Dokładnie. Deficyt kaloryczny to podstawa.
Rok temu przez 3 miesiące w okresie grudzień - luty (bez weekendów) jechałem na diecie pudełkowej na 2500kal. Moje dzienne spalanie, o ile początkowo było w okolicach 2800-3000kal, to z czasem wychodziło ok.4000kal, biegając tygodniowo po ok. 60km. Z 91,90kg na 86,15kg spadłem wtedy. Potem był cykl zawodów, a od września wszedłem w fazę roztrenowania podczas, której złapałem jakiegoś gównianego krztuśca chyba. Pokaszliwanie trzymało mnie do grudnia br.
Obecnie mam 94,40kg i od końca listopada moja waga wraz z poziomem tłuszczu stoi w miejscu. Nie wiem co jest grane. Posiłki robię samemu. Nie liczę kalorii, ale na czuja wydaję mi się, że robię je z głową. Pieczywa białego nie jem, cukru w zwyczajnej postaci od lat nie stosuje, słodycze jem rzadko, napojów słodzonych nie pijam. Póki co od 3 treningów zauważyłem lekki progres w tętnie i tempie podczas biegania, ale on z wielkim trudem drgnął. Intensywności i obojętności na razie nie zwiększam jakoś radyklanie bo skończy się to kontuzją przy obecnej wadze. W każdym razie na tegoroczny maraton w Kraku, który jest 6.04 , tak by złamać 4godz., raczej nie zdążę się przygotować
A tu taka ciekawostka....dzień koncertu Illusion&Flapjack

