Dziś wybrałem się po raz pierwszy w tym roku z długimi kijami.
W zeszłym roku rozpocząłem 15 marca. W tym roku 18.
Wydaje mi się jednak, że jest chłodniej niż w zeszłym roku. Woda lodowata.
Byłem sam na zbiorniku. Opłacało się jechać godzinę, żeby posiedzieć w ciszy.
Odwiedziła mnie tylko Państwowa Straż Rybacka. Sprawdzenie dokumentów i "do widzenia". W zeszłym roku w ogóle nie byłem kontrolowany. Zawsze jednak zastanawia mnie dlaczego nigdy, przez tyle lat wędkowania, nie zdarzyło mi się, żeby kontrolujący zapytał mnie czy nie zauważyłem przypadkiem czegoś podejrzanego, niepokojącego. Odnoszę wrażenie, że sprawdzenie papierów jest rzeczą najistotniejszą. Obecnie nie chodzę już na patrole, ale kiedy chodziłem, zawsze pytałem wędkarzy i często dowiadywałem się ciekawych rzeczy. Bardzo często to właśnie informacje od wędkarzy pomagały nam namierzyć kłusowników.
Na stanowisku, na którym siedziałem, było ognisko. Najpewniej rozpalone poprzedniej nocy. Było też sporo śladów łusek.
Łowiłem na 2 feedery. Jeden był z metodą, a drugi z koszyczkiem przelotowo i przyponem 30 cm z fluorocarbonu.


Najpierw na metodę zameldował się skalar. Potem już tylko karpiki. W sumie 16 wyciągniętych i 3 spięte. Pewnie jesienne zarybienie. Wszystkie od 30-40 cm.
Pierwszych kilka brań było na metodę (zanęta MMM), przynęty różne: dumbellsy, ser żółty, parówka, mielonka.


Postanowiłem więc trochę potestować. Zamieniłem wędki, bo zarzucone miałem w dwóch różnych miejscach. Po zamianie brania na trochę ustały. Potem pojawiły się w obu lokalizacjach, jednak na zestaw z koszyczkiem były znacznie rzadsze. Zanęta do koszyka: Sensas Gros Gardons + trochę Dragon XXL + mini-kulki, pellet 6 mm, kawałki parówki. Późnej przybliżyłem do siebie zestawy i brania były ona obu wędkach. Łowienie na dwa tak różne zestawy jest nieco kłopotliwe. Zupełnie inne są bowiem brania na metodę, a inne na koszyk przelotowo z długim przyponem. Trzeba rejestrować różne rodzaje brań i reagować nieco inaczej w obu przypadkach. Na metodę brania - z uwagi na budowę zestawu i samozacięcie - brania były zdecydowanie bardziej pozytywne i szybsze po zarzuceniu. Przy koszyku więcej było wskazań zanim nastąpiło właściwe branie. Podciąganie zestawu znacząco przyspieszało branie.
Dało się odczuć, że przy połowie karpików metoda jest naprawdę skuteczna.



Na paróweczkę




Tutaj chyba żółty dumbells Drennana.




Dobra mielonka


Zanęta do koszyczka.




Teraz tak sobie myślę, że trochę nie do końca dobra była moja dzisiejsza strategia. Postanowiłem, że w tym sezonie będę częściej łowił dwoma feederami. Nieco rzadziej niż zwykle na spławik. Nie wziąłem jednak pod uwagę, że o tej porze (woda jeszcze bardzo zimna) nie ma co liczyć na ryby inne niż zarybieniowe karpiki. Przynajmniej na znanych mi wodach stojących. Jest to natomiast dobry okres na złowienie ładnej płoci. Tak więc kolejny wypad będzie już zapewne ze spławikiem, bo takie łowienie karpików jest trochę nudne.