Witam
Dzięki chłopaki za
, mjmaciek dziękuję za zaproszenie na łowisko, pomyślę nad tą kwestią
Jesteś kolejną osobą z forum która mnie zaprasza na wody komercyjne, tak więc dziękuję wszystkim kolegom za zapraszanie mnie na swoje wody, pomyślę w przyszłości, nigdy nie mówi się nigdy. A w tym roku skupię się do końca na swoich wodach.
Jeszcze raz dziękuję za propozycję.
A więc krótka relacja z wczorajszego pobytu nad wodą.
Pojechałem popołudniu, było nawet ciepło. Szybki wypad na pobliską rzeczkę. Dojście do łowiska przedzierając przez krzaki, zaszedłem na miejsce. Wziąłem ze sobą 3 krótkie stare wędki. W raz ze starymi kołowrotkami. Dwa kijki - 270 cm długości. Jeden kijek do spinningowania - 240 cm. Stare ale jare, lepszych nie potrzeba do połowu na tą rzeczkę. Zwróćcie uwagę na mój cień - nawet cień mi kibicuje, odwdzięczając się
Z jednego miejsca na drugie przedzierałem się przez krzaki, po prostu docierałem na miejsce nie uczęszczane przez innych wędkarzy. Cisza spokój, obcowanie z naturą. Miałem 2 godziny do zachodu słońca. Pospinningowałem sobie, złowiłem 2 krótkie, takie może ze 40 cm szczupaczki. Nie wstawię zdjęć tych ryb, bo nie robiłem. Znacie mnie, po co mi jakieś pieprzenie, że krew leci, wiszą jak na szubienicy. Więc odpuściłem sobie wstawiania tych małych szczupaczków. Jednego miałem takiego konkretnego, ale ściął mi gumę tylko kij się wygiął. Nie używałem przyponu stalowego, więc szczupak łyknął gumę, odciął i odpłynął. Na co chcę jeszcze zwrócić uwagę, że na tym miejscu, które znalazłem i wędkuję jest spora liczba szczupaka. Dużo odprowadzało przynętę - wiecie o co chodzi - płynęły za moimi gumami. I nie zdecydowały się na atak. Co gorsza, spinninguje już w tym miejscu, któryś raz z kolei to oprócz małych sandaczy i szczupaków, nie złowiłem ani jednego okonia. Czyżby tutaj ich nie było? Dziwne.
Pomału robiło się ciemno, rozłożyłem gruntówki, udeptałem sobie miejscówkę, żeby po ciemku nie wpaść z wysokiego brzegu do wody.
Na jeden zestaw czyli pierwszą wędkę rosówka, samodzielnie wylany nie duży ciężarek, haczyk nr 4, krętlik. W razie złowienia węgorza, węgorz lubi tak jak ostatnio robić betoniarkę - kręcić się w koło, aż ukręci żyłkę. Na drugą wędkę zestaw podobny, z tym, że na haku nr 4 nie wielka uklejka, zaczepiona za pyszczek.
Zrobiło się już fajnie, rosówkę tak jak zarzuciłem tak był spokój, drobnica jakaś skubała ją delikatnie. Zaś na rybkę miałem odjazd. Poczekałem chwilę, przycięcie, jest ryba. Holuje, wyciągam - zestaw obcięty. Szczupak lub sandacz. Węgorz lub miętus nie obcinają żyłek. Pół godziny później kolejny odjazd na tą samą wędkę, ta sama historia. Żyłka w czasie ściągania ryby, znów przypon ucięty. Kolejny szczupak lub sandacz. Była godzina 21.40, miałem pojechać ostatnim autobusem który jest 23.45, ale bym nie wyrobił. Wybierając się na ryby założyłem tylko cienki podkoszulek i polar a [potem się ochłodziło i to nie było wystarczające, było mi bardzo zimno - tylko 8 stopni oraz opadająca mgła. Kije i plecak miałem cały mokry, na dodatek jeszcze wiało. Po prostu za cienko się ubrałem do dłuższego posiedzenia nad wodą. Miałem około 20 minut do wcześniejszego autobusu. Więc postanowiłem zakończyć wędkowanie i jechać do domu. Jadać do domu, pomyślałem sobie, że na przyszłą wyprawę porobię sobie stalowe 15 cm przypony, pod martwą rybkę i dopiero wtedy postawię dwa zestawy w wodzie i zobaczymy wtedy kto będzie górą. Nie te ryby, które po ciemku obcięły mi przypony, po prostu przeleciały sobie ze mną w chuja
To więc ja im się za to odwdzięczę w taki sposób w jaki sobie zaplanowałem.
Pozdrawiam