Ja tam nie jestem jakimś maniakalnym wyznawcom "złów i wypuść",natomiast jestem na tyle świadomy tego co robię,że rzadko biorę rybę do domu.Zdarzy się ,że jakiegoś karpika z zarybień wezmę ze 2-3razy w roku,i w sumie też go nie jadam,daję teściowej ,taki z niej smakosz.
Tutaj to takie zachowanie trochę szubrawcy,jakiegoś cichego złodzieja.Nie wiem jak to nazwać.Mają niektórzy Polacy taką właśnie cechę,że nie widzą umiaru. Ryba bierze-wezmą co się da, grzyby są - nawalą cały bagażnik w aucie, jadą na jagody - biorą 3 wiadra i zbierają "grzebieniem".
Dziwna sprawa,dziwna cecha,na dodatek bardzo przykre konsekwencje to ma...
Najbardziej jest mi smutno,jak pomyśle,że człowiek ma kilku zaufanych kolegów (załóżmy 4),niech każdy ma podobny połów i bierze rybę, niech połowy są po 3x w tygodniu i tak przez miesiąc. Ileż w takiej sytuacji odłowią?Strach pomyśleć.
A Ty potem siedź nad wodą i wspominaj jak 20 lat temu ryba brała...