W obecnym domu miałem dwa syberyjskie. Jeden lubił chiński plastik... i trzeciego zabiegu nie przeżył. Drugi, Neva Mascarade, przepiękny po prostu... Żył sobie i nagle dostał zatoru, odcięło mu łapy i uśpienie. Ot tak, masz kota, nie masz kota

Teraz miałem dwa Maine Coony. Demona zabił mi kilka miesięcy temu samochód. Umarł mi na rękach. To był najcudowniejszy kot, jakiego w użyciu miałem... Teraz została dzika kotka z obciętymi przez kogoś uszami. Zakochała się w Demonie bez pamięci i wszędzie za nim łaziła. Po pół roku dała się patykiem dotknąć... Potem ją sąsiad przejechał... Miała mieć amputowany ogon i łapę. Zostawiłem. Ogon był sparaliżowany, noga wyrwana... Po miesiącu tylko było widać, że coś kiedyś ją trafiło, bo tylne łapki stawia jak modelka. Ogon odżył. Teraz jest największym przytulasem ze wszystkich. Ogląda ze mną telewizję. Naprawdę siedzi, śledzi akcję, rusza główką... Nigdy żaden inny z moich kotów tak nie robił. Została ona, Maine Coonka i przyplątał się skundlony syberyjski. Miał obroże, ale ciągle u nas na tarasie siedział. Czipa brak. Po pół roku pozwoliłem mu wchodzić. Kot ewidentnie był bity. Boi się gwałtownych ruchów czy szmaty w ręce... Na łóżko jak go wziąłem, to ze strachu aż nie mógł oddychać. Jest z nami już rok i już na rękach lubi, na łóżku mruczy... Ale panika, jak się szybciej ruszysz chyba z nim zostanie...
Po śmierci Demona już nie bierzemy żadnych innych kotów.
Edit: jeszcze z rodzicami w bloku miałem różne dachowce. Jeden żył z nami 22 lata! Zdechł ze starości mamie na rękach.