, rzecznemu polowaniu na wąsacze z użyciem spławika podwodnego z grzechotkami. Plotki o połowach "sumiarzy" z ostatnich sezonów lekko mnie zmotywowały do powrotu nad mętną rzekę, a ekscytacja z odkrywania nowej przygody przyćmiła rozsądek. Pierwsza zasiadka na sumnitę i o 2.30 udaje mi się wyciągnąć pierwszą, godnych rozmiarów kijankę od wielu lat.

Fajnie otrzymać nagrodę za "sumienne" przygotowanie, ale mały niedosyt pozostaje, bo od trzech zasiadek to jedyna ryba na 2-4 osoby. Wiedziałem, że nie będzie lekko, ale spodziewałem się nieco lepszych efektów, choć być może miało na to wpływ ochłodzenie, które zagościło od pewnego czasu. Boję się tylko, że zabraknie mi czasu na sumy, bo w konkurencji jest Odra, która obecnie wędkarsko zaczyna odżywać, a nie ukrywam, że to dla mnie priorytet na ten sezon. Póki co trza brać, co woda daje...


